Roman Kluska o bogactwach Kościoła

Rzeczpospolita/a.

publikacja 22.09.2004 10:55

Czy Kościół w Polsce jest bogaty? - to pytanie Rzeczpospolita zadała byłemy prezesowi Optimusa, znanemu ze wspierania dzieł kościelnych, ale nie tylko, Romanowi Klusce. Co odpowiada jeden z polskich milionerów?

Rz: Czy Kościół w Polsce jest bogaty? Roman Kluska: Na to pytanie jest trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Mogę natomiast opowiedzieć o moich osobistych kontaktach z Kościołem. - Mówi pan o kontaktach za pośrednictwem pieniędzy? - Kościołowi pomagam tam, gdzie widzę ogromną ofiarność. Kiedy widzę zaangażowanie, poświęcenie dla najuboższych, najbardziej chorych - to moje serce się otwiera. Teraz mamy trudne czasy i ważne jest, aby ludzie byli lepsi, skłonni do patrzenia na drugiego człowieka, ponad własny egoizm. - Otwiera pan nie tylko serce, ale chyba i portfel? - Tak. Jednak jak widzę, że ktoś z Kościoła przyjeżdża do mnie po pomoc mercedesem, to moje serce się zamyka. - Czyli jadąc do pana po pomoc, trzeba najpierw pożyczyć byle jaki samochód? - To prawda. Gdyby była pani siostrą zakonną i przyjechała do mnie samochodem nawet średniej klasy, to przypuszczam, że niewiele by pani u mnie załatwiła. Podejrzewałbym, że dba pani o siebie kosztem tych, którym trzeba pomóc. - Daje pan pieniądze chyba nie tylko na hospicja, ale i na budowę kościołów? - Pomagam jeszcze takim ośrodkom kościelnym, które kształtują wnętrze człowieka. Wspomogłem w Krakowie na przykład ośrodek, w którym, szczególnie w wakacje, spędzają czas dzieci z rodzin patologicznych. A jeśli chodzi o obiekty sakralne, to daję pieniądze tylko na jedno sanktuarium, w Łagiewnikach. - Przeznaczył pan na Łagiewniki kilkanaście milionów złotych. Komu w ten sposób pan właściwie pomógł? - Do tej świątyni - symbolu miłosierdzia bożego - przyjeżdżają setki pielgrzymek. Mam nadzieję, że choć troszeczkę z tego przesłania pozostanie w ich sercach, w sposobie postępowania na następne lata. Gdy zdecydowałem się zainwestować w sanktuarium w Łagiewnikach, ważyły się losy przyjazdu Ojca Świętego. Był gotów przyjechać na poświęcenie tej świątyni. A żeby mógł przyjechać, musiała być gotowa. W jakimś sensie przyczyniłem się więc do odbycia pielgrzymki Ojca Świętego do Polski. Było to moje jednorazowe przedsięwzięcie tego typu. - To na budowę bazyliki w Licheniu nie dał pan pieniędzy? Większość polskich biznesmenów, od Jana Kulczyka począwszy, tak zrobiła. - Nie dałem. Łagiewniki były wyjątkiem. - Ile rocznie daje pan pieniędzy na przedsięwzięcia związane z Kościołem? - Dużo. Wiele milionów. - W każdym roku? - Tak. I nie robię tego dla sławy ani poprawy image'u. Bardzo niechętnie o tym mówię, pani mnie do tego skłoniła. - Instytucji zajmujących się działalnością charytatywną jest wiele. Dlaczego wybrał pan przede wszystkim firmowane przez Kościół? - Tam widzę najwięcej serca w podejściu do drugiego człowieka, tam pieniądze są najlepiej wykorzystywane. - Nie sądzi pan jednak, że trochę racji ma komentator "Trybuny", pisząc, iż Kościół dóbr doczesnych broni jak samego Pana Boga? Do takiej oceny skłoniły go m.in. reakcje przedstawicieli Kościoła na propozycję SLD zniesienia Funduszu Kościelnego. - Jeżeli współczesny świat jest pełen dóbr doczesnych, to nie da się realizować misji bez środków materialnych. One są po prostu konieczne.