Średnia krajowa za Ewangelię

[Głos Wielkopolski][1]/a. [1]: http://www.glos.com

publikacja 20.07.2005 11:03

Średnią krajową pensję - około 2200 złotych miesięcznie, otrzymują członkowie Ruchu Nowego Życia, którzy zdecydują się zostać „zawodowymi misjonarzami" - twierdzi Głos Wielkopolski.

Wystarczy mieć odpowiednie wykształcenie teologiczne, nie wzbudzać moralnych wątpliwości i w kilkuosobowych grupach głosić Dobrą Nowinę. Czy płacenie świeckim za głoszenie o Jezusie nie jest moralnie wątpliwe? – W Kościele katolickim ksiądz za pracę duszpasterską też otrzymuje środki na utrzymanie. Aktualnie w Polsce mamy około stu pracowników – mówi Wojciech Tubek z warszawskiej centrali Ruchu Nowego Życia. Członkowie organizacji twierdzą, że ruch ma charakter chrześcijańsko-katolicki. Przekonują, że współpracują z każdym Kościołem. W Poznaniu też są bardzo aktywni. Działają między innymi w domach studenckich. Do duszpasterzy akademickich w Poznaniu nikt się jednak nie zgłosił z propozycją współpracy. - Dzięki naszemu bogatemu doświadczeniu wiemy, że obowiązuje prosta zasada. Jeśli ktoś deklaruje współpracę z Kościołami, a uprawia dziką partyzantkę, to zaufanie trzeba mieć ograniczone - ostrzega Ryszard Nowak, szef Ogólnopolskiego Centrum Informacji o Sektach. Głoszą Ewangelię wśród studentów, ale dostają za to pieniądze. Deklarują współpracę z wszystkimi Kościołami chrześcijańskimi, ale do diecezjalnego duszpasterstwa akademickiego się nie zgłosili. Czy słusznie rodzice obawiają się Ruchu Nowego Życia? Młodzi katolicy, którzy na przykład głoszą Ewangelię podczas Przystanku Woodstock, pracują jako wolontariusze. Dla świeckich misjonarzy jadących do Afryki, pomoc ludziom to swego rodzaju służba. Mormoni, którzy przyjeżdżają do Polski, żeby opowiadać o Jezusie, płacą... z własnej kieszeni. - Nie ma mowy, żebyśmy dostawali za to pieniądze. Na wyjazd sobie zapracowaliśmy - mówi Starszy Dickson, który do Poznania przyjechał, przerywając studia biologiczne w stanie Arizona. - Nie wyobrażam sobie, żebym miał dostawać pieniądze za głoszenie Dobrej Nowiny. Członkowie Ruchu Nowego Życia za głoszenie Ewangelii dostają wynagrodzenie. Stają się niejako „zawodowymi misjonarzami”. Metoda działania - Moja córka ukończyła studia. Obroniła tytuł magistra z wynikiem bardzo dobrym. Tuż po absolutorium oznajmiła mi, że zostaje misjonarką w Ruchu Nowego Życia Na początek dostanie kilkaset złotych. Na resztę ma znaleźć jakichś sponsorów i mówi mi, żebym jej pomogła finansowo - do redakcji Głosu przyszła zrozpaczona matka, która błagała o zachowanie anonimowości. - Poszłam do znajomego księdza, ale mnie zbył. Nie wiem, co to jest ten ruch. Tyle się mówi o sektach, a metoda działania jest jakaś podejrzana. Dzwonię do warszawskiej centrali ruchu. Pytam o szczegóły, o chrześcijańskie korzenie ruchu. - Na naszej stronie internetowej jest wszystko napisane - mówi mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. - Ale tam nic o tym, jak zostać misjonarzem, a to budzi niepokój rodziców - przekonuję. Po godzinie kontaktuje się ze mną osoba odpowiedzialna za kontakty z mediami. Między akademikami Według naszych informacji członkowie Ruchu Nowego Życia są w Poznaniu bardzo aktywni. Podczas roku akademickiego działają między innymi w domach studenckich UAM, Akademii Rolniczej i Politechniki Poznańskiej. Organizują na przykład koncerty za symboliczną złotówkę. Na odwrocie biletu dają do wypełnienia ankietę. Kto zostawi numer telefonu, ten może być pewny, że w pokoju będzie miał odwiedziny.

