O. Zięba: Oskarżonych nie traktuję selektywnie

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 01.06.2005 07:51

Jestem zakonnikiem i dlatego zawsze nauczałem oraz starałem się żyć zgodnie tym, jak nauczam, że każdemu człowiekowi należy się miłosierdzie - napisał o Maciej Zięba OP w liście skierowanym do Gazety Wyborczej dotyczącym recenzji programu "Warto rozmawiać" pt. "Miłosierdzie i lustracja" przygotowanej przez Ewę Milewicz.

• Tekst Ewy Milewicz :. • Komentarz internauty :. Publikujemy list wraz z odpowiedzią dziennikarki: Przykro mi, że również Ewa Milewicz, której dziennikarstwo za obiektywizm bardzo cenię, dołączyła do grona tych, którzy bardzo chętnie przypisują niskie pobudki ludziom o odmiennych poglądach. Bowiem w jej recenzji programu "Warto rozmawiać" pt. "Miłosierdzie i lustracja" ("Gazeta", 25-26 V) zawarta jest teza, że ci, którzy dotąd byli jednoznaczni i jednostronni w swoich poglądach na lustrację, nagle w przypadku sprawy o. Hejmy - dlatego że jest zakonnikiem - zaczęli być tolerancyjni, wyrozumiali, zaczęli mówić o miłosierdziu, o zrozumieniu motywów itp. "Ojciec Hejmo wlał w nasze życie lustracyjne cudowne umiarkowanie" - kończy swój tekst. Ponieważ - nolens volens - zostałem uwikłany w tę sprawę, a jest ona i precedensowa, i publiczna, dlatego bardzo mi zależy, by opinia publiczna była dobrze i rzetelnie poinformowana. Stąd ten list. 1) Jestem zakonnikiem i dlatego zawsze nauczałem oraz starałem się żyć zgodnie tym, jak nauczam, że każdemu człowiekowi należy się miłosierdzie. Gdy moi młodsi bracia składają śluby i leżą na posadzce kościoła, pytam ich w imieniu Zakonu: "Czego żądacie?", a oni odpowiadają: "Miłosierdzia Bożego i waszego". Dobrze bowiem wszyscy wiemy, że bez wzajemnego miłosierdzia ludzkie życie łatwo zamieniłoby się w piekło. Dlatego z miłosierdziem należy odnosić się do każdego, także tajnych i jawnych współpracowników SB, obojętne, czy są osobami świeckimi, czy duchownymi. Miłosierdzie jest bezwarunkowe. 2) Nie jest więc tak, że do odnoszenia się do kogoś z miłosierdziem konieczne jest wyznanie win i pokuta (choć oczywiście wtedy sytuacja jest prostsza). Są one konieczne, jeśli ma dojść do pojednania. Nie może być pojednania, a więc niejako przekroczenia przeszłości i na nowo zrównania krzywdzonego z krzywdzącym, jeśli ten ostatni nie stanie w prawdzie, nie wyzna win i nie podejmie jakiejś - choćby symbolicznej - formy ekspiacji. To z tego pomieszania porządków bierze się teza o selektywnym traktowaniu osób oskarżonych o te same przewinienia. 3) Ewa Milewicz sugeruje też, że nagle dopiero przy sprawie o. Hejmy zaczęto rozważać motywy i okoliczności popełnionych czynów. Nie wiem, skąd ta teza. Wielokrotnie mówiłem, że współpraca z SB bardzo często wiązała się z ludzkimi dramatami, z zastraszaniem bliskich i z szantażami, że krańcowo odmienna jest sytuacja tych, którzy zerwali współpracę, co niekiedy wymagało naprawdę heroizmu, i tych, którzy donosili świadomie i dobrowolnie, nawet tych, którzy donosili, subiektywnie uważając, że czynią jakieś dobro, i tych, którzy czynili to dla wykończenia rywali albo dla pieniędzy. Okoliczności nie zamienią złego czynu w dobry, ale mają wielkie znaczenie - zmniejszając bądź zwiększając jego zło.
Więcej na następnej stronie

