Wielokulturowa Europa: Islam czy chrześcijaństwo?

KAI

publikacja 08.11.2004 05:58

Wiele wskazuje na to, że za 30 lat chrześcijanie w Europie znów zejdą do katakumb - uważa publicysta Tomasz Terlikowski.

Nad tym, co zrobić, by chrześcijaństwo na naszym kontynencie nie zostało wyparte przez islam, tak jak się to stało w Afryce Północnej, debatowali uczestnicy panelu "Oblicza wielokulturowości w Europie. Islam kontra chrześcijaństwo?", jaki odbył się 7 listopada w warszawskim klubie "Hybrydy", w ramach obchodów 10-lecia kwartalnika "Fronda". Andrzej Talaga z miesięcznika "Nowe Państwo" zauważył, że historycznie rzecz biorąc inne kultury były tylko dodatkiem do chrześcijańskiego oblicza Europy. Natomiast dzisiaj, ze względu na napływ przybyszów z zewnątrz, Europa jest kontynentem wielokulturowym, istnieją nawet obawy, czy zachowa swą kulturową tożsamość. Europa jakby wyrzeka się, i to z własnej woli, swego dziedzictwa kulturowego i religijnego - wtórował mu pisarz fantasy Marek Oramus. Coraz częściej kościoły na zachodzie Europy są zamykane, powstają zaś meczety. Islam bowiem, który przedstawia się jako religia pokojowa, faktycznie jest agresywny, a na granicy innych kultur z islamem toczą się wojny. Niektórzy duchowni muzułmańscy mówią wprost, że islam ogarnie w końcu cały świat, że "świat jest do zdobycia" - przestrzegał Oramus. Zdaniem Talagi islam jako religia dynamiczna łatwo wchodzi na kontynent europejski. Jest atrakcyjny, bo odnosi całe życie do Boga, jest prorodzinny i - w przeciwieństwie do katolicyzmu i protestantyzmu - nierestrykcyjny w sferze seksualnej. Oferuje Europejczykom wartości, które oni zatracili. - Siłą islamu jest to, że muzułmanie naprawdę wierzą w Boga, czego nie można powiedzieć o wielu Europejczykach - stwierdził redaktor "Nowego Państwa". Według niego, tolerancja wobec islamu jest w istocie obojętnością religijną i kulturową. - Tolerujemy, bo sami już nie mamy czego bronić - uważa Talaga. Pytany, czy na gruncie europejskim islam nie zliberalizuje się tak jak chrześcijaństwo, zauważył, że wprawdzie państwa europejskie finansują nurty modernistyczne w islamie, to jednak dynamizm jest po stronie nurtów fundamentalistycznych, finansowanych w dużej mierze przez dynastię Saudów. Tłumacz i publicysta Lech Jęczmyk przypomniał, że tradycyjny islam był tolerancyjny, czego dowodem jest fakt, iż w imperium osmańskim swobodnie żyły 3 mln chrześcijan. Przyczyną obecnej islamskiej niechęci do Zachodu jest to, że wyznawcy Allaha obarczają Zachód winą za własną biedę, którą uważają za najwyższą formę agresji. Mogą w takiej sytuacji toczyć "świętą wojnę" obronną, która może być podjęta przez każdego muzułmanina na własną rękę. Zdaniem Jęczmyka ta wojna jest nie do wygrania przez Zachód. Trzeba skoncentrować się na przyczynach wojny obronnej islamu i poznać je.

Więcej na następnej stronie

Podobny pogląd wyraził Talaga, dla którego podstawowym problemem w konflikcie Zachodu ze światem muzułmańskim jest nasza ignorancja nt. islamu. Kolejnym jest bezwarunkowe poparcie Stanów Zjednoczonych dla Izraela, z którego powodu Amerykanów nie interesuje stabilizacja sytuacji na Bliskim Wschodzie. Chcą natomiast, jak mówią, "twórczej destabilizacji", za czym kryje się chęć atakowania kolejnych krajów zaliczonych do "osi zła". Z jednej strony wspierają kuriozalne i skorumpowane reżimy, np. w Egipcie i Turkmenistanie, a z drugiej prowadzą w Iraku "wojnę o demokrację". Nie ma co się dziwić, że budzą się ośrodki oporu - stwierdził redaktor "Nowego Państwa". Przestrzegł zarazem przed myleniem fundamentalizmu, a więc powrotu do źródeł islamu, z terroryzmem, czyli światem przemocy w imię religii. Oramus uważa, że na fundamentalizm religijny skutecznie można odpowiedzieć tylko innym fundamentalizmem. Jego zdaniem Kościół słabnie i powinien się obudzić. Nie podobają mu się też, jak to określił, "umizgi papieża" wobec islamu, wynikające z niedoceniania jego niebezpieczeństwa. Według Oramusa trzeba rozpocząć pracę misyjną w zachodniej Europie, by fundamentalizm chrześcijański mógł tam stawić czoło fundamentalizmowi islamskiemu. Z poglądem tym polemizował Talaga podając przykład obecnego starcia fundamentalistów z Al-Kaidy z tworzącymi amerykańską politykę zagraniczną neokonserwatystami, którzy są fundamentalistami liberalizmu. Stracie to przynosi, jego zdaniem, jedynie eskalację konfliktu. Przyjmujemy muzułmanów z tolerancją, a chrześcijanie w krajach islamskich są zwalczani. Dopóki nie nastąpi symetria we wzajemnym traktowaniu, nie ma mowy o zgodnym współżyciu z wyznawcami islamu - twierdzi Oramus. Wyraził ubolewanie, że muzułmanie napływają do Europy, a my jesteśmy biernymi obserwatorami. Co więcej, zamiast eksponować swą europejską tożsamość, opartą na chrześcijaństwie, usuwamy je np. z traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej. - Trzeba negocjować z muzułmanami, aby wypracować modus vivendi - zachęcał Talaga. Jego zdaniem musimy najpierw wiedzieć, czego chcemy bronić przed islamem, tzn. określić nasze wartości i ustalić, kto jest Europejczykiem. Przypomniał definicję gen. Charlesa de Gaulle'a, według której jest nim człowiek rasy białej, przyznający się do dziedzictwa grecko-rzymskiego i wyznający religię chrześcijańską. - Wszyscy inni są w Europie gośćmi, choćby mieszkali w niej od pięciu pokoleń - podkreślił Talaga. Uważa on, że państwa i kultura naszego kontynentu są rozmyte i wejdzie do Europy każdy, kto ma siłę wewnętrzną, a muzułmanie ją mają. Przemawia też za nimi argument demograficzny. Za 35 lat mogą już stanowić 30 proc. ludności Europy - stwierdził redaktor "Nowego Państwa".