Pielgrzymi w domu ks. Popiełuszki

Gazeta Współczesna/a.

publikacja 26.10.2004 06:02

Marynarze w galowych strojach, górnicy w wysokich czapkach, to znów górale w haftowanych ludowych strojach wysypują się z autokarów podjeżdżających pod dom Marianny Popiełuszko - poinformowała Gazeta Współczesna.

Klękają przed nią, całują po rękach. Proszą o wspólną modlitwę w kapliczce, o parę słów o synu. Więc modli się z nimi za księdza Jerzego, choć dla najbliższych on Alciem pozostał. Bo tak go nazywali w dzieciństwie. Zdarzają się i tacy, którzy przyjeżdżają ją ”nawracać”, żądają pamiątek, zdjęć, najchętniej wtargnęliby do mieszkania. Są natrętni, obcesowi. Dlatego drzwi do domu Popiełuszków z reguły są zamknięte. - Kiedyś idę i patrzę, a jeden taki czepia się Marianny - opowiada jeden z mieszkańców wsi. - To chce wejść do domu, to znów do kapliczki, to chce zdjęcie Jerzego, to znów mówi, że ją sfotografuje. Zdenerwowała się i mówi: ”A skąd ja wiem, co pan z tym moim zdjęciem zrobi. Może rozwiesi je pan na płocie albo co”. Nakrzyczałem na niego, żeby dał kobiecie spokój. Z obawy przed ”oszołomami” mieszkańcy Okopów niechętnie rozmawiają z obcymi. Ale nie sposób całkiem o księdzu Jerzym nie mówić, bo chcąc nie chcąc wieś stała się uczestnikiem historii. I słowa same się z ust wyrywają, gdy ktoś nie jest wścibski, lecz zwyczajnie życzliwy Popiełuszkom i zainteresowany tragedią, jaka ich spotkała. Ludzie przyzwyczaili się już do tego, że Mariannę Popiełuszko ciągle widzą w telewizji. - Jak się zjadą pielgrzymi, to miejsca na drodze brakuje - mówi Eugeniusz Świderski z Okopów. - Ostatnio weszli nawet na moje podwórko. Do Warszawy czy Katowic nie jeżdżę, a Buzka pod swoim płotem widziałem i jeszcze wiele innych sławnych osób. A tak w ogóle, to nasza wieś coraz mniejsza się robi, coraz więcej pustych domów. Młodzi do miast uciekają, zwłaszcza dziewczyny. Kawalerów trochę przy rodzicach jeszcze mieszka. Z okazji dwudziestej rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki przez Okopy, malutką wieś leżącą w pobliżu Suchowoli w woj. podlaskim, przewinęły się tłumy pielgrzymów, delegacji reprezentujących różne grupy zawodowe, duchownych, związkowców, polityków, dziennikarzy. Były przemówienia przez mikrofony, wieńce składane na tablicy upamiętniającej duchownego, która znajduje się naprzeciwko jego rodzinnego domu. Ustawiono ją w dziesiątą rocznicę śmierci księdza. I pośród tego tłumu ona - zgarbiona, spokojna, jak zwykle małomówna. Matka, która wolałaby, żeby jej syn był ”zwykłym” księdzem i żeby żył. Tymczasem oprawcy zgotowali mu okrutną śmierć, a ją skazali na wieczne rozpamiętywanie krzywdy, jaka mu się stała i uczestniczenie w uroczystościach upamiętniających jego męczeńską śmierć. - Póki dam radę, będę jeździła. Robię to dla niego, nie dla zaszczytów - nie raz takie słowa słyszeli od niej sąsiedzi. Helikopterem i samolotem Jeszcze dwa lata temu Marianna Popiełuszko jeździła na uroczystości z mężem Władysławem. Teraz, po jego śmierci, najczęściej towarzyszy jej syn Józef mieszkający na stałe w Dąbrowie Białostockiej.

