A. Szostkiewicz: Zaplątani w paliusze

Polityka/a.

publikacja 06.07.2005 11:34

Z całym szacunkiem dla abp. Dziwisza - nowy metropolita krakowski nie jest Janem Pawłem II. A tak zaczynają go traktować nasze media - uważa Adam Szostkiewicz w komentarzu opublikowanym w najnowszej Polityce.

Tego samego dnia w Rzymie Kościół obchodził uroczystość św. Piotra i Pawła, a w Polsce Włodzimierz Cimoszewicz ogłosił, że jednak będzie walczył o prezydenturę. Dzienniki telewizyjne zaczynały się od Rzymu: redaktorzy uznali, że wręczenie paliusza abp. Dziwiszowi jest pierwszą wiadomością dnia. Rozumiem taki wybór w mediach kościelnych, ale w świeckich? Poczułem się trochę jak w PRL: wtedy dziennik otwierali dygnitarze PZPR, teraz otwierają dostojnicy Kościoła. Kronika dworska. Choć metropolita Dziwisz jeszcze niczego w Kościele krakowskim i polskim nie zdziałał. Podobnie z transmisjami otwarcia procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Przesunięto dla relacji normalną porę nadawania telewizyjnego dziennika. A przecież to tylko początek pośmiertnej drogi Karola Wojtyły na ołtarze, a nie jej finał. Droga ta będzie dłuższa, niżby wynikało z relacji mediów. I dobrze, bo inaczej może powstać wrażenie, że sprawy nie zbadano dostatecznie dokładnie. Święci są nie tylko dla jednego pokolenia i narodu, lecz dla całego Kościoła dziś i za tysiąc lat. Chyba wszyscy pamiętamy jeszcze transmisję watykańskiej papieskiej mszy żałobnej. Jej surowe piękno i mistyczną aurę. To było wielkie przeżycie i wspaniałe widowisko. Otwarcie procesu wyglądało w przekazie inaczej: tu Kościół celebrował potęgę instytucji i zawiłe rytuały biurokracji. Ceremoniały, dworskość i swoista, wystawiona na pokaz, biurokracja przesłaniały bohatera. Widz uginał się pod lawiną detali, a to, co najważniejsze – świętość papieża Jana Pawła – jakby schodziło na plan dalszy. Mistyczna aura wyparowała. Pożytek z takich relacji wydaje mi się wątpliwy. Może wzrosła gigantycznie liczba Polaków, którzy obudzeni w środku nocy bezbłędnie odpowiedzą, co to jest paliusz i wyrecytują tytuły kościelnych urzędników kanonizacyjnych, ale co z tego? Czyżby media uznały, że takie detale mają magiczną moc talizmanu przywracającego do życia „naszego Papieża”? Nawet sam arcybiskup Dziwisz nie jest jego reinkarnacją. Ma opinię człowieka skromnego, więc chyba i jego uwiera, że się go traktuje jak substytut Wojtyły. To granie na emocjach w poszukiwaniu widza ma swoją cenę informacyjną. Skoro wszystko, co się może kojarzyć z Janem Pawłem, ma w mediach pierwszeństwo, reszta spada na dalsze miejsca. Dotyczy to także – o ironio – obecnego papieża Benedykta. Owszem, pokazuje się go, ale najchętniej, gdy mówi po polsku do rodaków papieża Polaka. Tak się jednak składa, że papież Ratzinger zajmuje się jeszcze czymś innym: kieruje Kościołem. O tym jednak dzienniki telewizyjne informują już bardzo skąpo i nie na czołówkach. A papież Benedykt podczas tej uroczystości wygłosił jeszcze homilię o misji Kościoła, mówił ciekawie o katechizmie, a na koniec wspomniał o wizycie prawosławnej delegacji Patriarchatu Ekumenicznego Konstantynopola. „Choć nie zgadzamy się jeszcze w kwestii interpretacji zasięgu posługi Piotrowej, jesteśmy głęboko zjednoczeni w posłudze biskupiej i sakramencie kapłaństwa oraz wyznajemy razem wiarę Apostołów. W tej godzinie świata, pełnej sceptycyzmu i wątpliwości, ale też bogatej w pragnienie Boga (...) prosimy Pana z całego serca, aby prowadził nas do pełnej jedności”. A już po kazaniu Benedykt XVI pozdrowił obecnych na uroczystości hierarchów Cerkwi.

Więcej na następnej stronie

I to był prawdziwy news z Watykanu. Paliusze, proszę bardzo, ale niech widz dowie się też czegoś istotnego. Wiedza o paliuszach i procedurach kanonizacyjnych nie pomoże zrozumieć realnych problemów chrześcijaństwa: na przykład sporu Rzymu z Konstantynopolem, a dziś z Moskwą. Jestem za tematami kościelnymi, papieskimi i w ogóle religijnymi w polskich mediach. To są sprawy pasjonujące, ważne dla milionów ludzi. Wpływają na życie społeczne, więc i na politykę. Ale kiedy robi się z nich przynętę na telewidownię, wypacza się ich sens i odziera ze znaczenia. Adam Szostkiewicz Zgadzasz się z red. Szostkiewiczem? Przyślij swoją opinię pod adres wiara@wiara.pl Komentarze internautów Pan Adam jest człowiekiem mediów. Zna "kuchnię" dziennikarską zarówno od strony publicystycznej jak i telewizyjno-radiowej. Dlatego tym bardziej niepokoi mnie jego teza o tym, że sprawy Kościoła - odarte ze znaczenia - zrównuje się w funkcji zwiększania oglądalności z serialami w rodzaju "kiepskich". Stojąc po drugiej stronie medialnej rzeczywistości - jako konsument informacji - wyobrażam sobie, że za decyzją kształtowania przekazu informacyjnego stoją konkretne, odpowiedzialne osoby. Jeśli obecność tematów związanych z religią w mediach publicznych w kraju, którego znacząca część populacji deklaruje swoją przynależność do Kościoła katolickiego, jest uzasadniana wyłącznie (albo w dużej mierze) polowaniem na sentymenty tejże populacji, to widzę w tym kolejne symptomy choroby, która toczy publiczną część mediów, o której dyskusje trwają od wielu, wielu miesięcy. Patrząc z perspektywy decyzji konkretnych osób, widzę w tym również brak wyobrażenia o właściwym znaczeniu reportersko opracowywanych wydarzeń. To zaś prowadzi mnie do wniosku, że w świecie mediów - tak publicznych jak pewnie i prywatnych - dominują (w sensie pozycji decyzyjnej) osoby nie dorastające do pełnionej roli. Nie zagłębiając się zbytnio w rozważania na temat roli mediów w życiu społeczeństwa chciałbym stwierdzić, że moim zdaniem rola ta wykracza poza karmienie "ludu" lekkostrawną rozrywką i tanimi wzruszeniami. To jest jednak zupełnie osobny temat. Powyższe uogólnienie może być krzywdzące dla jednostek - zdaję sobie z tego sprawę. Ale sądzę, że te osoby w świecie mediów, którym osobista dojrzałość, otwartość umysłu i (może) religijne zaangażowanie pozwala widzieć głębszą rzeczywistość, podzielają moje zdanie na ten temat. Dla mnie najlepszym dowodem tego jest istnienie portalu wiara.pl. Z pozdrowieniami gc