Więcej na następnej stronie

Jest problem Członkowie Ruchu Nowego Życia zapewniają, że współpracują ze wszystkimi Kościołami chrześcijańskimi. Do diecezjalnego duszpasterza akademickiego nikt się jednak nie zgłosił z propozycją współpracy. Ksiądz Jacek Rogalski, który jest jednocześnie duszpasterzem Poligrodu, nie chce się oficjalnie wypowiadać. Potwierdza jednak, że problem istnieje. - Dzięki naszemu bogatemu doświadczeniu wiemy, że obowiązuje prosta zasada Jeśli ktoś deklaruje współpracę z Kościołami, a uprawia dziką partyzantkę, to zaufanie trzeba mieć ograniczone - mówi Ryszard Nowak, szef Ogólnopolskiego Centrum Informacji o Sektach. - Mieliśmy do czynienia z wieloma organizacjami, które mieniły się chrześcijańskimi, a w gruncie rzeczy klasycznie werbowały i zachęcały do wstąpienia Wygląda na to, że ta organizacja chce przyciągnąć rozczarowanych katolików. Jestem daleki od twierdzenia że to sekta, ale młodzież powinna być czujna. Niepokój rodziców jest jak najbardziej uzasadniony. Tomasz Cylka Płacimy stu osobom Z Wojciechem Tubkiem z Ruchu Nowego Życia rozmawia Tomasz Cylka - Rodzice są zaniepokojeni, że ich dzieci po studiach decydują się zostać „zawodowymi misjonarzami”. Wstępują do waszej organizacji, żeby głosić Ewangelię. Dostają za to wynagrodzenie. To kojarzy się z sektą. - W Polsce jest tak, że jeśli pojawia się coś innego niż Kościół katolicki, to od razu budzi niepokój. Jesteśmy organizacją międzywyznaniową. Każdy z nas uczęszcza regularnie i jest aktywnie zaangażowany w swoim Kościele. Ja na przykład jestem zielonoświątkowcem. Chcemy przekazać ludziom Dobrą Nowinę o Jezusie. - Jakie trzeba spełnić warunki, żeby dostać się do waszej organizacji? - Są różne formy zaangażowania w naszą służbę. Każdy zainteresowany może być uczestnikiem spotkania czy konferencji dla studentów, wczasów dla rodzin, itp. Natomiast osobą która chciałaby zostać misjonarzem w naszym ruchu, musi spełniać kwalifikacje duchowe predystynujące ją do pracy duszpasterskiej. Na przykład musi być chrześcijaninem, oddanym ewangelizacji, osobą dojrzałą pod względem duchowym, osobistym i społecznym. Składa wtedy podanie i po kilku rozmowach zapada decyzja. Głównym kryterium jest boże powołanie. Taka osoba musi mieć odpowiednie przekonania teologiczne. Nie może na przykład kwestionować boskości Chrystusa czy Trójcy Świętej i innych podstawowych doktryn, co do których katolicy i protestanci mają wspólne stanowisko. Musi również prowadzić moralne życie. - Kwestie finansowe zawsze budzą wiele emocji Dla Polaków służba misjonarska to przede wszystkim działalność charytatywna. Wy płacicie za ewangelizacyjną działalność. Nie widzicie tu sprzeczności? - Żeby prowadzić działalność charytatywną, potrzeba darczyńców, którzy ją sfinansują. W Kościele katolickim ksiądz za pracę duszpasterską też otrzymuje środki na utrzymanie. Wierni składają przecież ofiary. My jesteśmy organizacją non profit, która także utrzymuje się z darowizn. Nie ma więc żadnej sprzeczności. Aktualnie w Polsce mamy około stu pracowników, którzy otrzymują środki na utrzymanie - Jak wysokie jest u was wynagrodzenie? - Jest na poziomie średniej krajowej. Misjonarze pełniąc swoją służbę w różnych środowiskach, muszą się z czegoś utrzymywać. - W jaki sposób weryfikujecie pracę waszej organizacji? Przecież ktoś może wziąć pieniądze i w ogóle nie głosić Ewangelii? - Są trzy rodzaje odpowiedzialności: po pierwsze - przed Bogiem; po drugie - pracujemy w zespołach kilkuosobowych, to pociąga odpowiedzialność przed przełożonym. Trzeci rodzaj to odpowiedzialność przed darczyńcami.