Proboszcz i jego helikopter

Gazeta Współczesna/a.

publikacja 26.10.2004 05:58

O proboszczu, który ma helikopter napisała Gazeta Współczesna.

Helikopter trzy razy okrążył Kolnicę. Teraz stoi na posesji gosposi proboszcza, która oficjalnie jest właścicielką śmigłowca. – Ryczała ta maszyna, jakby sam szatan w niej frunął. Pomyślałam, że może wojna u nas jak w Iraku. Ale później od ludzi usłyszałam, że to ksiądz ma nową zabawkę – opowiada Czesława Brzezińska, mieszkanka Rzepisk, sąsiadujących z podaugustowską Kolnicą. – Niech kupi nawet całą eskadrę – śmieją się miejscowi chłopi. – Pieniędzy nie wziął z tacy, bo ta przeważnie pusta. To nie parafia Świętej Brygidy w Gdańsku ani Radio Maryja. Najpierw były konie Ksiądz Jacek Brzósko w Kolnicy pojawił się przed dziewięcioma laty. Cała parafia to raptem kilka wiosek i wybudowany w latach 80-tych kościół. Z daleka widoczny, przyciągający uwagę swoją nowoczesną bryłą architektoniczną. Posada w Kolnicy dla duchownego raczej nie wiąże się z profitami. Wierni niezbyt zamożni, część z nich to klepiący biedę z nędzą pracownicy dawnego PGR-u. Wielu, zamiast rzucić pieniądze na tacę, woli zrobić zrzutkę i kupić w sklepie owocową nalewkę. Poprzednicy ks. Brzósko uciekali stąd, gdzie oczy poniosą. Zasłynął zwłaszcza jeden z nich. Datki na remont kościoła kazał obowiązkowo wpłacić przed 1 lipca. Później okazało się, że dokładnie tego dnia przenosi się do innej parafii. Wyjechał razem z gotówką. – A ten proboszcz ludzi nie łupi. Nawet im pomaga w potrzebie – taką opinię można usłyszeć w Kolnicy. Razem z duchownym pojawiła się jego gospodyni. Zdaniem miejscowych, postać to dość tajemnicza. Nie znają nawet jej nazwiska. – Pani Krystyna – mówią i wiadomo, o kogo chodzi. – Pewnie ma z pięćdziesiąt lat. Ksiądz z dziesięć lat młodszy. Podobno ona była długo w Ameryce, jej mąż chyba nadal tam jest. Syn skończył szkołę średnią i gdzieś wyjechał – zbieram strzępki informacji, którym przeważnie towarzyszą dwuznaczne uśmiechy. Do niedawna ksiądz i gosposia mieszkali w plebanii, na którą zaadaptowano część kościoła. Hodowali konie wierzchowe. Parafianie oburzali się, że w świątyni trzymają siano i zamieniają ją w stajnię. Tego problemu już nie ma. Gospodyni wybudowała dom w pobliskiej Komaszówce, zabrała ze sobą i księdza, i rumaki. Z głową w chmurach – Proboszcz zawsze marzył o lataniu, a marzenia trzeba spełniać. Chciałam kupić samochód strażacki dla OSP, ale jak zobaczyłam ten śmigłowiec, to nie mogłam zrezygnować z takiej okazji – zwierzała się niedawno pani Krystyna dziennikarce „Gazety Współczesnej”. Helikopter wylądował na podwórzu gosposi i księdza. Do dziś trwają pielgrzymki ciekawskich, którzy chcą obejrzeć latającą maszynę. – Ale bajer! – zazdroszczą wracające ze szkoły dzieci. – Może ksiądz kiedyś weźmie nas na przejażdżkę. W górze lepiej uczyć się religii, bo bliżej do Pana Boga.

Więcej na następnej stronie

– Ja tam bym nigdy nie wsiadła. Nawet, gdyby od tego zależało ostatnie namaszczenie – zastrzega się starsza kobieta. W najbliższym czasie proboszczowi nie grożą podniebne eskapady. Śmigłowiec nie jest dopuszczony do użytku w ruchu cywilnym. Ani ksiądz, ani gosposia nie mają też uprawnień potrzebnych do zasiadania za sterami powietrznego statku. – Tyle aluminium się marnuje. Sprzedałbym na złom i żyłbym jak panisko – mówi mężczyzna w fantazyjnie przekrzywionej czapce, którego głos zdradza, że zdążył już wychylić kilka „głębszych”. Precz z moich oczu! Leje jak z cebra. Z daleka widoczny drewniany dom. Na podwórzu pomalowany w ochronne barwy śmigłowiec z farbą łuszczącą się z biało-czerwonych szachownic. Wokół krążą dwa niewielkie psy, za ogrodzeniem pasie się kilka koni. Frontowe drzwi zamknięte na głucho. Na werandę od podwórza wybiega bosa niewiasta w ortalionowej kurtce. – Czego tu szukacie? Idźcie precz! – wykrzykuje w liczbie mnogiej, bo akurat pojawiła się również ekipa z „SuperExpressu”. – Kupiłam, bo chciałam. Miałam pieniądze. Wy też możecie kupić. Poczytajcie ogłoszenia. Wojsko sprzedaje nie tylko helikoptery. Czołg albo rakietę też można kupić – denerwuje się pani Krystyna. Informuje, że proboszcza nie ma, ale po powrocie i tak nie będzie z nikim rozmawiać. – Ciągle szukacie sensacji. Kiedyś pisaliście, że siano było w kościele i ksiądz musiał później tłumaczyć się przed biskupem – narzeka. Na podwórze wjeżdża biały bus. Wysiada ksiądz Jacek Brzósko. – Nie będzie z wami rozmawiał! – jeszcze raz krzyczy gosposia. Duchowny, rzeczywiście, do pogaduszek nieskory, ale wykazuje chrześcijańskie miłosierdzie. Pozwala obejrzeć helikopter z bliska, zaprasza też na werandę domu, bo deszcz ciągle pada. Jednak ani on, ani właścicielka śmigłowca nie chcą zdradzić szczegółów transakcji. Kupili od wojska, zapłacili niewiele, mniej niż za porządny samochód. Maszyna jest sprawna, ale w najbliższym czasie nie wzbije się w powietrze. – Za dużo formalności, za dużo trzeba pieniędzy, żeby zdobyć uprawnienia pilota. Może w przyszłości, jeśli dobrzy ludzie pomogą – zastanawia się kapłan. Gosposia daje do zrozumienia, że audiencja skończona. Mieszkańcy Kolnicy i okolic nowe hobby księdza traktują dość wyrozumiale. Helikopter zdążyli obejrzeć już prawie wszyscy, sensacja zwietrzała. Przyznają raczej zgodnie, że ksiądz nie jest pazerny, zdarza się, że nawet pomaga najbiedniejszym. – Niech fruwa z gosposią do woli, jeżeli lubią – śmieje się rolnik z Rzepisk. – To żaden grzech.