Niejawny dyktat?

Trybuna/a.

publikacja 24.11.2004 06:07

Ilekroć w Polsce zdarzy się, że ktoś publicznie poruszy kwestie choćby tylko marginalnie zatrącające o stosunki państwo - Kościół, mam wrażenie, że wkracza na pole minowe - napisała w Trybuna posłanka SLD Katarzyna Maria Piekarska. [**Porozmawiaj o tym na FORUM![][1]**][2] [1]: zdjecia/zdjecia/wprzod.gif [2]: http://forum.wiara.pl

Zewsząd rozlegają się szepty, napomnienia, czy wręcz alarmistyczne sygnały: nie dotykać – grozi wybuchem konfliktu! Najsmutniejsze zaś jest to, że ci, którzy tych rad udzielają (zapewne w najlepszej wierze), nie dostrzegają, co w istocie kryje się za takim postawieniem sprawy. Śledząc wypowiedzi z lewej i prawej strony sceny politycznej można wysnuć taki oto wniosek: postawienie publicznie kwestii stosunków państwo – Kościół, w państwie demokratycznym, jakim jest Polska, naraża na szwank jej interes, ba rację stanu. Czyje zobowiązanie Jest to konkluzja w swej wymowie przerażająca! Czy nie oznacza ona, że w stosunkach tych nie ma równowagi, a jest niejawny dyktat, którego upublicznienie szkodę przynieść może temu, komu warunki są narzucane? Czy państwo pozostaje zakładnikiem kogoś, czy czegoś? Bo i takie wątpliwości przychodzą mi do głowy, gdy słucham wypowiedzi niektórych przedstawicieli dawnej opozycji – demokratycznej przecież. Jeśli nawet czują się oni zobowiązani do spłacenia pewnego długu wdzięczności za okazaną im pomoc przy przejęciu odpowiedzialności za kraj (jak zgodnie określa się często objęcie władzy w państwie – wprawdzie oznacza to samo, ale jak brzmi!) to przecież było to ich osobiste zobowiązanie, nie uczynili go w imieniu społeczeństwa. Takie twierdzenie byłoby doprawdy kolosalnym nadużyciem! A i Kościół – w co wierzę – udzielił tej pomocy zgodnie z zasadami, które głosi – w intencji dobra społeczeństwa, w którym funkcjonuje, a więc bezinteresownie. Zatem skąd to milczące założenie, że wszystko, cokolwiek dzieje się w obrębie spraw tyczących kościołów, przede wszystkim zaś Kościoła katolickiego, szczególnie w sferze jego najzupełniej doczesnej – ekonomicznej, jest nietykalne i takie ma pozostać? Nawet jeśli narusza to zasadę sprawiedliwego i równego traktowania, nawet jeśli wątpliwości prawne budzą procedury, wedle których dokonano wprowadzenia niektórych rozwiązań (religia w szkole, tryb uzgodnień wokół Konkordatu), dających Kościołowi katolickiemu szczególną pozycję. Milczenie jest złotem? Z początku miałam zamiar napisać parę uwag na temat Funduszu Kościelnego, o którym ostatnio głośno w prasie z powodu projektu ustawy przewidującej jego likwidację. Jednakże, po namyśle, doszłam do wniosku, że jest to tylko niewielki wycinek ogromnego pola spraw niewyjaśnionych, zmitologizowanych, czy wręcz przekłamanych w relacjach między państwem a Kościołem. Jeśli nie odkłamie się w sposób jasny i ostateczny tych relacji, jeśli nie ustali się przejrzystych i zrozumiałych, jawnych zasad – potyczki o szczegółowe kwestie nie mają sensu, bowiem problem pozostanie nierozwiązany i tak. Dlatego sądzę, że przed nami, jako społeczeństwem, które pragnie być – w co wierzę – demokratyczne, nie tylko z nazwy, stoi trudne, ale niezwykle ważne zadanie przedyskutowania tych spraw przy otwartej kurtynie. Nie w zaciszu gabinetów, gdzie łatwo o pozorne porozumienie, ale w debacie społecznej, bo państwo – to my wszyscy. Musimy sami, w poszanowaniu swych wzajemnych racji ustalić, jak ma być urządzony kraj, w którym żyjemy. Jakie reguły mają w nim rządzić.

