USA: Szanse Terri Schiavo maleją

Rzeczpospolita/a.

publikacja 31.03.2005 09:19

Rodzice Terri Schiavo przeżyli wczoraj dramatyczne chwile. Najpierw Federalny Sąd Apelacyjny zgodził się na ponowne rozpatrzenie wniosku o podłączenie ich córki do aparatury podtrzymującej życie. Kilkanaście godzin później wniosek odrzucił - informuje Rzeczpospolita.

- Podjęcie jakichkolwiek działań w tej sprawie przez nasz sąd lub sąd okręgowy jest już niemożliwe - napisał sędzia Stanley F. Birch w uzasadnieniu wyroku. Dodał on, że nadszedł czas na podjęcie ostatecznej decyzji. Środki prawne mogące uratować chorą zostały najprawdopodobniej wyczerpane. Tym samym los 41-letniej Amerykanki wydaje się być przesądzony. Kobieta nie dostaje pokarmu ani wody prawie od dwóch tygodni i szanse na jej uratowanie zmniejszają się z każdą godziną. Opiekujący się nią lekarze już jakiś czas temu oszacowali, że po odłączeniu rurki dostarczającej pokarm Terri będzie żyć około 14 dni. - Ma silną wolę i mocne serce, ale i tak już została skazana na śmierć. Nie wiemy, ile jeszcze wytrzyma. Dzień, dwa, może tydzień - powiedział "Rz" ksiądz Tadeusz Malanowski, duchowy opiekun Terri. Rodzice Terri apelowali do zięcia i jego nowej towarzyszki życia: - Michaelu i Jodi, macie własne dzieci. Proszę, oddajcie mi moje dziecko - mówiła matka Terri.

Trwa walka o życie Terri Schiavo

Na małym placu przed hospicjum w Pinellas Park na Florydzie wydzielono specjalne miejsce, w którym co kilka godzin pojawia się ktoś z rodziny Terri Schiavo. Rodzice, brat, siostra przychodzą tu, by porozmawiać z dziennikarzami i ludźmi, którzy przyjechali tu z całych Stanów Zjednoczonych. Najbardziej aktywny jest ojciec Bob Schindler. Po wizycie u córki mówi, że "Terri trzyma się dobrze", że walczy. Ale wtorkowego wieczoru to nie on, lecz matka przykuwa powszechną uwagę. Nie było jej tu od kilku dni. Nie mogła znieść widoku wycieńczonej, konającej córki. Wszyscy czekali, co powie. Tym razem Mary Schindler zwraca się do zięcia, z którym walczy od lat o życie Terri. I do jego narzeczonej, z którą jej zięć Michael ma dwójkę dzieci, choć publicznie zapewnia wszystkich, jak bardzo kocha żonę. - Michael, Jodi, macie własne dzieci. Proszę, proszę, oddajcie mi moje dziecko! - apeluje. Jej ciche słowa zamieniają się w szloch. Mary Schindler odwraca się i ucieka do samochodu. - Co powiedziała, co powiedziała? - krąży nerwowe pytanie wśród tłumu dziennikarzy szczelnie otaczających Schindlerów. Dokoła panuje zgiełk powodowany przez setki osób. Ktoś w tłumie śpiewa pieśni, trzaskają flesze, niewiele słychać. Ale słowa Mary zostają zarejestrowane przez czułe mikrofony. Za kilkanaście minut powtórzą je wszystkie stacje telewizyjne w Ameryce, prośba matki dotrze do większości amerykańskich domów, miliony matek i ojców zaleją się łzami przy wieczornym posiłku. Po 13 dniach sprawę 41-letniej Terri Schiavo z Florydy można sprowadzić do tego jednego hasła: dziecko umiera z głodu na rękach matki. Jeżeli na początku większość opinii publicznej zgadzała się z decyzją sądu, że należy pozwolić Terri umrzeć, to teraz coraz więcej Amerykanów ogarniają wątpliwości. - Czy przyjechałeś, żeby walczyć o życie Terri? - pyta mnie 22-letnia Carrie Carpenter z Ohio. - Pozwól więc, że cię uściskam! Carrie należy do tych, którzy nigdy nie mieli wątpliwości. Studentka matematyki i informatyki jest głęboko religijna. Przyjechała, żeby zaprotestować przeciwko niszczeniu ludzkiego życia. - Mój ojciec jest lekarzem, przed pięcioma laty badał Terri i należał do tych, którzy uważali, że nie jest z nią tak źle, jak twierdzi jej mąż i jak piszą gazety - mówi Carrie.
Więcej na następnej stronie

