publikacja 22.10.2004 13:15
Dyrektorzy kilku francuskich liceów publicznych wyprosili ze szkół duchownych katolickich - poinformowała Rzeczpospolita.
Skoro uczniom zakazuje się noszenia symboli religijnych, to dlaczego tolerować obecność księży w sutannach? - argumentowali. 15-letnia Cennet Doganay zgoliła głowę do gołej skóry, by pogodzić nakazy laickiej Francji z przykazaniami islamu. Oto skutki uboczne słynnej ustawy o laickości. Kontrowersyjną ustawę, zakazującą noszenia przez uczniów szkół publicznych symboli religijnych (chusty muzułmańskiej, żydowskiej kipy czy "nienaturalnych rozmiarów" krzyży), ostentacyjnie podkreślających przynależność wyznaniową, parlament francuski zatwierdził wiosną tego roku. Zdaniem żyjących we Francji muzułmanów (około 5 mln osób), była ona wymierzona głównie przeciwko wyznawcom islamu, pragnącym kształcić swe córki we francuskich szkołach publicznych, nie odstępując przy tym od nakazów religii. Ta zaś, według ortodoksyjnej interpretacji Koranu, zabrania dziewczętom i kobietom pokazywania się publicznie z odkrytą głową. Poważne zastrzeżenia zgłosili także hierarchowie francuskiego Kościoła katolickiego, uznając ustawę za co najmniej niepotrzebną. U schyłku lata wydawało się, że nowy rok szkolny rozpocznie się pod znakiem protestów muzułmańskich uczennic, a raczej ich ojców i braci. Nic takiego nie nastąpiło. W każdym razie zakaz nie był łamany masowo. Wyciągnięto z tego wniosek, że ustawę powszechnie zaakceptowano. Zdarzają się jednak przypadki, które temu przeczą. Kwarantanna za chustę Arcybiskup Paryża Jean-Marie Lustiger uprzedzał przed rokiem, że pomysłowość młodych ludzi, którym zabroni się noszenia ważnych dla nich symboli religijnych, przekroczy wyobraźnię ustawodawców i stróży nowych przepisów. Kardynał przypuszczał, iż wielu uczniów nie zawaha się przed wytatuowaniem znaków na czołach, uprzedzał przed świadomym oszpeceniem się w imię zasad. Bardzo się nie pomylił. Pochodząca z rodziny tureckich Kurdów Cennet Doganay, 15-letnia uczennica pierwszej klasy liceum Pasteura w Strasburgu (obywatelka Francji, tak jak jej rodzice), przez cały wrzesień nie uczestniczyła w zajęciach. Przychodziła bowiem do szkoły w chuście. Dyrektor, nie wiedząc, co z tym począć, nie relegował jej ze szkoły, ale odsyłał na czas zajęć do czegoś w rodzaju izolatki. Przekazywano jej tam, co powinna przerobić. Cennet nie mogła znieść tej - jak mówi - kwarantanny, tym bardziej że w szkole podstawowej w Strasburgu nikt nie kazał jej zdejmować chusty. Na początku października pojawiła się w liceum z głową ogoloną do gołej skóry. W ten sposób dostosowała się zarówno do nakazów laickiej Francji, jak i do przykazań islamu. Nie okryła włosów chustą, ale ich też nie pokazała. Bez problemu została dopuszczona do udziału w zajęciach. Teraz goli głowę co rano przed wyjściem do szkoły. Wybrała profil społeczno-ekonomiczny. W przyszłości chce się zająć problemami trudnej młodzieży. Jej ojciec, Hikmet Doganay, przyjął decyzję córki ze łzami w oczach, choć ją zrozumiał. Osobiście wolałby, żeby Cennet uczyła się zaocznie i nie ścinała włosów. Ona sama podkreśla, że chodziło o jej godność, którą w ten sposób obroniła. - Proszę mi nie mówić, że nowy rok szkolny rozpoczął się dla muzułmanek bez problemów. Nie o wszystkim można przeczytać w gazetach - dodaje. Według danych strasburskiego kuratorium w szkołach publicznych całej Alzacji na rozpoczęciu roku szkolnego pojawiło się około 200 dziewcząt w chustach. Do początku października kilkanaście nadal nie chciało zdjąć nakrycia głowy. Mają do wyboru albo kwarantannę, jak Cennet, albo znalezienie nowej szkoły. Może to być szkoła katolicka, gdzie chustę się uszanuje. Ale w szkołach katolickich zaczyna brakować miejsc. W ubiegłym roku w placówkach tego rodzaju pobierało nauki około dwóch tysięcy uczniów z rodzin muzułmańskich. Ludziom w sutannach wstęp wzbroniony Skoro uczniom zakazuje się noszenia ostentacyjnych symboli religijnych, to dlaczego zezwolić na wstęp do szkół publicznych księżom w sutannach? Takie pytanie zadali sobie najwyraźniej dyrektorzy kilku liceów w departamencie Var, bo nie wpuszczają do podlegających im przyczółków laickiej oświaty księży w sutannach. W sutannach, trzeba to podkreślić, bo większość katechetów we Francji nosi się "po cywilnemu", nie używa nawet koloratki. Ksiądz Charles Mallard, rzecznik diecezji, mówi o co najmniej pięciu przypadkach dyskretnego wypraszania katechetów w sutannach ze szkół na południu Francji od początku roku szkolnego.
