USA: Powstań, Ameryko

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 30.03.2005 13:22

Pod szpitalem, gdzie umiera Terri Schiavo, scen niezwykłych - i przypominających cyrk, i wywołujących łzy wzruszenia - jest mnóstwo. Gazeta Wyborcza zamieszcza reportaż z Florydy.

Ludzie, którzy organizują demonstracje w jej obronie, to zawodowcy otrzaskani w marszach antyaborcyjnych, przeciw małżeństwom gejów, przeciw Johnowi Kerry'emu. Od lat walczą na frontach "wojny kulturowej". Dziś jeden z tych frontów przebiega wzdłuż szeregu palm przed hospicjum na Florydzie Do zaimprowizowanego parkingu dla dziennikarzy od hospicjum Woodside w miasteczku Pinellas Park idzie się wąską 102. Ulicą. Gdy wracałem na parking, do północy było ledwie kilkanaście minut. Na trawniku 100 m od zgiełku przed hospicjum klęczała kobieta. W kompletnej ciemności, kompletnie sama. 62-letnia Joan Wetcher modliła się cicho. Gdy już skończyła, nie chciała za bardzo mówić o sobie. Powtarzała tylko, że przyjechała tu z niedalekiej Tampy "dla tej dziewczynki, która umiera". To nasz obowiązek Starsza pani modląca się w ciemności na osobności to obraz niepasujący do tego, co się dzieje w Pinellas Park. Choć obrazów niezwykłych - i przypominających cyrk, i wywołujących łzy wzruszenia - jest tu mnóstwo. Grupa około 100 osób obecna przed hospicjum Woodside niemal 24 godziny na dobę (w ciągu dnia jest ich więcej - 200-300 osób), choć modli się tak jak pani Wetcher, robi to zupełnie inaczej - jak najgłośniej i najbardziej demonstracyjnie. Protestujący przeciw decyzji o odłączeniu Terri Schiavo od rurki z pokarmem i płynami rozbili swoje obozowisko na trawniku po tej stronie ulicy, gdzie mieści się hospicjum. Mają setki plakatów i transparentów. Wciąż robią nowe. Jednak nie wieszają ich na siatkach od strony hospicjum, lecz w przeciwnym kierunku, tak by znalazły się w obiektywach dziesiątek rozstawionych po drugiej stronie ulicy kamer. Ci ludzie to zawodowcy. Doskonale wiedzą, o której godzinie która telewizja nadaje relację na żywo sprzed hospicjum. Wiedzą też, pod jakim kątem się ustawić, by w tle za reporterem nadającym relację było widać ich transparenty. W razie wątpliwości dostają wskazówki przez telefon od kogoś, kto w domu siedzi przed telewizorem. Zrobią wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Państwo Conrelli przyjechali do Pinellas Park z dwójką synów w wieku trzech i pięciu lat. - Jesteśmy wierzący, to nasz obowiązek - mówią. - A dzieci uczą się walczyć w słusznej sprawie.