Inni zebrani wokół hospicjum podpierają się bardziej ideologią i religią niż faktami. "Tylko Bóg może decydować o ludzkim życiu, a nie sąd" - głosi jeden z transparentów. Na trawnikach rozstawione są ołtarze, krzyże i święte obrazki. Wokół nich płoną świeczki, nieustannie modlą się ludzie. Czekają na cud, ale również na wiadomości. Właśnie podano, że sąd federalny w Atlancie zgodził się na wysłuchanie apelacji rodziny Schindlerów. Iskra nadziei i wyścig z czasem: czy Terri wytrzyma? Otuchy rodzinie Schindlerów dodała wizyta pastora Jesse Jacksona. Operetkowy biały garnitur, długa limuzyna, kilkanaście osób obstawy. Po jednej stronie drogi demonstranci krzyczący: "Yo, man", jak na teledyskach z muzyką hip-hop, po drugiej dziesiątki obiektywów kamer i aparatów. - Typowy amerykański show - krzywi się z obrzydzeniem Mark Johnson z Tampy. - W naszym kraju z wszystkiego trzeba zrobić cyrk. Ale trudno. To jedyna metoda, żeby przyciągnąć uwagę widzów przed telewizorami. Inaczej zmienią kanał. Wizyta Jacksona miała ogromne znaczenie. Do tej pory zwolenników Terri Schiavo przedstawiano w mediach jako prawicowych fanatyków religijnych, biały elektorat republikanów. - Wraz z pojawieniem się Jacksona zmienia się znaczenie polityczne całej sprawy - uważa Susan McManamus, profesor politologii na Uniwersytecie Południowej Florydy w Tampie. - Zaplecze polityków próbujących ocalić Terri Schiavo poszerza się o Murzynów i wyborców Partii Demokratycznej. W tym momencie prezydent Bush i prawicowi senatorzy otrzymują poparcie elektoratu opozycji. GRZEGORZ GŁOWACKI Z PINELLAS PARK Autor jest dziennikarzem prasy polonijnej w USA

Sąd Najwyższy odrzucił kolejną apelację rodziców Terri Schiavo

Rodzice Terri Schiavo złożyli w środę wieczorem do Sądu Najwyższego USA apelację od wyroków sądowych skazujących ich 41-letnią, ciężko chorą córkę na powolną śmierć z głodu i pragnienia - poinformowały w nocy z środy na czwartek media amerykańskie. Po kilku godzinach od jej złożenia Sąd Najwyższy USA odrzucił w nocy z srody na czwartek kolejną, nadzwyczajną apelację rodziców Terri Schiavo, odwołujących się od wyroków sądowych skazujących ich 41-letnią, ciężko chorą córkę na powolną śmierć z głodu i pragnienia Kilka godzin wcześniej, w środę po południu czasu miejscowego (późnym wieczorem czasu polskiego), kolejny ich wniosek o interwencję w obronie córki odrzucił mający siedzibę w Atlancie 11. Obwodowy Sąd Apelacyjny USA Rodzice chcą przywrócenia rurki pokarmowej, którą cierpiąca na uszkodzenie mózgu kobieta otrzymywała jedzenie i picie. Odłączono ją 18 marca, na podstawie decyzji sądu stanowego Florydy, który poparł stanowisko jej męża Michaela Schiavo, domagającego się jej śmierci od lat W opinii lekarzy, pozbawiona od dwóch tygodni płynów i pokarmów kobieta, o której życie walczą rodzice, rodzeństwo i miliony ludzi na całym świecie, jest już bardzo bliska śmierci głodowej. (PAP)