publikacja 27.04.2005 07:43
Kościół nie był i nie jest przeciw legalizowaniu związków homoseksualnych, to rząd chce walczyć z Kościołem - mówi w wywiadzie dla Gazety Wyborczej ksiądz Santiago Martin.
Maciej Stasiński: Izba niższa hiszpańskiego parlamentu uchwaliła ustawę legalizującą małżeństwa homoseksualne wraz z prawem takich małżeństw do adoptowania dzieci oraz ustawę ułatwiającą rozwody, znosząc m.in. obowiązkowy okres separacji. Ks. Santiago Martin: Rząd uderza w Kościół i społeczność katolicką podwójnie. Pośrednio lansując ustawy, które naszym zdaniem robią krzywdę całemu społeczeństwu, a nie tylko katolikom - mam na myśli ustawę o małżeństwach homoseksualnych. I bezpośrednio - ograniczając lub zmniejszając rangę nauki religii w szkołach czy ograniczając dotacje na rozmaite przedsięwzięcia socjalne czy dobroczynne prowadzone przez Kościół. Kościół instytucjonalny odpowiada protestami, a przeciw występują także ruchy katolików świeckich (np. w obronie nauki religii w szkołach publicznych), co jeszcze niedawno się nie zdarzało. Katolików oskarża się, że chcą narzucić społeczeństwu katolicką moralność. To nieprawda. Kościół nie był i nie jest przeciw legalizowaniu związków homoseksualnych. Nie chcemy tylko, żeby taka para nazywała się małżeństwem, bo małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety oraz zalążek rodziny. Bronimy dziecka i jego praw, bronimy prawa człowieka słabszego. To ważniejsze niż prawo par homoseksualnych do adoptowania dzieci, bo to jest prawo silniejszego. Kompromis był łatwy do osiągnięcia, ale rząd go nie chciał. Uległ lobby gejowskiemu, mimo że większość Hiszpanów, choć popiera legalizację związków homoseksualnych, jest przeciwna przyznaniu takim parom prawa do adopcji. Kościół mówi niezmiennie rządowi, że istnieje poważna część społeczeństwa przeciwna np. ograniczeniom nauczania religii w szkołach publicznych. Przeciw takim ograniczeniom było 70 proc. rodziców dzieci w szkołach publicznych. Ale rząd nie słucha i zniósł obowiązek wyboru między nauką religii i etyki na rzecz wyboru między religią i pójściem do domu oraz wycofał stopień z religii ze świadectwa. - To dotyczy tylko szkół publicznych. - Tak, ale w Hiszpanii 60 proc. szkół to szkoły publiczne, 30 proc. to szkoły mieszane z udziałem państwa i innych organizacji, np. kościelnych. Pozostałe 10 proc. to szkoły prywatne, w tym także kościelne. Wśród szkół i prywatnych Kościół jest obecny w ok. 80 proc. - Rząd mówi, że tylko ulega powszechnemu prądowi sekularyzacji. - Mówienie, że rząd płynie wyłącznie na fali społecznych żądań, nie jest prawdziwe. Rząd świadomie wyprzedza tę falę, stwarza społeczne zapotrzebowanie. Ale nawet gdyby tylko jej ulegał, to jest hipokryzją mówienie, że wsłuchuje się w głos społeczeństwa, skoro słucha tylko jednej strony. Przeciw małżeństwom gejowskim z prawem do adopcji zebrano pół miliona podpisów przedstawicieli wszystkich wyznań. Minister ich nawet nie przyjął, a rząd nie ustąpił ani na krok.
Rząd zapowiedział dalsze zmiany, w tym liberalizację aborcji, ograniczenie finansowania Kościoła, jego misji dobroczynnych dla biednych i bezdomnych, a także dotacji na utrzymanie zabytków kultury będących w posiadaniu Kościoła. Naszym zdaniem to jest dyktatura relatywizmu i nietolerancji, o której mówił kardynał Ratzinger przed wyborem na papieża. Mówią nam, że w społeczeństwie pluralistycznym trzeba dbać o dobro wszystkich, więc w prawie trzeba szukać minimalnego wspólnego mianownika dla wszystkich. To poważny argument. Problem polega na tym, że minimalne warunki zawsze mogą być jeszcze bardziej minimalne. Weźmy sprawę aborcji. Najpierw ustawa dopuszcza aborcję w skrajnych przypadkach, np. zagrożenia życia matki czy gwałtu, potem także zdrowia psychicznego matki, potem jej sytuacji materialnej, aż w końcu dochodzimy do aborcji na życzenie. Kobiecie trzeba pomagać, wspierać ją finansowo. Społeczeństwo hiszpańskie dyskryminuje kobiety. Przemoc w rodzinie jest zjawiskiem powszechnym i nie maleje z tzw. postępem tolerancji, pluralizmu i świeckości. Przeciwnie, raczej się nasila, bo ludzie przestają wiedzieć, co wolno, a czego nie, co jest dobre, a co nie, zatracają poczucie wartości. - Jak hiszpański Kościół radzi sobie z zeświecczaniem się społeczeństwa? - Zeświecczenie jest faktem, kryzys powołań jest tak poważny, że czasem musimy zamykać szkoły, bo nie ma dla nich księży lub świeckich katechetów. Po pierwsze, powinniśmy lepiej wykładać swoje racje - za zeświecczenie sam Kościół ponosi część winy. Po drugie, Kościół, który ma duży kłopot ze swoim wizerunkiem społecznym, powinien okazywać inną twarz społeczeństwu. Mniej naciskać na "nie", a bardziej na "tak", mniej piętnować, zakazywać i karać, a bardziej mówić, co jest dobre. Sam się staram tak postępować. Utworzyłem np. grupy dla osób rozwiedzionych. Spotykamy się raz na tydzień. Mówię im, że są w kościele mile widziani, że powinni przychodzić do kościoła. Na moich niedzielnych mszach jest pełno ludzi. Kościół musi pobudzać ludzką potrzebę duchowości. Ludzie cierpią, potrzebują wsparcia. Trzeba im towarzyszyć. Kościół i księża często tego nie potrafią, bo kryzys duchowości dotyczy nas samych, jest w samym Kościele. Santiago Martin jest proboszczem, popularnym dziennikarzem i publicystą katolickim. Publikuje w dziennikach „ABC” i „La Razon”, często występuje w programach publicznej TV