Alternatywa dla innych zawodów?!!!

KAI

publikacja 27.09.2004 06:07

W PRL prostytucją trudniły się osoby ze środowisk patologicznych, niemające dobrych relacji z rodziną, często związane ze środowiskiem przestępczym. Obecnie to wyspecjalizowany sektor. Kobiety spełniają standard normalności - stwierdza Trybuna. [**Porozmawiaj o tym na FORUM...![][1]**][2] [1]: zdjecia/zdjecia/wprzod.gif [2]: http://forum.wiara.pl

Dziś prostytucja stanowi alternatywę dla innych zawodów i jest coraz bardziej akceptowana - mówił dr Dariusz Zalewski w czasie sobotnich wykładów zorganizowanych przez Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w ramach VIII Festiwalu Nauki Polskiej. Zmiany dotyczące zjawiska prostytucji wynikają z obecnego przyzwolenia na seksualną rozwiązłość i prawo, które pozwala na quasi-legalne czerpanie zysków ze zorganizowanej prostytucji (agencja towarzyska, salon masażu, peep show). Duży wpływ mają też zmiany technologiczne. Klient ogląda w Internecie zdjęcia i anonsy kobiet. - Zorganizowana prostytucja wyszła z podziemia. Kiedyś funkcjonowała tylko w hotelach, gdzie kimś w rodzaju opiekuna był barman. Dziś przeniosła się do agencji towarzyskich, prywatnych mieszkań call girls i miejsc publicznych, które zajmują tirówki - tłumaczył Zalewski. Nie ma dokładnych danych o liczbie prostytuujących się osób. Według policyjnych statystyk, w samym centrum Warszawy na ulicach pracuje 40 dziewczyn i 20 chłopców. W całym kraju ponad 20 tys. Na stołecznych ulicach obowiązuje podział wiekowy. Na Marszałkowskiej pracują kobiety między 35. a 40. rokiem życia. W okolicach Poznańskiej te, które ukończyły czterdziestkę. Najstarsza ma 64 lata i jest nazywana "Mamuśką". - Zainteresowanie prostytutkami z ulicy jest małe. Im mniej pieniędzy, tym więcej frustracji. Biją się, okradają, nie ufają sobie. Powinny sobie pomagać, bo nikt się nimi nie zainteresuje - podkreślał Krzysztof Martyniak ze stowarzyszenia TADA działającego na rzecz prewencji HIV/AIDS i innych chorób przenoszonych drogą płciową. Jego zdaniem, prostytucja wtopiła się w pejzaż nie tylko miejski. - Jeśli daje duże pieniądze, nie jest powodem do wstydu. 20 proc. prostytuujących się zostało wprowadzonych do zawodu przez koleżanki lub siostry. Łatwiej przyznać się, że zarabia się jako call girl na kupno mieszkania, na modne kosmetyki czy ubrania niż powiedzieć, że zarabia się na chleb. Robiono badania w jednej z wiosek graniczących z Niemcami. Dla ponad 80 proc. rodziców niemiecki klient byłby nobilitujący.

