Niespodzianki papieża Benedykta

Rzeczpospolita/a.

publikacja 22.07.2005 06:10

Liczba ekumenicznych gestów poczynionych przez nowego papieża jest zadziwiająca - stwierdza w Rzeczpospolitej Ewa K. Czaczkowska.

Benedykt XVI, długoletni strażnik katolickiej wiary, chce być papieżem pokoju. Pokoju budowanego w dialogu ekumenicznym i międzyreligijnym. Paradoksem jest, że znaczące postępy na tej drodze może poczynić ten, w którym widziano przeszkodę w tym dialogu. Zaledwie trzy miesiące minęły od wyboru Benedykta XVI, a coraz wyraźniej widać, co ma szansę stać się zasadniczym rysem jego pontyfikatu. Zaskakujące jest, że nie to, czego najbardziej spodziewano się w licznych komentarzach tuż po konklawe: reewangelizacja starej Europy, walka z relatywizmem kultury, oczyszczanie Kościoła z wewnętrznego "brudu" czy reforma posoborowej liturgii... Tym, na czym najbardziej zdaje się zależeć nowemu papieżowi, jest dialog z innymi wyznaniami chrześcijańskimi i innymi religiami. I jest to swoistą niespodzianką. Bo tego raczej nikt się nie spodziewał po długoletnim prefekcie kongregacji strzegącej czystości katolickiej wiary, autorze niezwykle ostro, acz niezasłużenie, krytykowanej deklaracji "Dominus Iesus", kardynale, który zdecydował się wziąć udział w spotkaniu międzyreligijnym w Asyżu w 2002 roku dopiero na wyraźne życzenie Jana Pawła II... I chociaż już podczas swojej pierwszej mszy, którą odprawił jako papież, zadeklarował, że się podejmuje "odbudowy pełnej i widzialnej jedności" Kościoła, odbierano to bardziej jako zapowiedź niehamowania tego dialogu, ale nie jego przyspieszania. Szerszej uwadze umknęło chyba także to, co papież Ratzinger powiedział podczas swojej pierwszej środowej audiencji. Warto przypomnieć, że tłumacząc, dlaczego przyjął imię Benedykt, nawiązał nie do średniowiecznego mnicha z Nursji, jak najczęściej czynili to publicyści, ale do papieża Benedykta XV, papieża okresu I wojny światowej: "...za jego przykładem pragnę oddać swoją posługę na służbę pojednania i zgody między ludźmi i narodami, jestem bowiem głęboko przekonany, że wielkie dobro pokoju to nade wszystko dar Boży, kruchy i cenny, który trzeba wymodlić, chronić i budować dzień po dniu przy poparciu wszystkich". CZY RATZINGER ZMIENIŁ ZDANIE? Kościołowi trudno jest mówić o pojednaniu, jedności i pokoju, gdy nie ma go między chrześcijanami różnych wyznań wierzących w tego samego Chrystusa i między religiami oddającymi cześć temu samemu Bogu. Wezwania do pokoju kierowane na zewnątrz stają się wówczas puste, a świadek niewiarygodny. Mówił o tym Jan Paweł II, dla którego ekumenizm był jednym z priorytetów, i staje się to równie ważne dla Benedykta XVI. Ilość ekumenicznych gestów poczynionych przez tego ostatniego w ostatnich trzech miesiącach jest zadziwiająca, pomijając nawet wymianę pozdrowień z rabinem Rzymu, spotkanie z delegacjami innych Kościołów i religii po inauguracji pontyfikatu czy w czasie uroczystości świętych Piotra i Pawła, co jest tradycją. Benedykt XVI zdążył już podjąć delegację Międzynarodowego Komitetu Żydowskiego, przyjąć zaproszenie patriarchy Konstantynopola oraz rządu izraelskiego do odwiedzenia Ziemi Świętej, a także zapowiedzieć swoją wizytę w synagodze w Kolonii.

Więcej na następnej stronie

Przesłał też pozdrowienie - co było gestem niezwykłym - na rozpoczęcie synodu Kościołów reformowanych we Francji. Dla jego uczestników zaskoczenie było podwójne, gdyż w przesłaniu mówił o Kościele, a nie wspólnocie protestanckiej, której - co za dokumentami soborowymi powtarza deklaracja "Dominus Iesus" - "brak pełnych znamion wspólnoty eklezjalnej". Czy zatem papież Ratzinger porzucił myślenie kardynała Ratzingera? W pobieżnej ocenie tak to może wyglądać, ale nie ma przecież dwóch Ratzingerów. Przed Ratzingerem papieżem stanęło jedynie znacznie szersze i trudniejsze wyzwanie, w którym strzeżenie depozytu katolickiej wiary jest jednym z wielu zadań, podobnie jak wypełnianie treścią przysługującego mu tytułu: pontifex maximus - największy budowniczy mostów. Także między ludźmi innych wyznań i religii. CENA ROZMÓW Z PRAWOSŁAWIEM Największe ożywienie ekumeniczne nastąpiło w kontaktach z prawosławiem, szczególnie z Cerkwią moskiewską. Wprawdzie już pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II czuć było pewne drgnięcie w zamrożonych kontaktach katolicko-prawosławnych, ale ocieplenie nastąpiło niemal tuż po śmierci Jana Pawła II. To, niestety, tylko potwierdza, że dla Cerkwi moskiewskiej przeszkodą w tym dialogu był... Jan Paweł II. Hierarchom patriarchatu moskiewskiego trudno było, jak się wydaje, zapomnieć, że to ten papież pomógł zdemontować system komunistyczny, a następnie odrodzić się strukturom Kościoła katolickiego i greckokatolickiego w Rosji i na Ukrainie. To była głęboka przeszkoda mentalnościowa, której przełamaniu nie pomógł ostatni akcent odbudowywania struktur Kościoła katolickiego w Rosji - nieco arogancki sposób powołania diecezji. Wyrazem ocieplenia na linii Moskwa - Watykan jest wymiana delegacji obu Kościołów i zapowiedziane na jesień wznowienie prac przez międzynarodową komisję teologiczną katolicko-prawosławną. Co więcej, realny staje się pomysł zwołania wspólnego prawosławno-katolickiego synodu. Byłby to na pewno nie tylko gest konkretny, o którego potrzebie mówi Benedykt XVI, lecz przełomowy. Ale jest i druga strona medalu oraz pytanie, czy cena, za jaką ma się to dokonać, nie jest zbyt wysoka. Kardynał Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady do spraw Popierania Jedności Chrześcijan, będąc w Moskwie miał złożyć deklarację, że Watykan nie odbuduje struktur Kościoła greckokatolickiego w Rosji. W ten sposób słuszne skądinąd uznanie, że unia nie może być już metodą budowania jedności chrześcijan, prowadzi do porzucenia miliona członków swojego Kościoła (bo tylu jest grekokatolików w Rosji). Do unii brzeskiej doszło kilka wieków temu, ale jej wynikiem są konkretni ludzie żyjący tu i teraz. Można się też spodziewać, że Watykan nie poprze już utworzenia na Ukrainie patriarchatu Kościoła greckokatolickiego z siedzibą w Kijowie. Rację mieli więc katolicy ze Wschodu, którzy mówili jeszcze niedawno, że muszą się spieszyć, bo wszystko, co mogą uzyskać, w sensie odbudowy struktur Kościoła, to tylko teraz, za Jana Pawła II. Bo nikt tak jak papież Słowianin nie rozumie sytuacji Kościoła na Wschodzie.

