Urban-Bender: O co poszło?

KAI

publikacja 30.10.2004 04:59

Prof. Ryszard Bender nie musi przepraszać Jerzego Urbana.

Sąd Apelacyjny w Lublinie uznał, że nazywając redaktora naczelnego "Nie" "Goebblesem stanu wojennego" Bender miał na myśli działalność propagandową Goebbelsa, a nie zbrodnie wojenne. Pełnomocnik Jerzego Urbana, mec. Eugeniusz Baworowski zapowiedział, że po konsultacji prawdopodobnie złoży kasację. Wczorajszy wyrok był ósmym tej sprawie. Sąd rozpatrywał sprawę na skutek apelacji Bendera od wyroku Sądu Okręgowego w Lublinie z 1996 r. Sąd oddalił powództwo i zasądził od Jerzego Urbana na rzecz prof. Bendera 3 tys. 888 zł tytułem kosztów procesu za wszystkie instancje. Sąd pierwszej instancji nakazał prof. Benderowi przeproszenie naczelnego "Nie". Wczoraj w Lublinie Sąd Apelacyjny przypomniał, że wytyczne Sądu Najwyższego nakazywały dokonanie oceny zeznań świadków, po to, by ustalić intencje prof. Bendera, zakres i sposób rozumienia przez świadków jego wypowiedzi i w oparciu o to dokonać oceny tej wypowiedzi. Zdaniem Sądu Apelacyjnego, sąd pierwszej instancji w ocenie wiarygodności świadków zwracał uwagę na pewne "wybrane, przypadkowe i powierzchowne cechy", w oparciu o które jednym zeznaniom dał wiarę, a innym nie. - Wiarygodność zeznań świadków w tej sprawie nie zależy od powołania przez strony ani nie zasadza się na tym, czy świadek oglądał audycję, w której padło stwierdzenie, czy informację zdobył w inny sposób - podkreślono. Sąd zwrócił uwagę, że o porównaniu dwóch podmiotów - a Ryszard Bender porównał Jerzego Urbana do Goebbelsa - można mówić, gdy się wydobędzie i zestawi ze sobą dwie cechy, które są dla siebie najbardziej charakterystyczne. Sąd uznał, że "jedyną cechą łączącą oba podmioty była funkcja, jaką sprawowali każdy w swoim okresie historycznym, a więc funkcja propagandzisty, funkcja rzecznika, każdy z nich popierał ustrój społecznie nieakceptowalny". Sąd uznał za wiarygodne zeznania tych świadków, którzy podkreślali tę cechę, zdaniem sądu, obiektywną i oddającą istotę porównania, choć nie negowali jednocześnie, że Goebbels był zbrodniarzem wojennym. Zauważono także, że wypowiedź Bendera nie padła w kontekście wezwania, by ocenić zbrodnie popełnione przez poprzedni ustrój. - Rozszerzanie tych intencji pozwanego na to, że porównanie ma dotyczyć zbrodniczych działalności kogokolwiek jest chybione, gołosłowne - mówiła sędzia Barbara Oworuszko, przypominając, że prof. Bender nigdy nie zarzucał popełnienia jakichkolwiek zbrodni czy przestępstw Jerzemu Urbanowi. - Porównanie bezsprzecznie jest wypowiedzią o ostrej, negatywnej wymowie, ale nie przekracza granic bezprawności, mieszczącą się w dozwolonej krytyce, która nie narusza dóbr osobistych - stwierdza uzasadnienie wyroku, zaznaczając, że granice wolności słowa dla polityka są znacznie szersze niż dla zwykłego człowieka. Podczas wczorajszej rozprawy pełnomocnik Bendera mec. Walerian Piotrowski złożył jako dowód uchwałę Sejmu RP z 19 października tego roku, przyjętą w 20. rocznicę śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, w której stwierdzono, że kapłana zabili "funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa komunistycznego państwa, otumanieni propagandą kłamstwa i nienawiści". - Problem, czy propaganda tamtego okresu była propagandą kłamstwa i nienawiści ma istotne znaczenie dla oceny, czy pozwany działał z chęci obrażenia - mówił adwokat.