4) Dziwi mnie również teza, że dopiero dzięki sprawie o. Hejmy podejrzenia wobec jednej osoby nie powodują oskarżeń wobec całego środowiska. Nikt przy zdrowych zmysłach z powodu sprawy Maleszki nie oskarżał o agenturalność nie tylko całego środowiska dziennikarskiego, ale nawet "Gazety Wyborczej", podobnie jak udowodnienie kłamstwa lustracyjnego paru adwokatom nie przeniosło się na całą palestrę, a identyczne kłamstwo paru polityków nie spowodowało oskarżeń o współpracę z SB całej klasy politycznej, choć przecież wiemy, że środowiska te były starannie infiltrowane. 5) Oczywistą jest też rzeczą, że każdy człowiek, który wyrządził spore zło, który sprzeniewierzył się swej misji i stał się sprawcą zgorszenia, jeżeli nie dojdzie do pojednania, a więc wyznania win oraz ekspiacji, nie powinien pełnić funkcji publicznych. Na razie, po obejrzeniu teczki o. Hejmy przez ks. bp. Liberę i przeze mnie oraz po mojej rozmowie z o. Hejmą, Przewodniczący Konferencji Episkopatu ks. abp Józef Michalik w porozumieniu z niżej podpisanym zawiesił o. Hejmę w obowiązkach. Obaj jednak z bp. Liberą oglądaliśmy materiały IPN w pewnym pośpiechu, nie będąc przy tym fachowcami od analizy esbeckich teczek. Dlatego nie wolno nam ferować pochopnych werdyktów i czekamy na raport kompetentnych historyków z IPN 6) Wystarczyło zatelefonować do mnie lub do Konferencji Episkopatu, by się dowiedzieć, że o. Hejmo jest nadal zawieszony i nie powrócił do swych obowiązków. Był natomiast w ostatnią niedzielę na placu św. Piotra. Gdy się o tym dowiedziałem z mediów, wobec dwuznaczności tego faktu natychmiast wysłałem mu faks, by tego nie czynił. 7) Lustracja jest tematem trudnym i złożonym, wymaga konsekwencji i roztropności, umiarkowania i odwagi, otwarcia i na prawdę i na miłosierdzie. Dlatego domaga się uczciwości osądu i racjonalnego dyskursu. Imputowanie koniunkturalizmu i stronniczości - a nie mówimy tu o paru pełnych inwektyw nisko- czy średnionakładowych gazetkach czy paru żyjących z logiką na bakier politykach, ale o uczestnikach programu "Warto rozmawiać" ze mną, który wedle Ewy Milewicz, gdy mowa zaczęła być o księżach, okazał się największym oportunistą - jest publicznym oskarżeniem. Oskarżeń zaś należy dowodzić za pomocą faktów, a nie naciąganych tez. Inaczej pogłębia się podziały, racjonalną rozmowę zastępują insynuacje, a gdy rozum usypia, to budzą się upiory. Od autora: Przykre dla mnie było oglądanie niedawnego spotkania w "Linii specjalnej" Lecha Wałęsy z generałem Wojciechem Jaruzelskim. Ale w jeszcze większym stopniu przykre było oglądanie, jak w programie "Warto rozmawiać", którego recenzją był mój artykuł, w obecności ojca Macieja Zięby kopią Wałęsę za spotkanie z gen. Jaruzelskim i za przeszłość.

Więcej na następnej stronie

Krzysztof Wyszkowski traktuje Wałęsę jako śmiecia. Na coś takiego nikt nie zasługuje. Deptanie w taki sposób Wałęsy, traktowanie go jako agenta i zdrajcę depce nie tylko Wałęsę, ale także przeszłość ludzi, którzy się czuli bądź czują związani z "S", z opozycją, KSS KOR. Mam poczucie, że są ludzie, którzy specjalizują się w upokarzaniu Wałęsy. Zgadzam się z różnymi zdaniami, które ojciec Maciej Zięba wypowiedział pod adresem Wałęsy. Ale mimo to przykro mi, że je o. Zięba powiedział wtedy, w tym akurat programie, gdy Wałęsa był flekowany. Oglądając pierwszą część programu "Warto rozmawiać", czekałam, co ojciec Zięba powie. Ale on jednak milczał. Dopiero na końcu tej części, "wywołany" przez Jana Pospieszalskiego - właściwie skrytykował Ojciec Wałęsę, owijając tę krytykę w elegancki papierek. Dla mnie publiczne zachowanie ojca Zięby, słowa wypowiedziane i niewypowiedziane, są o wiele ważniejsze niż słowa polityków czy dziennikarzy. Nie tylko dlatego, że duchowny, zakonnik może uświadomić mi istnienie kompletnie innej perspektywy, takiej, która mi w ogóle nie przychodzi do głowy i do serca. Także dlatego, że ojciec Zięba był w tamtych latach uczestnikiem opozycji i wie, że Wałęsa był wielką postacią nie do zastąpienia. Ojciec Zięba pisze również o Leszku Maleszce. Owszem, w związku z Maleszką oskarżenia zaczęły padać na Adama Michnika, środowisko "Gazety". To, że Adam Michnik nie wyrzucił go z Gazety, było interpretowane jako wspieranie agentów. Czytałam w pewnym piśmie, że jak już będzie można zajrzeć powszechnie w "teczki", to się okaże, czy ci, którzy byli lustracji przeciwni, nie troszczyli się w ten sposób o własną skórę (w domyśle - bo sami byli agentami). Nie krytykuję tego, że ojciec Hejmo powrócił - choćby na chwilę - do zajmowania się pielgrzymami (napisał o tym PAP, podała to telewizja i inne media). Myślę, że stanięcie przed pielgrzymami, którzy wiedzą o podejrzeniach, to ciężkie doświadczenie. Gdy jednak "Gazeta" pozwoliła pracować Maleszce, zabraniając mu pisać, pozwalając redagować, była odsądzana od czci i wiary. Publicznie i w rozmowach prywatnych. Każde zdanie wyjaśniające było interpretowane jako próba wybielenia agentów kosztem ofiar. Sądzę, że przypadek ojca Konrada Hejmy podziałał jak ściągnięcie cugli w dyskusji publicznej. Nie posądzam ojca Zięby ani o koniunkturalizm, ani o oportunizm. Wiem, jak trudne bywa reagowanie w programach "na żywo". Wiem, że odbiór w studio telewizyjnym bywa inny niż widzów przed telewizorami. Było mi jednak przykro, że ojciec Zięba w tym programie milczał, kiedy - tak uważam - trzeba było protestować i bronić Wałęsy. Czy on zasłużył na to, co go spotyka, i to od dawnych przyjaciół? Zgadzam się z ojcem Ziębą, że lustracja jest konieczna, choć raczej bym powiedziała, że jest nie do uniknięcia. Zgadzam się, że potrzeba umiarkowania w tej sprawie. Tyle że to umiarkowanie rzadko dostrzegam. Może i prawda wyzwala, ale zawziętość - gubi. Ewa Milewicz • Tekst Ewy Milewicz :. • Komentarz internauty :.