publikacja 18.04.2013 00:15
Niektórzy twierdzą, że pierwszy milion trzeba ukraść. Nieprawda. Można go po prostu zdobyć od ludzi w sposób nie tylko legalny, ale i uczciwy.
canstockphoto
Co zrobić, gdy mamy pomysł na biznes lub po prostu chcemy coś zrobić i potrzebujemy na to funduszy? Nie musimy wcale iść do banków czy inwestorów. Można się zwrócić do internautów. Dzięki crowdfundingowi, bo o nim mowa, można do ciekawego pomysłu przekonać zwykłych ludzi z sąsiedztwa. A że w dobie internetu naszym sąsiadem może być praktycznie każdy, to i możliwości realizacji projektów są ograniczone tylko dwiema rzeczami: wyobraźnią i umiejętnością przekonywania innych.
W tłumie siła
Crowdfunding jest zjawiskiem równie ciekawym, co niszowym. Na pewno wywraca do góry nogami pojęcia „klient” i „inwestor”. „Crowd” to po angielsku tłum, „funding” to finansowanie. W Polsce używamy terminu finansowanie społecznościowe. Ten zwrot dobrze oddaje istotę crowdfundingu, który polega na przekonaniu grupy zwykłych ludzi, że projekt jest warty ich pieniędzy. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak zwykła zbiórka publiczna, ale nią nie jest. Istotą finansowania społecznościowego jest to, że wpłacający pieniądze musi coś za nie otrzymać. Zazwyczaj środki zbierane są za pomocą serwisów internetowych, które specjalizują się w crowdfundingu. Wyobraź sobie następującą sytuację: chcesz otworzyć gospodarstwo agroturystyczne. Jesteś przekonany, że odniesiesz sukces, ale nie potrafisz zgromadzić kwoty niezbędnej, by rozpocząć inwestycję. Lokalni krezusi nie chcą zainwestować pieniędzy, twierdząc, że projekt nie ma szans powodzenia. Banki z tego samego powodu odmawiają kredytu. Co jest następnym krokiem? Zazwyczaj zbiera się pieniądze po znajomych i rodzinie. Finansowanie społecznościowe pozwala powiększyć grono osób, które możemy namówić do współfinansowania projektu. – Co ciekawe, najwięcej, bo nawet 80 proc. wspierających, to członkowie dwóch pierwszych kręgów projektodawcy – twierdzi Piotr Trudnowski z Beesfund.com. – Pierwszy krąg to rodzina, przyjaciele czy entuzjaści projektu, drugi to znajomi wcześniej wymienionych – dodaje. Wiedząc to, postanawiasz spróbować i zaprezentować pomysł. Na stronie internetowej piszesz, skąd pomysł na gospodarstwo agroturystyczne, dlaczego akurat w tej okolicy i co będzie wyróżniać nasz ośrodek na tle innych. Sztuka polega na tym, by sprawić, że zwykły Kowalski po obejrzeniu naszej prezentacji powie: „Do takiego ośrodka chciałbym pojechać”. I będzie chciał pojechać tak bardzo, że zapłaci za to, żebyś tylko miał szansę otworzyć ośrodek. W finansowaniu społecznościowym nie ma jednak nic za darmo. Skoro Kowalski wpłacił na ośrodek, to coś musi z tego mieć. Możesz ogłosić, że każdy, kto wpłaci ponad 50 zł, otrzyma album fotograficzny dokumentujący budowę, a kto wpłaci 100 zł – darmowy nocleg. Kto i co dostanie za określoną wpłatę, zależy tylko od fantazji przedsiębiorcy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.