Więcej na następnej stronie

- Władek to był fajny chłop - mówi jeden z sąsiadów. - Lekarz zabronił mu palić papierosy, ale on czasami wpadał do mnie na papieroska. Mówił, że jak zapali, to czuje się lepiej. Opowiadał, że chyba już wszędzie byli - u papieża w Watykanie, w Ameryce, w Szczecinie, Gdańsku, Częstochowie, Krakowie i Bóg wie gdzie jeszcze. Przyjeżdżali po nich samochodami, wozili samolotami i helikopterami. Nie to, żeby Władek się chwalił. I nikt mu tych zaszczytów ani podróży nie zazdrościł. No bo tak: pole leży i czeka, przy inwentarzu też trzeba swoje zrobić. A tu ciągle przyjeżdżają i zabierają cię w świat. Im człowiek starszy, tym gorzej znosi podróż, w obcym miejscu zasnąć trudno, każdy chce ugościć wymyślną potrawą, a wiadomo przecież, że najlepsze to, co się samemu ugotuje. I odmówić ciężko, bo to przecież wszystko dla Alka, czyli Jerzego. Niewiele osób wie, że rodzice na chrzcie dali mu imię Alfons. Gdy był mały, wszyscy wołali na niego Alcio lub Alek. Alkiem był do chwili wstąpienia do seminarium. Wtedy uznał, że imię to nie pasuje do księdza i został Jerzym. Pod tym imieniem znają go wszyscy Polacy i wiele osób za granicą. Więc robota leży i czeka, a tu trzeba odświętne ubrania i buty zakładać, i wybierać się w daleką podróż. Albo wychodzić przed dom i rozmawiać z ludźmi, którzy szmat drogi przejechali... A sąsiedzi mówią, że Marianna to bardzo pracowita kobieta. Jeszcze niedawno, choć ma już ponad osiemdziesiąt lat, ziemniaki przebierała. Czworo ich wychowała Marianna Popiełuszko, z domu Gnidziejko, pochodzi z Grodziska - wsi leżącej na trasie z Suchowoli do Dąbrowy Białostockiej. Po ślubie z Władysławem zamieszkała na gospodarce jego rodziców w Okopach. Przeżyli razem z sześćdziesiąt lat, wychowali czworo dzieci, doczekali się kilkorga wnucząt. Najpierw, w 1943 urodziła się im najstarsza córka Teresa. Teresa ma dorosłe córki, mieszka w Suchowoli. Potem na świat przyszedł Józef. Józef początkowo pracował na gospodarce w Okopach, potem wyprowadził się do Dąbrowy Białostockiej. Pracował w kilku miejscach, dziś prowadzi niewielką restaurację. Jego dwoje dzieci wyjechało do USA. Jerzy przyszedł na świat w 1947 roku. On jeden z czwórki rodzeństwa poczuł powołanie kapłańskie, już od małego lubił w kościele odmawiać różaniec, był ministrantem. Najmłodszym dzieckiem Marianny i Władysława jest Stanisław, obecnie sołtys Okopów. - Stanisław Popiełuszko jest sołtysem już czwartą kadencję - mówi Eugeniusz Świderski z Okopów. - Mieszkańcy wsi go wybierają, bo to dobry gospodarz i dba o wieś, a nie dlatego, że jest bratem ks. Jerzego. Ustalił na przykład, że teren, z którego mieszkańcy okolicznych wsi brali piasek, należy do Okopów. Teren został ogrodzony i tylko mieszkańcy naszej wsi mogą z niego korzystać.

Więcej na następnej stronie

Stanisław Popiełuszko cieszy się szacunkiem mieszkańców. Wszyscy współczuli mu tragedii, jaka go spotkała. Cztery lata temu zmarła mu żona. - Była młoda, miała około czterdziestu lat - mówią sąsiedzi. - Zachorowała nagle, do szpitala nie chcieli jej wziąć. Troje dzieci jeszcze w podstawówce się uczyło. Na pogrzeb przyjechało mnóstwo ludzi z Białegostoku, nawet sama pani wojewoda Krystyna Łukaszuk. Siedziała we wsi parę dni. Wnuki pomaga wychowywać Marianna Popiełuszko. - To porządna, normalna rodzina - mówi Jerzy Omielan, burmistrz Suchowoli. - Tylko tragedii u nich więcej, niż u innych. Religijni normalnie Marianna i Władysław Popiełuszko uchodzili we wsi za osoby religijne, ale nie za dewotów. Chodzili regularnie do kościoła, w zgodzie wychowywali dzieci. Nie byli bogaczami, ale głodować też nie głodowali. Pracowali ciężko - tak jak i inni - bo gleby tu słabe, V, VI klasa, teren pagórkowaty. Ich dom był znacznie mniejszy, niż obecnie, bo parterowy. Dopiero jakiś czas po zabójstwie ks. Jerzego do wsi przyjechali górale i ”podciągnęli” pięterko. Stąd wziął się jego góralski wygląd, którym różni się od innych domów. Jeden z pokoi to dziś archiwum rzeczy pozostałych po Jerzym Popiełuszce - jego książki, obrazy. Zdjęć jest niewiele, bo większość z nich trafiła do archiwów kościelnych, izb pamięci itp. Mieszkańcy Okopów wspominają, jak Jerzy Popiełuszko przyjeżdżał do wsi najpierw jako seminarzysta, potem jako ksiądz. Nie dziwili się, że został księdzem, bo już wcześniej jeden z mieszkańców wsi, Czesław Łajkowski, założył sutannę. W Bąbli kościół pobudował, a potem zmarł. Ale - jak mówią - ”tak normalnie, gorączka go zabiła”. Ks. Jerzy był bezpośredni, chętnie rozmawiał z ludźmi, nawet wtedy, gdy był już znany z działalności podziemnej, z przemówień. Biła od niego charyzma, takie coś, że nawet starsi patrzyli z szacunkiem. Matka nieraz mu mówiła, żeby został takim zwykłym księdzem, jak Czesław. Bała się o jego bezpieczeństwo. Ale on odpowiadał, że musi robić swoje. Potem lotem błyskawicy rozeszła się po wsi wieść o tym, że Jurek zaginął, a jeszcze później - że znaleziono jego ciało. Matka i rodzeństwo płakało, ojciec bardzo się postarzał. Wszyscy im współczuli. Do wsi przyjeżdżała milicja i związkowcy. Życzliwi, w trosce o bezpieczeństwo rodziny, prosili, żeby po zapadnięciu zmroku zamykali drzwi i nie wpuszczali obcych. Rolnicy zwracali uwagę na obce samochody i mężczyzn kręcących się po wsi niby przypadkiem. Dziś też są czujni. Bo przecież wiele jest jeszcze niewiadomych, ciągle pojawiają się nowe nazwiska osób, które mogły być odpowiedzialne za zbrodnię. Przed Marianną Popiełuszko jeszcze wiele podróży. Pomników jej syna jest coraz więcej w całej Polsce. Każdy chce, żeby przy odsłonięciu obelisku poświęconego ks. Popiełuszce była jego matka. Bo to trochę tak, jakby on tam był.