Grecja: Tsunami w Cerkwi

Rzeczpospolita/a.

publikacja 28.02.2005 10:14

Jak grom z jasnego nieba spadła na Grecję seria afer i skandali, w które zamieszani są duchowni greckiego Kościoła prawosławnego - informuje Rzeczpospolita.

Do tej pory bowiem pozycja Kościoła i religii w życiu publicznym była tu niezachwiana, jak w żadnym innym kraju europejskim. Greckie cerkwie pełne są ludzi, duchowni szanowani, a głos biskupów słuchany z uwagą. Gdyby afery rozłożyły się w czasie, wstrząs nie byłby pewnie aż tak głęboki. Ale wszystko rozegrało się w ciągu niecałego miesiąca. Grecy nagle dowiedzieli się, że archimandryta Jakowos Josakis kradł i sprzedawał średniowieczne ikony z klasztoru na wyspie Kitera; że Josakis przekupywał sędziów, by uzyskać korzystne wyroki dla aferzystów, z którymi utrzymywał kontakty; że Pantalejmon, biskup Attyki, złożył 3 miliony euro na koncie bankowym swego krewnego i prawdopodobnie utrzymywał kontakty homoseksualne, choć Kościół grecki uważa je za sprzeczne z naturą; że 91-letni Stefanos, biskup Trifilias, został przyłapany w łóżku z młodziutką dziewczyną, o czym świadczą opublikowane fotografie; że skazany niegdyś za handel narkotykami Apostolos Wawilis, który podawał się za księdza, ale wcale nim nie był, prowadził kampanię na rzecz wyboru biskupa Irineosa na patriarchę Jerozolimy. To dość, by zachwiać wiarę w czystość moralną greckiego Kościoła. Ale na tym nie koniec. Prawdziwą bombą było ujawnienie, że arcybiskup Christodulos, bardzo popularny prymas Kościoła, mijał się z prawdą, twierdząc, że o niczym nie wiedział, a winnych nie znał. Okazało się, że znał jak najbardziej - z Josakisem kilkakrotnie się spotykał, a Wawilisa sam wysłał do Jerozolimy, by tam przypilnował wyboru odpowiedniego patriarchy. I to dopiero był szok. W kraju, gdzie Kościół od zawsze ma wyjątkową pozycję, takie nagromadzenie skandali równa się trzęsieniu ziemi - "tsunami w świecie religii", jak trafnie to określił biskup Spirydon. Silny Kościół grecki stworzyły bowiem wieki historii i jego praca dla narodu. Za rządów osmańskiej Turcji duchowni prawosławni reprezentowali społeczność grecką wobec władz tureckich, a Kościół był prawdziwą ostoją greckości. Spełniał więc rolę podobną, jak Kościół katolicki w Polsce. Służył Grekom pomocą i ochroną i nie przypadkiem wytworzyło to zbitkę "Grek - prawosławny", analogiczną do naszego "Polak - katolik". W niepodległej Grecji Kościół zebrał tego owoce. Jest Kościołem państwowym, ma wielkie majątki i przywileje podatkowe, prowadzi sieć szkół i w dużej mierze sprawuje rząd dusz, z dużym zresztą wyczuciem. Potrafi zmobilizować opinię publiczną w sprawach ważnych dla narodu i dla siebie - od uznania Macedonii, po kwestię usunięcia informacji o wyznaniu z dowodów osobistych. Miarą powagi obecnej sytuacji jest więc prośba o wybaczenie, jaką arcybiskup Christodulos - który bez problemu przetrwał wniosek o wotum nieufności - skierował do narodu podczas zwołanego w trybie nadzwyczajnym posiedzenia Świętego Synodu.

Więcej na następnej stronie

Kościół grecki chce też się zreformować i oczyścić. Na ołtarzu tych celów jest gotów złożyć swą faktyczną niezależność od państwa. Synod postanowił bowiem, że państwo będzie mieć prawo wglądu w jego finanse, a także prawo współudziału w ocenie postępowania duchownych i jego zgodności z zasadami etyki. To dowodzi, że Christodulos, który przez ponad sześć lat kierowania Kościołem, zapewnił sobie doskonałą pozycję i wpływy, jakich nie miał żaden z jego poprzedników - nie uległ presji tych biskupów, którzy uparcie utrzymują, że nic złego się nie stało, a cała sprawa to efekt spisku ciemnych sił czyhających na tę zacną instytucję. Jako realista, Christodulos stara się uratować to, co jeszcze się da. Do uratowania są formalne związki z państwem, czyli status Kościoła państwowego, i wpływy w społeczeństwie. Jedno i drugie jest zagrożone. Grecy są rozczarowani ujawnieniem kulis działania najbardziej szanowanej greckiej instytucji. Wyniki badań opinii są dla Kościoła fatalne: Christodulosa pozytywnie ocenia niespełna 42 procent Greków, podczas gdy w maju ubiegłego roku - ponad 65 procent. Na domiar złego rosną - już do 60 procent - szeregi zwolenników rozdziału Kościoła od państwa. Propozycja Jeorjosa Papandreu, lidera socjalistycznej partii PASOK, w sprawie przeprowadzenia referendum na temat statusu Kościoła, może zyskać szeroką akceptację. PASOK od dawna próbuje ograniczyć wpływy Kościoła, w przeciwieństwie do konserwatystów z Nowej Demokracji, którzy w sporze o dowody osobiste stanęli po jego stronie. Wtedy jednak Nowa Demokracja, będąc w opozycji, miała o wiele łatwiejszą sytuację. Teraz, gdy konserwatyści rządzą, starają się zachować dystans i nie mieszać do problemów Kościoła, bo dobrze wiedzą, jak bardzo delikatna jest to materia. Wiedzą jednak także, że nie można robić tego w nieskończoność. Dlatego dyskretnie ostrzegają, że jeśli Kościół sam nie uporządkuje swych spraw, rząd może być zmuszony do interwencji. Choć na pewno wolałby tego uniknąć.