Miasteczko Śl.: Ksiądz powinien odejść

KAI/Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 10.06.2005 15:28

W związku z protestami mieszkańców Miasteczka Śląskiego i publikacjami prasowymi, dotyczącymi odwołania administratora miejscowej parafii ks. Grzegorza Dewora, biskup gliwicki Jan Wieczorek wydał oficjalny komunikat. **Przyślij nam swój komentarz pod adres wiara@wiara.pl**

Wynika z niego, że biskup, mimo sprzecznych informacji niektórych mediów, utrzymał w mocy swą pierwotną decyzję o przeniesieniu duchownego. Dekret odwołujący ks. Dewora z funkcji administratora parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Miasteczku Śląskim, spotkał się ze sprzeciwem części parafian, którzy dwukrotnie protestowali pod siedzibą Kurii Diecezjalnej w Gliwicach. Sprawę szeroko komentowały media. Pojawiły się rozbieżności w sprawie dalszej przyszłości ks. Dewora. Bp Wieczorek wyjaśnił je, wydając specjalny komunikat. Publikujemy cały tekst komunikatu: 1. Wizja Kościoła lub jeszcze jaśniej - świadomość "bycia Kościołem" wielu emocjonalnie zaangażowanych wiernych odbiegają od nauki Kościoła wyrażonej np. w Konstytucji o Kościele oraz w Konstytucji o obecności Kościoła w świecie współczesnym. Czytamy tam: "Kościół na mocy swojej Boskiej misji, głosząc wszystkim ludziom Ewangelię i rozdając skarby łaski, przyczynia się na całym świecie do utrwalenia pokoju i położenia mocnego fundamentu pod braterskie zespolenie ludzi przez to, że uczy poznawać prawo Boże i naturalne" (KDK 89). Tymczasem działania niektórych wiernych, burzą pokój społeczny i szkodzą "braterskiemu zespoleniu ludzi". 2. Niezgodne z nauką Kościoła jest rozumienie kapłaństwa. Przytoczyć tu można p. 28 Konstytucji o Kościele: "Kapłani, pilni współpracownicy stanu biskupiego, jego pomoc i narzędzie, powołani do służenia Ludowi Bożemu, stanowią wraz ze swym biskupem jedno grono kapłańskie (presbyterium), poświęcające się różnym powinnościom. W poszczególnych, lokalnych zgromadzeniach wiernych czynią oni obecnym w pewnym sensie samego biskupa, z którym jednoczą się ufnie i wielkodusznie i jego obowiązki oraz starania biorą w części na siebie i troskliwie na co dzień je wykonują" (KK 28). W tym kontekście przytaczam oświadczenie ks. Grzegorza: "Mając na uwadze sytuację, jaka zaistniała w naszej parafii, w której zakłócona została jedność pomiędzy parafianami, w imię Bożego pokoju i mojego stanu kapłańskiego oświadczam, że oddaję się woli swojego Biskupa. W czasie święceń kapłańskich przyrzekałem bowiem «swojemu Ordynariuszowi cześć i posłuszeństwo». Dlatego jeszcze raz przypominam słowa, które napisałem w gazetce parafialnej z dnia 29 maja br.: «Pragnę przypomnieć, iż wg zasad prawa kanonicznego każdy ksiądz dekretem swojego Biskupa może zostać przeniesiony, czemu musi się podporządkować»". Wobec powyższego proszę o uszanowanie zarówno mojej decyzji, jak i woli wyrażonej przez ks. Grzegorza. 3. Parafia Wniebowzięcia NMP w Miasteczku jest parafią pielęgnującą tradycyjne formy pobożności, między innymi kult Matki Boskiej Siedmiobolesnej. Parafianie z wielką czcią wspominają świątobliwego proboszcza ks. Teodora Christopha, duszpasterza biednych i biednej młodzieży pragnącej studiować, którą czynnie wspomagał. Nie można tego dziedzictwa wiary i lokalnej świętości zaprzepaścić.