Wcześniej obecność księży w sutannach w szkołach publicznych nie tylko nie była zabroniona, ale była nawet dobrze widziana. Chcieli jej rodzice i uczniowie, a szkoły nie zgłaszały zastrzeżeń. Według biskupa Dominique'a Reya tak było od ponad 30 lat w co najmniej 50 gimnazjach i liceach publicznych w departamencie Var. Prawo z 1988 roku stanowi zresztą, iż katolicka posługa duszpasterska w szkołach publicznych nie narusza w niczym przekonań ani wolności wyznania innych członków wspólnoty szkolnej, jej celem zaś jest umożliwienie uczniom, którzy sobie tego życzą, zrozumienia, w co wierzą. Najgłośniejszy przypadek dyrektorskiej nadgorliwości miał miejsce w liceum im. Dumonta d'Urville w Tulonie, gdzie do początku października nauczał katechizmu ksiądz Antoine Galland ze wspólnoty św. Marcina. Już nie naucza. Zdaniem Philippe'a Guitteta, szefa głównego francuskiego związku zawodowego wyższych kadr nauczycielskich (SNPDEN), popierającego ustawę o laickości, ksiądz Galland przekroczył uprawnienia duszpasterskie, a jego zachowanie - przychodzenie do szkoły w sutannie - "mogło doprowadzić do rozruchów". Logika ustawy nakazuje bowiem - twierdzi Guittet - by o strojach i symbolach religijnych myśleli nie tylko uczniowie, ale także nauczyciele, niezależnie od przedmiotu, jaki wykładają. Należy podkreślić, że ustawa o laickości, na którą się powołuje, nie wspomina o sutannach. O powrocie księdza Gallanda do tulońskiego liceum ma rozstrzygnąć w listopadzie rada pedagogiczna. Już teraz szef SNPDEN zapowiada, że nakaże - pod groźbą kary dyscyplinarnej - zrzeszonym w tym związku nauczycielom absolutne zakazanie obecności "ludzi w sutannach" w szkołach publicznych. Poskromić małego szatana Ustawa ma i inne skutki uboczne, których władze nie brały chyba wcześniej pod uwagę. Otóż Paryż - najwyraźniej przeświadczony, że jego polityka proarabska i sprzeciw wobec wojny w Iraku zapewnią Francji święty spokój - pomylił się w rachubach. Dla fanatyków wojującego islamu szatana uosabiają naturalnie USA i Izrael, ale Francja nie jest lepsza. Mniejszego diabła też należy poskromić. Nie wiadomo, kto podłożył bombę przed Ambasadą Indonezji w Paryżu. Nie wiadomo, kto - i gdzie - przetrzymuje dwóch francuskich reporterów, porwanych w sierpniu w Iraku. Do paryskiego zamachu i do porwania dziennikarzy przyznawały się różne grupy, w prawdziwość ich komunikatów można nie wierzyć. Poza innymi żądaniami powtarzał się w nich jednak ten sam wątek, podejmowany wcześniej przez Al-Kaidę: jeśli Francja nie chce zamachów, nie może zabraniać noszenia chust muzułmańskich w szkołach publicznych. Ale Francja powtarza: bez obaw, panujemy nad sytuacją. -
Na mocy decyzji rad pedagogicznych od 19 października relegowano ze szkół publicznych siedem dziewcząt, które odmawiały zdjęcia chusty islamskiej, a nawet bardziej dyskretnej bandany (teoretycznie dozwolonej). Zdaniem organizacji muzułmańskich, to "pierwsze ofiary ustawy o laickości". Usuniętym uczennicom przysługuje prawo odwołania; mogą także podjąć dalsze kształcenie w trybie korespondencyjnym. Według Ministerstwa Edukacji w całym kraju "pozostaje do uregulowania" 70 podobnych przypadków. Ministerstwo twierdzi, że to niewiele, gdyż na początku września we francuskich szkołach publicznych doliczono się ponad 600 uczniów, noszących "ostentacyjne symbole religijne"