Więcej na następnej stronie

Przedstawił też wycinki prasowe świadczące jego zdaniem, że określenia "Goebbels" i "goebbelsowski" to pojęcia używane w debacie politycznej. Przypomniał, że we wrześniu tego roku były premier Leszek Miller swoim oponentom i przeciwnikom "zarzucił uprawianie goebbelsowskiego kłamstwa". - W debacie politycznej nazwisko Goebbelsa używane jest jako synonim propagandy uprawianej przez tego funkcjonariusza politycznego III Rzeszy i jako synonim złej, kłamliwej, fałszywej propagandy uprawianej w dzisiejszych czasach. Nazwisko to funkcjonuje nie jako porównanie do osoby zbrodniarza wojennego, ale propagandysty w złym czy najgorszym tego słowa znaczeniu - mówił. Zauważył też, że wypowiedź Bendera dotyczyła problemu jakości politycznej i moralnej propagandy uprawianej w ostatnich latach PRL, uprawianej przez Jerzego Urbana jako rzecznika prasowego rządu i publicystę. - Jest to ta propaganda, w której uchwale sejmowej została oceniona jako "propaganda kłamstwa i nienawiści". Jerzy Urban jako rzecznik prasowy rządu za treść tej propagandy ponosi osobistą odpowiedzialność - mówił. Reprezentujący nieobecnego na rozprawie Jerzego Urbana mec. Eugeniusz Baworowski, stwierdził, że każde porównanie do Goebbelsa jest porównaniem obraźliwym. - Jest ogólne pytanie, czy w ogóle w kraju, w Polsce, która doznała tylu krzywd z rąk okupanta hitlerowskiego, jest możliwe porównanie do Goebbelsa, Hitlera i Stalina - mówił. Uznał też, że wspomniana uchwała Sejmu nie dotyczy Jerzego Urbana. Jego zdaniem nie jest istotna intencja, jaką powodował się prof. Bender, bo najistotniejsze jest to, czy zrobił wszystko, by jego wypowiedź została należycie odebrana przez słuchaczy. Jego zdaniem, jeżeli prof. Bender nie zaznaczył, że wypowiedź dotyczyła tylko sfery propagandy, to znaczy że przewidywał i godził się z tym, że wiele osób odbierze tę wypowiedź jako porównanie do zbrodniarza. - Jestem ogromnie rad, że ten wyrok mógł zapaść, że żyjemy w państwie prawa - powiedział prof. Bender po ogłoszeniu wyroku. Ubolewał, że tyle lat "musiało upłynąć, by w Polsce prawo znaczyło prawo, by sądy mogły być w pełnym blasku suwerenne, mogły zapadać wyroki sprawiedliwe, nie wiążące się z jakąś opcją polityczną". W 1992 r. ówczesny senator RP prof. Ryszard Bender w nadawanym na żywo przez telewizję programie "Dekomunizacja po polsku" nazwał rzecznika rządu PRL Jerzego Urban, "Goebbelsem stanu wojennego". Redaktor naczelny "Nie" wystąpił do sądu z pozwem o ochronę dóbr osobistych i zażądał przeprosin w telewizji, twierdząc, że porównanie do zbrodniarza wojennego jest obraźliwe. Bender twierdził, że określenia użył w celu porównania działalności propagandowej obydwu postaci, a jego intencją nie było obrażenie, a uwypuklenie negatywnych zjawisk z powodu przeciągającego się procesu dekomunizacji. Pierwsze orzeczenie sądu w 1994 r. było korzystne dla Bendera, po apelacji Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok w 1994 r. Dwukrotnie Sąd Najwyższy zwracał sprawę do ponownego rozpatrzenia Sądowi Apelacyjnemu w Lublinie. W marcu tego roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok Sądu Apelacyjnego z kwietnia 2002 r. i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania w sądzie drugiej instancji.