Rzeczpospolita: Za dziesięć lat będzie znacznie gorzej

Rzeczpospolita/a.

publikacja 04.05.2005 09:54

Coraz łatwiej akceptujemy rozwody, samotne macierzyństwo, wspólne mieszkanie bez ślubu, a nawet związki na próbę - twierdzi Rzeczpospolita.

Na tle Europy Zachodniej polskie społeczeństwo ciągle jeszcze jawi się jako ostoja tradycyjnej rodziny, ale w ciągu ostatnich 10 lat nasze poglądy na sprawy obyczajowe szybko się zmieniały. - A tempo tych przemian jeszcze się zwiększy - ocenia dr Bogdan Cichomski z Instytutu Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, autor badań. - Za następne 10 lat będziemy patrzyli na rolę kobiet w społeczeństwie, na małżeństwo, rodzicielstwo i model rodziny tak samo, jak dzisiejsze społeczeństwa Europy Zachodniej. Z badań porównawczych przeprowadzonych przez instytut wynika, że z roku na rok stajemy się coraz bardziej liberalni. Od 1994 r. średnio co dziesiąty Polak zmienił swoje poglądy na tematy obyczajowe. 58 proc. Polaków akceptuje konkubinaty. Daleko nam do Holandii, w której aż 89 procent obywateli popiera związki nieformalne, ale od 1994 r. odsetek Polaków akceptujących pary żyjące ze sobą bez ślubu zwiększył się o 10 proc. Niemal co drugi Polak jest zdania, że przed ślubem warto ze sobą pomieszkać na próbę. W 1994 r. taki pogląd podzielało 40 procent ankietowanych. - Liberalne poglądy najbardziej są dziś rozpowszechnione wśród młodych ludzi z wyższym wykształceniem, dobrze zarabiających. Ostoją tradycyjnych poglądów są osoby starsze, słabo wykształcone, mało zarabiające - mówi socjolog dr Bogdan Cichomski. Coraz bardziej liberalni Kto chce mieć dzieci, powinien wziąć ślub, uważa dwie trzecie Polaków. Zarazem ponad połowa z nas docenia samotne matki Aż 67 proc. Polaków uważa, że dzieci powinny przychodzić na świat w małżeństwie. Spośród 13 krajów, w których prowadzono badania porównawcze na temat postaw i stereotypów dotyczących obyczajowości, Polacy ze swoją powszechną akceptacją instytucji małżeństwa znajdują się na pierwszym miejscu. Ale w 1994 r. rolę małżeństwa doceniało 73 proc. Polaków - o 7 proc. więcej niż obecnie. Zarazem większość Polaków - 57 proc. - akceptuje rozwód w sytuacji, gdy małżonkowie nie potrafią rozwiązać problemów trapiących ich związek. O dziesięć punktów procentowych więcej niż w 1994 r. Dobrze o samotnych matkach Polska znajduje się też na czele krajów europejskich pod względem akceptacji dla... samotnego macierzyństwa. 56 proc. z nas uważa, że samotny rodzic może tak samo dobrze wychować dziecko, jak dwoje rodziców (w 1994 r. pogląd ten podzielało 48 proc. Polaków). Wśród skłonnych do rozwodu Hiszpanów (79 proc. z nich akceptuje rozwód jako sposób na pozbycie się małżeńskich kłopotów) tylko 45 proc. uważa, że osoby samotne sprawdzają się w roli rodziców równie dobrze jak małżeństwa. W popierającej związki nieformalne Holandii od 1994 r. maleje liczba osób akceptujących samotne rodzicielstwo. Na początku lat 90. wychowywanie dzieci przez samotnych rodziców popierało 43 proc. Holendrów, a w 2002 r. - 39 procent. - Tak wysoka akceptacja dla samotnego rodzicielstwa może być pochodną 12-letniej kampanii przeciw przerywaniu ciąży, która bardzo dowartościowała samotne matki - ocenia dr Bogdan Cichomski. Niech państwo pomoże Mimo 15 lat przemian ustrojowych nie zmieniły się natomiast marzenia Polaków o tym, by państwo wspomagało nas w trudach wychowywania dzieci. Znakomita większość obywateli - 92 proc. - chciałaby, aby kobieta pracująca zawodowo, która urodzi dziecko, otrzymywała płatny urlop. W takim samym stopniu chcą tego kobiety, jak i mężczyźni. I dokładnie tyle samo Polaków wyrażało taką potrzebę w 1994 r. 47 proc. Polaków w 1994 r. i tyle samo w 2002 r. uznało, że rodziny, w których oboje małżonkowie pracują, powinny otrzymywać pomoc finansową od państwa na opiekę nad dzieckiem. - To tęsknota za państwem opiekuńczym i pod tym względem nie różnimy się od zachodnioeuropejskich społeczeństw - mówi dr Cichomski. - Płacimy składkę w postaci podatków, a w zamian oczekujemy pomocy, przynajmniej w okresie wychowywania dzieci. A ponieważ tego wsparcia nie otrzymujemy, coraz rzadziej decydujemy się na potomstwo.