Więcej na następnej stronie

Chłopcy, gdy widzą fotoreportera, dumnie pozują z plakatem z napisem: "Nie zabijaj!". Gdy fotoreporter odchodzi, dzieciaki rzucają plakaty i wracają do zabawy w berka na ogrodzonym kawałku trawnika. Za chwilę znów łapią za plakaty - zbliża się ekipa telewizji z Los Angeles Tym ludziom chodzi o to, by przyciągnąć uwagę całej Ameryki. Wierzą, że wtedy presja społeczna sprawi, iż politycy uratują Terri Schiavo. Że gubernator Florydy Jeb Bush wyśle jej na ratunek policję stanową albo jego brat, prezydent USA - siły federalne. Oni w to wierzą. Terri walczy - Módlmy się, niech cała Ameryka powstanie! By we wszystkich miastach odbyły się demonstracje w obronie Terri, by w każdym sądzie w tym kraju usłyszeli nasz głos! - to jedna z wygłaszanych przez megafon modlitw. Wielu zachowuje się jak natchnieni. Gdy nie mają już sił modlić się na klęczkach, siedzą na trawie z wyciągniętymi rękami, przymkniętymi oczami, niemal w religijnej ekstazie powtarzają szeptem modlitwy. Wszędzie leżą Biblie. Wszędzie walają się też zużyte plakaty. W palącym słońcu, przy dużej wilgotności, gdy jeszcze pokropi deszcz, plakaty się rozmywają, kolory blakną. A w telewizji muszą przecież być widoczne jak najlepiej. 16-letnia Jane siedzi na trawie i maluje grubymi flamastrami plakat za plakatem. "Teraz Terri, następny możesz być Ty!", "Hospicjum czy Auschwitz?", "Panie sędzio, czy zjadł już Pan lunch?", "Dlaczego Was tu nie ma?" - te napisy zaraz zawisną na pomarańczowej siatce albo trafią do rąk ochotników, którzy będą nimi potrząsać przed kamerami. - Chodzę do szkoły, ale teraz mieliśmy świąteczne ferie. Jesteśmy tu z mamą. Niby dziś powinnam wracać do szkoły, ale mama powiedziała, że to jest ważniejsze - mówi Jane. Za chwilę dziewczyna przerywa. Minęła 2 po południu, czas na procesję. Prowadzona przez księdza z megafonem i 13-latka z wielkim drewnianym krzyżem procesja rusza chodnikiem wzdłuż hospicjum. Idący wąskim sznurem ludzie - 100-200 osób, wśród nich kilka zakonnic - modlą się, wielu ściska różańce. Zataczają koło, obchodząc kilka sąsiednich ulic, i wracają na trawnik. Gdy co kilka godzin do dziennikarzy przed hospicjum wychodzi przedstawiciel rodziny umierającej Terri - jej ojciec, brat, koleżanka, która odwiedziła ją dzień wcześniej - ich słowa docierają też do protestujących. Ci słuchają tego niemal z nabożeństwem. Spijają im z ust każdą wiadomość o tym, że "Terri walczy", że znów "powiedziała, że nie chce umierać", że krzyczała "mamo, boli!". Koleżanka Schiavo opowiada, że gdy przypomniała, jak kilkanaście lat temu razem były na tańcach, niemająca według lekarzy świadomości Terri uśmiechnęła się, podniosła obie ręce i zaczęła nimi poruszać w rytm muzyki.

Więcej na następnej stronie

Zebrani wokół słuchają takich opowieści ze łzami w oczach. Za chwilę jeszcze goręcej się modlą, jeszcze głośniej krzyczą: "Dajcie jej wody!", jeszcze bardziej wytrwale wymachują plakatami do kamer. Bo wszyscy ludzie przed hospicjum, z którymi rozmawiam, twierdzą, że Terri nie jest w tak złym stanie, jak to przedstawiają lekarze, sądy, i jej mąż Michael Schiavo, który domaga się, by pozwolić jej umrzeć. - Od dziesięciu lat Michael nie pozwalał na jakiekolwiek terapie, nie badano jej najnowszymi urządzeniami - mówi pan Cornelli, ojciec dwóch chłopców z plakatami w przerwach na berka. - On chce jej śmierci, by żyć ze swoją obecną narzeczoną! - Pozbawiać człowieka wody i pożywienia? Niech każdy się nad tym zastanowi. Czy to jest ludzkie? - dodaje jego żona. - Czy to jest naprawdę debata o godnej śmierci? Gdy pytam ich o sondaże, które wykazują, że ponad 70 proc. Amerykanów opowiada się za tym, by dać umrzeć Schiavo, oboje się denerwują. - Nas nikt nie pytał! - mówią. - Poza tym wiele osób jest za tym, by sztucznie nie podtrzymywać życia. Ale na pewno by inaczej odpowiedzieli, gdyby ich spytać, czy chcą umrzeć z głodu i pragnienia. Rycerze prawicy Po tak długim czasie - 11 dni, odkąd odłączono rurkę z żołądka Terri Schiavo i rozpoczął się jej proces umierania - pod hospicjum zostali już tylko ci najwytrwalsi, ci z największą pasją. Złośliwi powiedzą - ci najbardziej nawiedzeni. Choć ciągle zjeżdżają tu nowi przybysze. Strony internetowe walczące o życie Schiavo - jest ich cała masa - apelują, by stawić się pod hospicjum i modlić się o jej ocalenie. Bo cały ruch, którego reprezentantami jest te 100-200 osób przed hospicjum przy 102. Ulicy w Pinellas Park, to doskonale zorganizowana, umiejąca do perfekcji wykorzystywać internet, łączność komórkową i lokalne rozgłośnie radiowe siatka fundamentalistycznych organizacji chrześcijańskich. Jest wśród nich trochę katolików, większość jednak stanowią przedstawiciele kościołów protestanckich. Najbardziej zagorzałych członków różnych chrześcijańskich kościołów jest w Ameryce - według różnych szacunków - kilkanaście milionów. Gorliwie wierzą w Boga, przynajmniej raz w tygodniu, a zwykle częściej, są w kościele, dzieci posyłają do kościelnych szkół, potępiają moralną rozwiązłość wylewającą się ich zdaniem z telewizyjnych ekranów. Jeśli pójdą na wybory, nigdy, niezależnie od wszystkich innych poglądów kandydata, nie zagłosują na polityka, który dopuszcza przerywanie ciąży. Mniej więcej od połowy lat 80. niemal z roku na rok angażują się coraz głębiej w politykę i zyskują na politycznym znaczeniu. Jest bowiem wśród nich wielu urodzonych aktywistów, umiejących porywać tłumy mówców o żelaznych zasadach moralnych. To oni zdominowali dziś Partię Republikańską, to oni stanowili najaktywniejszą bazę wyborczą prezydenta Busha, to oni powiększyli republikańską większość w obu izbach Kongresu.