Więcej na następnej stronie

Ktoś powie – jest przecież Konstytucja, są ustawy, wszystko jest uregulowane. Na poziomie ogólnych deklaracji – zgoda. Ale jeśli jest tak dobrze, to czemu coraz więcej wokół nietolerancji i kołtuństwa? Co boskie – Bogu... To nieprawda, że czas na te rozmowy nie jest dobry. Nie dajmy się zbić z tropu cynicznym graczom, bo grają stale w tę samą grę pt. „Temat zastępczy”. Nie ma sensu z nimi o tym dyskutować, po prostu róbmy swoje. Wkroczenie na owo „pole minowe” wymaga odwagi, a przede wszystkim odkłamania mitu, bardzo wygodnego dla przeciwników jawności. Trzeba mówić o tym dotąd, aż dotrze to do świadomości ludzi: walka o jasność w stosunkach państwo – Kościół to nie walka z religią!!! Upieranie się przy jasnym podziale ról, przy tym, by Kościół przekonywał wiernych do swoich wartości przy pomocy argumentów, którymi sam dysponuje, a nie za pomocą prawa świeckiego, nie jest walką z Bogiem!!! Kto w Niego wierzy – niech przestrzega zasad, o których mówi Jego Kościół. Prawo świeckie nie utrudnia tego nikomu, ani nie zabrania. I niech tak zostanie. Jeśli posuwamy się o krok dalej, poza tę zasadę – budujemy państwo quasiwyznaniowe. Na nic tu łamańce lewicowych i prawicowych rządów, jak rozstrzygnąć nierozwiązywalny dylemat: przypodobać się Kościołowi i utrzymać świecki charakter państwa. Warto przy tym obalić jeszcze jeden mit – o „niewdzięczności” lewicy mimo wsparcia hierarchów przy unijnym referendum. Czyżby miało to oznaczać, że Kościół poparł nasze wejście do UE licząc na załatwienie w rewanżu jakichś spraw? To koszmarne przypuszczenie! Kościół miałby kupczyć przyszłością Polaków, i za co? Co jest tego warte? Dziwię się, że sam Kościół nie zareagował na takie publiczne wypowiedzi... Nie będzie łatwo Trzeba w końcu przełamać tabu. O sprawach finansowych Kościoła, o zasadach, na jakich funkcjonuje w państwie mówić spokojnie, otwarcie, przedstawiając dane, zadając pytania. Nie będzie łatwo, nikt bez protestu nie oddaje zdobytego pola, a już samo dopytywanie się o rachunki, zapewne poczytywanie jest przez hierarchów za naruszenie szczególnej pozycji, jaką dotąd Kościół zajmował. Wiadomo, „od rzemyczka”... Lepiej dmuchać na zimne... I Kościół dmucha. Być może przez jakiś czas stosunki staną się lodowate. Jednakże to nie potrwa długo. Jeśli hierarchia kościelna spotka się ze zdecydowanym dążeniem do uczciwego rozsądzenia wszystkich drażliwych kwestii, to jestem przekonana, że sama dojrzy pożytki płynące z takiej przejrzystości zasad. W przeciwieństwie bowiem do tych, którzy straszą reakcją Kościoła, mimowolnie wydając o nim złe świadectwo, uważam, że to instytucja, w której jest wielu mądrych taktyków i strategów, rozumiejących znaki czasu i umiejących bardzo elastycznie dostosować się do okoliczności, by dobra Kościoła i jego misji nie wystawić na szwank. Inaczej niż wielu naszych polityków, wiedzą oni, gdzie przebiega „cienka linia”, której przekroczenie jest błędem. Jego skutkiem zaś w tym przypadku może być utrata zaufania wiernych. A to błąd kardynalny i Kościół z pewnością go nie popełni. Od redakcji: W środowiskach nieprzyjaznych Kościołowi w Polsce trwa budowanie kolejnego mitu. To już któraś wypowiedź prominentnego działacza partyjnego lewicy, sugerująca, że Kościół katolicki rządzi Polską z ukrycia. Chodzi o wmówienie ludziom podatnym na tego typu argumentację, że państwo znajduje się w zagrożeniu. Nie pierwszy raz dziejach w kryzysowej sytuacji rozbita lewica próbuje sie jednoczyć kreując na wroga Kościół. Zawsze tego typu polityka kończyła się katastrofą dla inicjatorów. redakcja portalu Wiara.pl Porozmawiaj o tym na FORUM

Więcej na następnej stronie