Więcej na następnej stronie

Jedną z podstawowych przeszkód w rozmowach chrześcijan o jedności wciąż pozostaje prymat biskupa Rzymu. Benedykt XVI widzi go jako "przewodzenie w miłości". W innym miejscu zaś powiedział: "Jedność, o jaką zabiegamy, nie jest ani wchłonięciem, ani połączeniem, lecz poszanowaniem wielu form pełni Kościoła, który zgodnie z wolą swego założyciela Jezusa Chrystusa, ma być zawsze jeden, święty, powszechny i apostolski". Dla tradycjonalistów, dla których bez wątpienia takie zaangażowanie ekumeniczne kardynała Ratzingera musi być ciosem, pocieszeniem może być fakt, że jako były strażnik wiary, będzie on prowadził dialog w prawdzie i bez kompromisów. Po pierwszych trzech miesiącach widać już styl pontyfikatu Benedykta XVI. I chociaż jest on inny od tego, do jakiego przyzwyczaił nas Jan Paweł II, to jednak nie zaskakuje, bo nietrudno było tę odmienność przewidzieć. NOWY STYL ZNACZY COŚ WIĘCEJ Benedykt XVI równie ciepły i serdeczny jest bardziej powściągliwy w wyrażaniu uczuć, dobrze zorganizowany - chciałoby się powiedzieć po niemiecku. I jego stać na miłe, niespodziewane gesty, takie, jak udzielenie błogosławieństwa przez telefon komórkowy umierającej zakonnicy, ale jednocześnie nie widzi potrzeby, by spędzić we włoskim Bari, na zakończeniu krajowego kongresu eucharystycznego dłużej niż trzy godziny, tyle, by odprawić mszę. Jak zauważyli włoscy dziennikarze, u Jana Pawła II byłoby to nie do pomyślenia. Wiadomo już, że Benedykt XVI będzie podróżował mniej i krócej. To można złożyć na karb wieku. Ale zmiana utrwalonego za Jana Pawła II zwyczaju ogłaszania przez papieża i kanonizacji, i beatyfikacji (teraz tylko te pierwsze) oznacza już coś więcej. Jest wyrazem przekonania, że w olbrzymiej grupie kandydatów na ołtarze trzeba wprowadzić jakieś rozróżnienie, dać pierwszeństwo tym, którzy głoszą bardziej uniwersalne przesłanie. Watykaniści z napięciem oczekują sierpniowej wizyty Benedykta XVI w Kolonii na XX Światowym Dniu Młodzieży. Będzie to jego pierwsza zagraniczna wizyta, w dodatku w ojczyźnie, i pierwsze spotkanie z ogromnym, może nawet milionowym tłumem ludzi młodych - wymagających i poszukujących. Nietrudno się jednak domyślić, co papież będzie miał do powiedzenia i zaproponowania młodym żyjącym w świecie, w którym bycie chrześcijaninem nie jest wyborem łatwym. Trudniej, i to będzie dla papieża poważnym sprawdzianem, w jaki sposób to uczyni. Czy zdoła nawiązać kontakt, wejdzie w dialog? A zatem spotkanie w Kolonii będzie w gruncie rzeczy pytaniem o styl Benedykta XVI. Młodzi Włosi, którzy tłumnie jadą do Kolonii, by wesprzeć papieża, pomogą mu pomyślnie zdać ten egzamin. Można się spodziewać, że innym refleksjom, przemyśleniom, nie tylko teologicznym, ale i liturgicznym oraz dotyczącym życia wewnętrznego Kościoła papież Ratzinger da wyraz podczas synodu biskupów na temat eucharystii, który odbędzie się w październiku. Opublikowany niedawno dokument roboczy synodu, opracowany na podstawie ankiet biskupów, mówi wiele o nadużyciach i uchybieniach związanych z przyjmowaniem eucharystii. Wnioski będą więc najpewniej dyscyplinujące. Ale poczekajmy. Benedykt XVI na pewno czymś jeszcze nas zaskoczy.