Więcej na następnej stronie

To o ich głosy musi zabiegać każdy republikański polityk, jeśli chce wygrać wybory. I ich głos słychać na 102. Ulicy w Pinellas Park. Ci ludzie są już otrzaskani w dziesiątkach bojów. Znają się z wielu wydarzeń. Marszy antyaborcyjnych, pikiet przed klinikami, gdzie się dokonuje aborcji, wieców przeciw małżeństwom homoseksualnym. Walczą o modlitwę w szkołach publicznych, o uczenie dzieci w szkołach, że teoria ewolucji Darwina to "teoria, a nie fakt". Czasem nazywa się ich "rycerzami wojny kulturowej" lub - mniej poetycko - "chrześcijańską prawicą". Nie tylko stoją przed hospicjum, ale też otaczają rodziców Terri Schiavo. Ci nigdy nie ukrywali, że są zagorzałymi katolikami. Dlatego gdy chrześcijańskie grupy i działacze zaczęli udzielać im pomocy w walce o życie córki, przyjęli ją z radością. Ochroniarze, rzecznicy, skarbnicy Rzecznikiem prasowym i "szefem sztabu" przy rodzinie Terri Schiavo jest dziś Randall Terry, znany działacz antyaborcyjny, założyciel kilku organizacji chrześcijańskich, wśród nich Społeczeństwo za Prawdą i Sprawiedliwością i Operacja Ratunek. Terry koordynuje zbiórkę funduszy na walkę o życie Schiavo. A te płyną wieloma strumieniami. Rodzice umierającej kobiety założyli przed laty fundację jej imienia. Rocznie gromadziła ona dotąd kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Aktualne sumy nie są znane. Jednak jak obliczył dziennik "St. Petersburgh Times", datki "na Terri" są zbierane na ponad stu stronach internetowych. Do wielu organizacji chrześcijańskich płyną też czeki, w Wielkanoc w wielu kościołach w całej Ameryce zbierano na ten cel datki. We wtorek "New York Times" ujawnił, że fundacja rodziców Terri, by zwiększyć swoje wpływy, sprzeda firmom marketingu bezpośredniego listę kilku tysięcy nazwisk, adresów i emaili osób, które przysłały im datki. Rolę "ochroniarzy" rodziców Terri, a także ich "duchowych opiekunów" i kucharzy, pełni dwóch zakonników - franciszkanów z Minneapolis. Są członkami Krajowego Komitetu za Prawem do Życia. Pomagają rodzinie Schiavo od roku, w ostatnich tygodniach nie odstępują rodziców Terri na krok. - Po sprawie Terri nasza walka nie będzie już taka sama - mówi brat Paul O'Donnell. - Trwa wojna między cywilizacją śmierci i cywilizacją życia. A nas Pan Bóg wezwał, byśmy stali po stronie życia. Liderem protestujących przed hospicjum, ich najdonośniejszym i najbardziej radykalnym głosem jest pastor Patrick Mahoney, na co dzień szef Koalicji Obrony Chrześcijaństwa. To on najgłośniej wzywa do działania obu Bushów, niemal zarzuca im tchórzostwo. To on od kilku dni powtarza, że na razie protesty przebiegały pokojowo, ale w miarę zbliżania się śmierci Terri spokój może się skończyć Rodzice Terri Schiavo przyjmują pomoc działaczy chrześcijańskiej prawicy, rozmodlonych tłumów oraz zakonników z wdzięcznością. Przegrali sprawę we wszystkich sądach, Kongres i prezydent nie mogą nic zrobić, gubernator twierdzi, że jest bezradny. Pozostało im czekanie. I wiara. Marcin Gadziński, Pinellas Park, Floryda