Więcej na następnej stronie

4. Proszę kapłanów i wierny Lud o modlitwę w intencji parafii Miasteczko, żeby Bóg - Ojciec wszelkiego dobra przez łaskę Ducha Świętego wydobył z serc ludzi dobro i wyciszył emocjonalnie wzburzone umysły. Jan Wieczorek Biskup Gliwicki Gazeta Wyborcza relacjonuje od kilku dni całą sprawę w atmosferze sensacji, a w wydaniu piątkowym (Gazeta w Katowicach) zamieściła komentarz negujący prawo władzy kościelnej do podejmowania decyzji wbrew opinii części wiernych. Zamieszczamy zarówno informację, którą opublikowała dziś GW, jak i komentarz Józefa Krzyka: Ksiądz z Miasteczka Śląskiego nie posłuchał biskupa W czwartek minął termin, do którego ks. Grzegorz Dewor powinien wyprowadzić się z administrowanej przez siebie parafii w Miasteczku Śląskim. Na wyjazd księdza nie zgadzają się parafianie, a jemu samemu za nieposłuszeństwo wobec dekretu biskupa grożą kościelne kary Wczoraj rano ks. Dewor miał pożegnać się ze swoimi wiernymi. Odprawił mszę świętą, ale się nie pożegnał. Wejścia do plebanii strzegło kilkadziesiąt osób, które zapowiadały, że księdza nie wypuszczą. Część z nich przychodzi tu codziennie już od kilkunastu dni. Przyjechała też grupka studentów - wychowanków ks. Dewora z jego poprzedniej parafii. - Ksiądz nas wyprowadził na ludzi, to się go teraz nie wyprzemy - mówili. Po południu, gdy ludzie wracali z pracy, tłum zgęstniał. Dekret nakazujący mu opuszczenie parafii w Miasteczku Śląskim wydał biskup gliwicki Jan Wieczorek. Nie musiał uzasadniać swojej decyzji, ale parafianom, którzy przyszli prosić go o wycofanie dekretu, mówił m.in. o kłopotach alkoholowych ks. Dewora. Mieszkańcy Miasteczka Śląskiego nie chcieli jednak słyszeć o wyjeździe kapłana. Zablokowali wejście do plebanii, a ponad dwa tysiące osób (prawie połowa mieszkańców miejscowości) podpisało się pod listem protestacyjnym. Do zmiany zdania nie namówił ich nawet kanclerz kurii ks. Bernard Koj. Ludzie bronią ks. Dewora przed przenosinami, bo uważają, że na żadną karę nie zasłużył. - Nigdy nie widziałam go pijanego. Za to jest pracowity i skromny, jak nikt inny, nawet auta nie ma - mówiła wczoraj jedna z pikietujących przed plebanią kobiet. - Gdyby był złym człowiekiem, to byśmy tu przecież od trzech tygodni nie stali - dodała inna. Sam ks. Dewor nie potrafi zdecydować, co ma zrobić. Podkreśla, że wie o obowiązku posłuszeństwa wobec biskupa, ale nie chce zostawić parafian.

Więcej na następnej stronie

- Nie mogę uciec jak złodziej. Próbowałem wyjaśnić w kurii, że bez pożegnania nie wyjadę, a żegnając się - nie wyjadę, bo mnie nie puszczą - mówił ks. Dewor "Gazecie". Kanclerz Koj powiedział z kolei, że dekret jest nieodwołalny i jeśli ks. Dewor nie zastosuje się do niego, grozi mu kara interdyktu - zakaz sprawowania posługi kapłańskiej połączony z zakazem przyjmowania sakramentów świętych. Decyzję w tej sprawie podejmie biskup po konsultacji z przedstawicielami władz diecezji. Podobna kara grozi również tym osobom, które będą przeszkadzać w dalszym funkcjonowaniu parafii. Konflikt w Miasteczku Śląskim to pierwsza taka sprawa w Kościele na Śląsku. Co roku, w jednej tylko diecezji gliwickiej bez dyskusji przenosi się około 50 księży. Niektórzy księża są oburzeni z powodu protestu. Podejrzewają, że to nie spontaniczna akcja, ale wymierzona w Kościół szykana. Komentarz: Proboszcz Tłumy ludzi spontanicznie przychodzące pod świątynię, pomodlić się po śmierci Papieża, były dowodem na przywiązanie do Kościoła. Te same tłumy, modlące się o pozostanie na miejscu parafialnego administratora, stały się symbolem antykościelnego buntu. Tłumy zjawiły się w ostatnich tygodniach przed kościołem w Miasteczku Śląskim. Z pozoru nie zdarzyło się nic wielkiego. Ot, biskup na podstawie przysługujących mu uprawnień postanowił przenieść swojego podwładnego, administratora parafii, na inne miejsce. W Kościele to normalna procedura, z którą się nie dyskutuje, a biskup miał z pewnością swoje racje. Czasami o takie przesunięcia proszą sami parafianie, którzy stracili szacunek do swojego kapłana, ale nie chcą go stracić do Kościoła. Wtedy reakcja biskupa pomaga rozładować złe emocje. Być może z czasem stanie się tak również w Miasteczku Śląskim. Na razie tych emocji jednak nie brakuje. Wzburzeni ludzie przez długie dni stali wokół kościoła. Kościół - ten pisany z dużej litery - nie potrafił sobie z tym wzburzeniem poradzić. Spokojniej przed świątynią w Miasteczku zrobiło się tylko na kilkadziesiąt godzin, gdy tłumy rozeszły się, bo ktoś im powiedział, że dekret został cofnięty. Wtedy z kolei wzburzyli się proboszczowie. Dwaj do mnie zatelefonowali. O nic nie mieli tak wielkich pretensji, jak o to, że przypisałem biskupowi uległość prośbom wiernych. Z tego co mówili wynikało, że biskup - lepiej niż saper - nigdy się nie myli, ani nie cofa. A każdy, kto posądza go o pójście za prośbami wiernych, strasznie bluźni. Wyszło na to, że bluźnię ja.