Więcej na następnej stronie

Według badań z 1998 r. Agnieszki Kornakowskiej-Lecyk i Zbigniewa Izdebskiego, przeprowadzonych na 240 prostytutkach z agencji towarzyskich, połowa miała wykształcenie niepełne średnie, ale jedna czwarta ukończyła szkołę średnią, lub miała wyższe wykształcenie. Zazwyczaj pochodzą z rodzin średnio wykształconych, ale nie brakuje też obojga rodziców z tytułem magistra. Większość określiła warunki materialne jako przeciętne, połowa żyła w dobrobycie. Tylko 35 proc. określiło relacje z rodzicami jako złe, 34 proc. nie doznało przemocy w rodzinie. Tylko 7 proc. było wykorzystane seksualnie. Dlatego zdaniem dr. Zalewskiego, mówienie o dysfunkcyjnej rodzinie byłoby naciąganiem. Prostytucja stała się profesją alternatywną, społecznie oswojoną. Wbrew sondażom opinii publicznej wyraźnie widać akceptację społeczną. Ludzie wolą prostytucję jako sposób na życie niż kradzież. Pytany, czy posługiwanie się terminem "sponsoring" nie jest formą akceptacji dla prostytucji, dr Zalewski stwierdził: - Sponsoring dotyczy call girl, czyli tych najbardziej elitarnych. Dziewczyna zarabia za pełną dyspozycyjność i uczestniczenie w spotkaniach jako osoba towarzysząca - odpowiadał. - Nie wszyscy decydują się na prostytucję, bo chcą zarobić. Mają problemy emocjonalne i traktują siebie jak towar. Z tego powodu większość jest uzależniona od narkotyków, alkoholu lub samej prostytucji. Te osoby nawet po powrocie do normalnego życia wracają do miejsc, gdzie sprzedawały swoje ciało. Mitem jest myślenie, że sprzedający się mężczyźni są gejami. 90 proc. chłopaków w agencjach jest heteroseksualna, na ulicy - około 50 proc. - podkreślał Krzysztof Martyniak. Jego zdaniem, mimo zmian w w charakterze zjawiska osoby zajmujące się prostytucją, z którymi się styka, mają niską samoocenę. Nie znają darmowej miłości i nie wierzą, że ktoś chce im pomóc bezinteresownie. Problemem jest handel kobietami. Zajmuje się nim organizacja La Strada. - Często kobiety wiedzą, do jakiej pracy jadą. Jednak na miejscu okazuje się, że nie odpowiadają im zarobki, lub nie dostają pieniędzy. Opiekunowie nie pozwalają im zrezygnować. Są bite i sprzedawane do kolejnych domów publicznych - mówiła Dominika Ambroziewicz z La Strady. Najmłodsza prostytutka, która do nich trafiła, miała 13 lat. Najstarsza skończyła 70. - Taka rozpiętość wieku wskazuje na to, że może to spotkać każdego z nas. Nawet wykształcone kobiety jadące jako opiekunki do dziecii. Zdaniem Martyniaka, nigdy nie wiadomo, jak najlepiej pomóc osobie szukającej klientów na ulicy. Wręczać darmowe prezerwatywy czy ulotki z informacją, gdzie może poprosić o pomoc? Inne działania podejmuje La Strada. W ich przypadku ulotki byłyby zagrożeniem dla nich i dla prostytutek. - Dziewczyna, u której sutener znajdzie ulotkę, może mieć kłopoty. Działamy pocztą pantoflową. Dziewczyny same przekazują sobie nasz numer telefonu zaufania - mówi Dominika Ambroziewicz. Żeby pomóc prostytutce należy dbać o dobre relacje z sutenerami. - Spotykamy ich na tych samych ulicach, mówimy dzień dobry. Zawsze pytamy, czy możemy zostawić mu nasz numer telefonu - opowiada Martyniak z TADY. Inaczej jest w przypadku La Strady. Nie mogą działać natychmiast. Starają się zapobiegać zemście na rodzinie. Sutenerzy często grożą wysłaniem zdjęć pornograficznych do rodziny lub sąsiadów w bloku. Czasami nie da się tego uniknąć. Najbardziej podatni na prostytucję są chłopcy w wieku 12 - 13 lat. Nieletni chłopcy i dziewczęta są grupą, którą najtrudniej jest wydostać z ulicy. - Kilka lat temu poznałem jedenastolatka, który uciekał z domu. Klientów szukał na dworcu. Matka zabierała go po naszej interwencji. Za trzecim razem miała dosyć. Dla klientów był bardzo atrakcyjny, ale tylko przez trzy lata. Potem był jednym z wielu. Nigdy z tym nie skończył, bo nie potrafił inaczej żyć. Najbardziej niezrozumiałe jest to, że przez cały ten czas nie chodził do szkoły i nikt się tym nie zainteresował - opowiada Martyniak. Większość dyrektorów szkół nie chce zrozumieć, że w ich szkole jest osoba prostytuująca się, której należy pomóc. Gdy sygnalizują problem pedagogom, ci unikają tematu, albo reagują agresywnie. Twierdzą, że dziewczyna jest zepsuta i trzeba się jak najszybciej pozbyć jej ze szkoły. Zapominają, że ta zepsuta osoba to trzynastoletnie dziecko. Porozmawiaj o tym na FORUM...