Wrocław: Co z tym Instytutem Jerozolimskim?

Słowo Polskie Gazeta Wrocławska/a.

publikacja 26.07.2005 11:41

Przynależę do Instytutu Jerozolimskiego, który wywodzi się od Kościoła polskokatolickiego - mówi jeden z członków Instytutu Jerozolimskiego, przed którym ostrzega wrócławska Kuria Metropolitalna.

  • Wrocław: Uwaga na tzw. Instytut Jerozolimski! :.
  • Ojciec Mateusz znalazł dom na skraju miasta, przed Lasem Osobowickim. W oknach maltańskie krzyże. Wewnątrz skromnie i czysto, na ścianach krucyfiksy i wizerunki Matki Boskiej. Jest też kaplica. Korzenie w średniowieczu – Nikt oprócz nas, braci żyjących w ścisłej regule, nie uczestniczy w tych modlitwach. Nie jesteśmy sektą, ale nie podlegamy Kościołowi rzymskokatolickiemu – opowiada siwy pan o sympatycznym wyglądzie. Na szyi ma koloratkę. Opowiada, że jest zasmucony i zdruzgotany informacjami o liście, który odczytano w niedzielę w kościołach. Wie, że zarzuca mu się, iż nie jest księdzem. – A to nieprawda. Mam święcenia, studia teologiczne. Przynależę do Instytutu Jerozolimskiego, który wywodzi się od Kościoła polskokatolickiego. Jesteśmy kongregacją niezależną od Watykanu. Nasz zakon powstał we Włoszech, ma średniowieczną tradycję – broni się żarliwie. Ale potwierdzających to dokumentów nam nie pokazał. – Przyszedł tu kilka dni temu proboszcz pobliskiej parafii. Oferował pomoc, podpowiadał, gdzie co do kościoła kupić. Ba! Obiecał ornat! I nagle takie coś... – opowiada ojciec Lech. Nielegalny doktor, samozwańczy duchowny Zarzuty kurii wobec samozwańczego, zdaniem hierarchów, księdza Mateusza są poważne: rozpoczął działalność bez wiedzy i zgody metropolity wrocławskiego, a tego wymaga od każdej kościelnej instytucji prawo kanoniczne. Nie jest księdzem, nie ma święceń kapłańskich, a odprawia msze, zbiera datki i wykorzystuje bezprawnie wizerunek i autorytet Kościoła katolickiego. Na dodatek, co niepokoi o. Tomasza Franca, dyrektora Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach i Zagrożeniach Duchowych, ojciec Mateusz rozprowadza zioła. – To mieszanki herbapolowych ziół, które mogą zaszkodzić komuś, gdy zostaną zaordynowane niewłaściwie – mówi dominikanin. – Zdobywa zaufanie, ale naprawdę oszukuje. Jest życzliwy, nosi habit, mówi jak ksiądz, łatwo mu zjednać ludzi. I werbuje do pracy. Zakon swój widzę malutki – Wyleczyłem niejednego. Mam intuicję bioenergoterapeutyczną – opowiada o. Mateusz. – W Polsce nie pomogłem wielu ludziom, ale w USA, skąd przyjechałem po wielu latach, owszem. Z pewnością nikomu nie zaszkodzę. Złą cenzurką, jaką wystawili mu kościelni hierarchowie, zmartwił się. Ale postanowił nie zmieniać swoich życiowych planów. Marzy nie o wielkiej i licznej kongregacji, lecz o skromnym zespole braci, którzy poprowadzą szpital lub hospicjum. Zanim będzie mógł leczyć – zapewne ziołami – Mateusz Lech będzie musiał sam wydostać się z poważnej opresji. Ma przeciwko sobie nie tylko kurię i parafian, którzy podporządkują się zaleceniom z ambony. O jego działalności ksiądz z pobliskiej parafii zawiadomił policję i prokuraturę.