Abp Bangkoku: Pomoc, ale konkretna

KAI

publikacja 05.01.2005 05:14

Arcybiskup Bangkoku i przewodniczący Konferencji Episkopatu Tajlandii, kard. Michael Michai Kitbunchu wezwał społeczność międzynarodową do udzielania pomocy "kierowanej na konkretne cele"

Jego zdaniem niezmierne ważne jest w chwili obecnej właściwe wykorzystanie płynących do dotkniętych kataklizmem krajów Azji południowo-wschodniej środków pieniężnych. Innym poważnym problemem w krajach dotkniętych kataklizmem jest handel "sierotami tsunami". Kard. Kitbunchu w rozmowie z agencją "AsiaNews" powiedział, że aktualnie najpotrzebniejsze wydają się żywność o długim terminie przydatności do spożycia i sprzęt kuchenny, a wkrótce - odbudowa domów i szkół. "Wiele sąsiedzkich krajów jest w trudniejszej od nas sytuacji" - powiedział arcybiskup Bangkoku i dodał: "Nie będziemy wykorzystywać zaistniałej sytuacji, lecz rozdzielimy płynącą zewsząd pomoc najbardziej potrzebującym, w zależności od wiarygodności konkretnych planów inwestycyjnych, jakie zostaną nam przedstawione". Kard. Kitbunchu zaproponował, by każda parafia na świecie wzięła na siebie odpowiedzialność za odbudowę jednego domu zniszczonego przez fale tsunami. Przypomniał też, że odbudowa szkół należy do najważniejszych zadań i jest szczególnie ważna ze względu na dzieci, które podczas kataklizmu straciły rodziców. Konferencja Episkopatu Tajlandii organizuje zbiórki na konkretne cele i bierze udział w koordynowaniu rozdzielania pomocy. Kard. Kitbunchu powiedział, że "kataklizm unaocznił nam, że jesteśmy odpowiedzialni za każdego człowieka, niezależnie od jego rasy czy wyznawanej religii". Wspomniał raz jeszcze o niespotykanej dotychczas w krajach południowo-wschodniej Azji solidarności wszystkich mieszkańców w obliczu kataklizmu. Agencje donoszą także, że niepokojące informacje na temat handlu "sierotami tsunami" w krajach regionu spowodowały, że podjęto działania przeciwstawiające się tej praktyce i że wiele dzieci, dzięki zdjęciom pokazywanymi przez lokalne stacje telewizyjne i Internet, odnalazło swoich rodziców. Z wielu regionów nawiedzonych przez kataklizm tsunami dobiegają informacje o niepewnym losie osieroconych dzieci. Ordynariusz diecezji Thanjavur bp Devadass Ambroise Mariadoss i przedstawiciel Funduszu Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci UNICEF w Nagappattinam na południu Indii wyrażają zaniepokojenie pogłoskami o zorganizowanym handlu dziećmi. Rząd indyjski przyznał każdej "sierocie tsunami" rentę w wysokości 200 tys. rupii (ponad 4,5 tys. dolarów), co, przy średnich indyjskich zarobkach ok. 50 dol. stanowić będzie "łakomy kąsek" dla nieuczciwych osób podających się np. za dalszą rodzinę dzieci, które utraciły rodziców.

Więcej na następnej stronie

Bp Mariadoss w wypowiedzi dla "AsiaNews" nazwał możliwość nielegalnego handlu dziećmi "realnym niebezpieczeństwem". Jak powiedziały siostry niepokalanki prowadzące jedyny niezniszczony w stanie Tamil Nadu szpital Nirmala Hospital, nawet lekko ranni nie mogą opuścić go po udzieleniu im pomocy medycznej, ponieważ "nie mają dokąd pójść". Szpital w ostatnich dniach przyjął ok. 400 rannych. Siostry, podobnie jak wielu innych świadków tragedii, mówią o niespotykanej solidarności wśród dotkniętej tragedią ludności. "Nawet ci, którzy stracili wszystko, pomagają innym, rannym i potrzebującym". Jedynie niektóre hinduskie organizacje fundamentalistyczne uważają tsunami za "karę bożą" wobec aresztowania (pod zarzutem morderstwa) jednego z przywódców ruchu, Jayendry Saraswati, zwanego "hinduistycznym papieżem". Rząd Sri Lanki, gdzie również pojawiły się pogłoski o handlu dziećmi, także w celu wykorzystywania ich do prostytucji i niewolniczej pracy domowej, uprzedził ludność o niebezpieczeństwie i wezwał wszystkich do natychmiastowego informowania władz o miejscach, w których w sposób nielegalny przetrzymywane są osierocone dzieci, a także o rodzinach, u których czasowo one przebywają. Zdaniem włoskiego misjonarza, jezuity o.Michele Catalano, pracującego od blisko 30 lat na wyspie i kierującego międzyreligijnym stowarzyzeniem "Shanti" ("Pokój"), jest to w tej chwili jedno z największych niebezpieczeństw w tym kraju. Obok tego "niebezpieczna" jest też pomoc, która nie ma na celu ulżenia najuboższym i tym, których kataklizm postawił w najtrudniejszym położeniu. Zdaniem o. Catalano, pomoc, która od lat udzielana jest Sri Lance nie dociera do ludzi niedożywionych, starych, do narkomanów ani bezrobotnych, ponieważ w kraju brak jest kompetentnych organizacji, które potrafiłyby przekazać ją tam, gdzie jest ona najpotrzebniejsza. Wobec informacji o handlu osieroconymi dziećmi w Indonezji (w obozie Medan na północy Sumatry), prezydent kraju Susilo Bambang Yudhoyono zdementował jakoby istniało "zezwolenie rządowe" na dokonywanie natychmiastowych adopcji i zlecił naczelnemu szefowi policji "użycie wszelkich środków by zapobiegać nielegalnym adopcjom dokonywanym przez nieznane osoby". Przypomina się także, że opieka nad poszkodowanymi dziećmi, podobnie jak osobami dorosłymi, "należy do odpowiedzialności rządu". Minister spraw socjalnych Indonezji Bachtiar Chamsayah wydał komunikat, w którym przypomina, że jedynie mieszkańcy miejscowości Aceh, z której pochodzą osierocone dzieci, maja prawo do ich adopcji. Tymczasem po kraju zaczęły krążyć SMS-owe informacje o rzekomej możliwości "natychmiastowej adopcji sierot tsunami" Liczbę śmiertelnych ofiar katastrofy w Indonezji szacuje się obecnie na 95 tys., w Indiach na ponad 9 tys. (w tym 7,5 tys. w stanie Tamil Nadu), a na Sri Lance - na 35 tys.