Wynik "przymierza miecza i kropidła"

Gazeta Wyborcza/KAI/a.

publikacja 21.09.2004 05:38

Pierwszy katolicki ksiądz stanął wczoraj przed Międzynarodowym Trybunałem w Aruszy w Tanzanii za zbrodnie ludobójstwa popełnione w 1994 r. w Ruandzie - informuja Gazeta Wyborcza.

Dziennik napisał: Oskarżony jest o to, że przewodził rzezi swoich 2 tys. parafian Tutsi, którzy schronili się w jego kościele Latem 1994 r. maleńka Ruanda stała się miejscem jednej z najstraszliwszych zbrodni współczesności. W ciągu trwającej sto dni rzezi wojsko, policja i bojówki wywodzące się z rządzącego w kraju i liczniejszego ludu Hutu wymordowały blisko milion Tutsich. Zbrodnia dokonała się w kraju uważanym za najbardziej religijny w Afryce, w kraju, w którym liczba nawróceń była tak wielka, że mówiono wręcz o cudzie. Bardzo często zabijano w świątyniach - kościoły, do których ludzie uciekali, szukając ratunku, stawały się dla nich więzieniem, miejscem kaźni i grobem, a wielu duchownych okazało się katami. Listy proboszcza Pochodzący z plemienia Hutu proboszcz 41-letni Seromba z parafii Nyange oskarżony jest o to, że kiedy w kwietniu 1994 r. rozpoczęły się pogromy, dał bojówkarzom Hutu listy parafian z ludu Tutsich. W ten sposób wydał na nich wyroki śmierci. To nie wszystko - Seromba miał też kazać zabić wiernych, którzy ukryli się w jego kościele, a następnie nakazał spalenie i zburzenie świątyni, by pogrzebać pomordowanych. Ksiądz Seromba zarzeka się, że nie kierował rzezią i nie rozkazał zburzyć świątyni. Kiedy partyzanci Tutsi przybyli z sąsiedniej Ugandy, pobili zajętą mordami armię rządową Hutu i przejęli władzę w kraju, ksiądz Seromba wraz z milionami Hutu, wśród których ukryli się zbrodniarze, uciekł do Zairu (dzisiejszego Konga-Kinszasy). A stamtąd do Kenii i Włoch, gdzie aż do 2002 r. działał w jednej z parafii w Toskanii. Watykan i rząd włoski długo opierali się Międzynarodowemu Trybunałowi, który ścigał księdza listami gończymi. Ulegli w wyniku głośnych protestów międzynarodowych organizacji praw człowieka. Ksiądz Seromba nie jest pierwszym duchownym oskarżonym i sądzonym za ludobójstwo. W 2001 r. sąd w Belgii skazał dwie ruandyjskie zakonnice, siostry Gertrudę i Kizito, na 15 i 12 lat więzienia za współudział w pogromach Tutsich. Z kolei sądy w Ruandzie skazały kilkunastu księży i zakonników, a na kilku wydały nawet wyroki śmierci. Jeszcze więcej duchownych - jak arcybiskup Gikongoro Augustin Misago - zostało podczas procesów oczyszczonych z zarzutów. Przed Międzynarodowym Trybunałem w Aruszy powołanym do osądzenia zbrodni w Ruandzie stanął pastor adwentysta Elizaphan Ntakirutimana, który został skazany na dziesięć lat więzienia. Dwaj katoliccy księża czekają na rozpoczęcie swoich procesów, zaś anglikański biskup Samuel Musabyimana umarł w areszcie, nie doczekawszy końca procesu.

Więcej na następnej stronie

Przymierze miecza i kropidła "Kościół jest lustrzanym odbiciem społeczeństwa - stwierdził przed dziesięcioma laty katolicki arcybiskup James Griffin, który pojechał do Ruandy, by przekonać się o rozmiarach zbrodni. - W Ruandzie miały miejsce akty osobistego bohaterstwa i poświęcenia, a nawet męczeństwa. Jednak wielu księży zachowało się biernie, a byli i tacy, którzy postąpili haniebnie". Debata o roli Kościoła w ruandyjskiej zbrodni i procesy duchownych wywołują kontrowersje, którym nie położył kresu list Jana Pawła II wystosowany do mieszkańców Ruandy w 1996 r. "Kościół nie może ponosić odpowiedzialności za uczynki tych swoich członków, którzy postąpili wbrew Ewangelii. Ci członkowie Kościoła, którzy zgrzeszyli podczas zbrodni ludobójstwa, powinni znaleźć w sobie odwagę, by ponieść konsekwencje swoich uczynków" - napisał Papież. Ruandyjscy hierarchowie nigdy jednak nie uderzyli się w piersi ani nie prosili o wybaczenie. Na próżno w ich wystąpieniach i oficjalnych dokumentach szukać słowa "ludobójstwo". To wynik "przymierza miecza i kropidła" zawartego przed laty przez ruandyjski reżim i duchowieństwo. Zabiegający o przywileje, a przede wszystkim o kolejne rekordy nawróceń, którym mógł się potem chwalić w Watykanie, ruandyjski Kościół stał się faktyczną częścią ludobójczego reżimu. Pierwszy arcybiskup Kigali (naturalnie Hutu) Vincent Nsengiyumva był jednocześnie członkiem komitetu centralnego rządzącej partii, przyjacielem prezydenta Juvenala Habyarimany i spowiednikiem jego żony Agathy uważanej dziś za główną pomysłodawczynię zbrodni ludobójstwa Tutsich. Ksiądz Seromba twierdzi, że nie zabijał, a jego jedyną winą może być tylko to, że nie potrafił przeciwstawić się zbrodni. Jego adwokaci uważają, że najlepszym dowodem niewinności jego klienta jest choćby to, że dobrowolnie poddał się Trybunałowi. Tymczasem, jak podaje KAI, zdaniem polskiego misjonarza Romana Rusinka, pallotyna, który w latach 1995-2001 pracował w Rwandzie, "Każdy proces katolickiego duchownego posądzanego o współudział w zbrodni ludobójstwa w Rwandzie jest podejrzany i może stanowić część kampanii oszczerstw przeciwko Kościołowi katolickiemu w tym kraju". Ks. Rusinek podkreślił w rozmowie z KAI, że w Rwandzie i krajach sąsiednich nadal działają siły, którym zależy na destabilizacji sytuacji w tym regionie. Autor książki "Dzieci Rwandy" przypomniał swoje spotkania z duchownymi posądzonymi o zbrodnie ludobójstwa. W 2000 r. odprawiał Msze św. w największym więzieniu w stolicy kraju Kigali. Spotkał tam dwóch kapłanów, którym postawiono także zarzut współudziału w ludobójstwie. W niedługim czasie obaj, prawie po 4 latach pobytu w więzieniu, zostali zwolnieni z braku dowodów. Ks. Rusinek przypomniał także przypadek arcybiskupa Gikongoro Augustina Misago, który po roku pobytu w więzieniu i szczegółowym procesie został także oczyszczony z zarzutów. "Po 10 latach od masakry stosunki między Kościołem a władzami państwowymi są dobre. Kościół i państwo, współpracując, dążą do pojednania w Rwandzie, co jest sprawą niezwykle trudną. Między innymi pallotyni mają ogromny wkład w budowania tej jedności między Tutsi i Hutu" - mówi ks. Rusinek. Porozmawiaj o tym na FORUM