Relikwie ojca Pio cudem ocalone

Życie Warszawy/a.

publikacja 25.09.2004 06:22

W piątek nad ranem pożar strawił kościół przy ul. Górczewskiej. Płomienie oszczędziły tylko szczątki świętego - informuje Życie Warszawy.

Gazeta napisała: To cud. Cały kościół spłonął niemal doszczętnie, ale ocalały relikwie św. ojca Pio. Bóg czuwa nad nami - mówią parafianie świątyni pw. św. Łukasza Ewangelisty na warszawskim Bemowie. W czwartek byłam po raz pierwszy na mszy w tym kościele. Przywieziono właśnie relikwie św. ojca Pio. Atmosfera podczas nabożeństwa była cudowna. W żadnej innej świątyni nie poczułam takiej atmosfery, jak tutaj. Byłam tu po raz pierwszy i zarazem ostatni - mówi z żalem jedna z parafianek. W ciągu godziny parafianie stracili świątynię, do której od lat przychodzili się modlić. Nie mogą otrząsnąć się z szoku. - Tuż przed godz. 6 zadzwoniła do mnie koleżanka z Mokotowa. Z płaczem powiedziała, że spłonął mój kościół. Tak się zdenerwowałam, że musiałam wziąć tabletki na uspokojenie - mówi roztrzęsiona Jadwiga Jasińska. - Na 19 października przygotowywaliśmy przedstawienie ku czci księdza Popiełuszki. Miało być wystawione w kościele. Mieliśmy już próby, wszystko było przygotowane. Jednak nie poddamy się. Sztuka się odbędzie, choćby pod gołym niebem - dodaje Jasińska. Parafianie twierdzą, że ich kościół był wyjątkowy. - Każdy miał w nim swoje krzesełko, w środku świątyni było mnóstwo żywych kwiatów. To był nasz ukochany kościół. Co będzie teraz, zostało nam jedynie pogorzelisko - mówią z żalem wierni. Ich zdaniem, fakt, że z pożogi ocalały przywiezione w czwartek relikwie ojca Pio, to nie przypadek. - Po ostatniej mszy relikwie schowaliśmy do sejfu i zostawiliśmy z tyłu ołtarza w zakrystii. W środku były również inne rzeczy, które stopiły się, natomiast relikwie ocalały, zostały tylko trochę okopcone - mówi ksiądz proboszcz Jan Popiel. Obok zwęglonych ścian kościoła oraz ołtarza rosną ozdobne krzewy, których ogień nie zdążył zniszczyć. - Tak było tutaj pięknie. Sam ksiądz proboszcz sadził kwiaty i krzewy i dbał o nie. Jak ktoś z nas miał chwilę, chętnie mu pomagał. W dużej mierze jednak to zasługa księdza, że było tutaj tak ślicznie - tłumaczy Jadwiga Jasińska. W piątkowy ranek praca księdza i parafian poszła z dymem. Strażacy zostali powiadomieni o pożarze o godz. 5.36. Już w niespełna dwie minuty później pierwsze jednostki były na miejscu. - Kiedy dojechaliśmy na Górczewską, pożar był bardzo silny. Płonął cały kościół. Płomienie wydobywały się przez wszystkie okna. Chwilę później zawalił się dach. Nie było nawet szansy, żeby strażacy mogli wejść do środka - relacjonował na miejscu akcji kpt. Witold Łabajczyk, rzecznik warszawskiej straży pożarnej. Przyczynę pożaru ustala policja, jednak parafianie i proboszcz nie mają wątpliwości - to było umyślne podpalenie. - Niektórym bardzo przeszkadzało to, że głośno śpiewamy, modlimy się, że biją dzwony. Pisali nawet skargi do kogo się tylko dało. Poza tym to nie pierwsza próba podpalenia - przyznają nieoficjalnie parafianie. - Teraz będziemy jeszcze głośniej śpiewać i modlić się. Niech wiedzą, że się nie poddamy - zapowiadają. Na potwierdzenie tych słów w piątek o godz. 18, przy ciepłych jeszcze zgliszczach, wierni zebrali się na mszy świętej. Przyszło kilkaset osób. - Wczoraj cieszyliśmy się, dzisiaj płaczemy - przemawiał do parafian proboszcz Jan Popiel. - Dziękuję wam za słowa otuchy. Z pożaru ocalały tylko relikwie. Kielichy liturgiczne, choć były razem z nimi w sejfie, stopiły się. W relikwiarzu, mimo ogromnej temperatury, nie pękła nawet szklana szybka. Szczątki św. ojca Pio, kanonizowanego w 2002 r. włoskiego zakonnika, trafiły do parafii na prośbę obecnego proboszcza. pomogli mu je sprowadzić z San Giovanni Rotondo we Włoszech, miejsca spoczynku świętego, księża Kapucyni. - Święty nam pomoże. Dlatego zrobimy wszystko, by zbudować nowy kościół. I tak mieliśmy go wznieść - zapewniali po mszy wyraźnie wzruszeni parafianie. - Czyż nie dostaliśmy znaku od Boga? Sami zaczynamy zbierać już pieniądze na odbudowę świątyni i apelujemy do wszystkich warszawiaków o pomoc. Odpłacimy im modlitwą.