Więcej na następnej stronie

No i teraz to ja się wzburzyłem. W naiwności swojej myślałem dotąd, że Kościół jest wspólnotą wiernych. Nauczyli mnie tego księża, których spotykałem na mojej drodze, ale wychodzi na to, że ucząc tego, bluźnili jako i ja. W rozumieniu tych dzwoniących do mnie proboszczów, a pewnie nie tylko ich, Kościół jest bowiem Bożą trzodą, która ma podążać karnie za głosem swojego pasterza. A komu się ta karność nie podoba albo śmie o coś poprosić lub zapytać, ten wichrzyciel, heretyk i prowokator. Jednemu i drugiemu dzwoniącemu proboszczowi głos nawet nie zadrżał, gdy broniące swojego kapłana setki ludzi odsądzali od czci i wiary. Mnie, profanowi, przypominała się ewangeliczna przypowieść o radości dobrego pasterza z powodu jednej odnalezionej owieczki, a wyglądało, że żaden z tych proboszczów nawet nie kiwnąłby palcem za całkiem sporym stadem. Przy rozmowie z pierwszym proboszczem próbowałem jakoś ratować resztki mojej mocno nadszarpniętej wiary w to, że Kościół jest wspólnotą, ale gdym tylko się odezwał o potrzebie chrześcijańskiej miłości i wybaczania, usłyszałem, żem bezczelny. Teraz wzburzyłem się już na całego! Ba! Aż się zgorszyłem! I przypomniałem sobie, że biada tym, przez których zgorszenie przychodzi. Ale tego już mój gorszyciel nie chciał słyszeć i się rozłączył. Szkoda, bo by usłyszał też, że mu po chrześcijańsku wybaczam. Obaj proboszczowie - przez chrześcijańskie miłosierdzie nie wspomnę tu ich nazwisk - nie wyciągnęli wniosków z tego, co dopiero obserwowaliśmy w pierwszych dniach po śmierci Jana Pawła II, gdy tłumy ludzi przez nikogo nieprzymuszane przychodziły modlić się do świątyń. Wtedy dla wielu radujących się tym widokiem księży były dowodem, również w Miasteczku Śląskim, na przywiązanie do wiary i Kościoła. Teraz ci sami ludzie, gdy modlą się, a czasami krzyczą w obronie swojego duszpasterza, z tego Kościoła są wypychani. Niektórzy z nich być może rzeczywiście od Kościoła się odwrócą. Kościół da sobie bez nich radę, wszak przeżył już dwa tysiące lat. Gdy nasze świątynie, podobnie jak te na Zachodzie, coraz bardziej świecić będą jednak pustkami, nie zawsze będzie to winą złych ludzi, hipermarketów, telewizji i paskudnego pismaka z "Gazety Wyborczej". Czasami będzie w tym cząstka zasługi jakiegoś proboszcza. Józef Krzyk Przyślij nam swój komentarz pod adres wiara@wiara.pl