Marsylia: Po co meczet?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 01.09.2005 09:30

Laicyzm, który jest jednym z fundamentów V Republiki, zaprowadził Francję w ślepą uliczkę.

Najpopularniejszy w kraju polityk ostrzega, że jeśli Francuzi nie zmienią swych rygorystycznie świeckich praw, nie unikną islamskiego terroryzmu. Jeszcze rok temu wprowadzenie zakazu noszenia chust muzułmańskich w szkołach i urzędach tłumaczono neutralnością religijną państwa francuskiego. Dzisiaj to samo neutralne światopoglądowo państwo może zacząć budować meczety dla sześciu milionów swoich muzułmańskich mieszkańców. Pierwszy ma powstać w Marsylii, najbardziej zislamizowanym mieście we Francji i w zachodniej Europie - oficjalnie jedna czwarta spośród 800 tysięcy marsylczyków to muzułmanie, ale najprawdopodobniej jest ich znacznie więcej. Ulice tego najstarszego francuskiego miasta bardziej przypominają dziś Casablankę czy Trypolis niż Paryż albo Grenoble. Meczety są wszędzie Formalnie Marsylia ma jeden meczet. Ale wystarczy zajść do ubogich dzielnic muzułmańskich, by przekonać się, że jest ich dużo więcej. Najczęściej są to niewielkie budynki albo prywatne mieszkania, gdzie może się zmieścić nie więcej niż stu wiernych. Podobnie jest w całej Francji. Niemal zawsze, gdy ma powstać meczet, ludzie protestują i władze odrzucają wnioski o budowę. Świątyń Allaha, które wybudowano zgodnie z przeznaczeniem, jest w całym kraju pięć; pozostałe półtora tysiąca to prowizorki zakładane byle gdzie. Ta samowola i brak kontroli powodują, że niektóre meczety dostają się w ręce radykalnych imamów nauczających nienawiści wobec niewiernych. W Marsylii, gdzie młodzi muzułmanie nie mają pracy i są spychani na margines, taka indoktrynacja trafia na podatny grunt. Władze Marsylii postanowiły więc rozprawić się z dziesiątkami prowizorycznych meczetów. Zakupiły działkę o powierzchni 6 km kw., na której w ciągu pięciu lat stanie meczet dla ośmiu tysięcy wiernych. Liczą, że w ten sposób przyciągną biedotę i młodzież muzułmańską pod dach świątyni, w której nauczane będzie tylko to, na co zezwoli francuskie państwo. Jest jednak jeden problem. Laicka ustawa z 1905 r. zakazuje wspierania budowy obiektów religijnych za publiczne pieniądze. - My tylko dajemy teren pod meczet - tłumaczy "Gazecie" urzędnik merostwa odpowiedzialny za projekt. - Budowę sfinansuje Regionalna Rada Muzułmańska. Postawiliśmy jej szereg warunków, które dadzą nam wpływ na wybór imama i pozwolą kontrolować działalność meczetu. Ta argumentacja nie wszystkich przekonuje. Lewicowi działacze uważają, że zakup działki pod budowę także stanowi naruszenie prawa z 1905 r., i zapowiedzieli, że podadzą władze miasta do sądu.

Koniec neutralności religijnej? Czy zatem, chcąc zminimalizować zagrożenie radykalnym islamem, Francuzi będą musieli porzucić swą neutralność religijną? Nicolas Sarkozy twierdzi, że tak. Gdy dwa lata temu był po raz pierwszy ministrem spraw wewnętrznych, wezwał do przejęcia przez państwo kontroli nad kształceniem imamów i budową meczetów. Stworzył Narodową Radę Muzułmańską jako organ doradczy rządu, by przeciągnąć na stronę władz przywódców duchownych francuskich muzułmanów. Krótki okres ministrowania sprawił, że nie wprowadził w życie wszystkich pomysłów, jednak dziś szeryf jest z powrotem. W czerwcu znów został ministrem spraw wewnętrznych i od razu przystąpił do działania. Po zamachach w Londynie 7 lipca Sarkozy zarządził wydalenie 12 imamów, którzy nauczali w swoich meczetach nienawiści do Zachodu. Zapowiedział, że Francję opuści każdy muzułmanin nawołujący do przemocy bez względu na to, czy ma obywatelstwo, czy nie. Swym radykalizmem i stanowczością zjednał sobie poparcie Francuzów i dziś ma największe szanse na objęcie fotela prezydenckiego za półtora roku. Sarkozy jest popularny, gdyż mówi głośno to, co myśli zwykły Francuz. A zwykły Francuz widzi, że większość z 1100 muzułmańskich duchownych to obcokrajowcy nieznający kultury, a często i języka francuskiego. Widzi też, że meczety powstają za pieniądze zagranicznych organizacji i obcych państw i że to one mają kontrolę nad tym, kto świątyniami kieruje i czego w nich uczy. Pamięta, że w latach 90. Francja jako pierwsza w Europie stała się ofiarą islamskich terrorystów. I boi się rosnących rzesz młodych muzułmanów, którzy w przeciwieństwie do swoich rodziców poddają się wpływom wojującego islamu. Sarkozy ostrzega go, że kolejne zamachy są tylko kwestią czasu i państwo musi czym prędzej wziąć się do budowy kontrolowanych przez siebie meczetów. Jedynym meczetem wybudowanym we Francji za publiczne pieniądze jest Wielki Meczet w Paryżu, pierwsza świątynia Allaha na ziemi francuskiej z 1926 r. Zrobiono wówczas wyjątek od neutralności religijnej, by wznieść symbol "Francji jako Wielkiej Potęgi Muzułmańskiej", co miało podkreślać jej władzę nad skolonizowanym światem islamu. Czy w Marsylii państwo zbuduje kolejny, tym razem po to, by świat radykalnego islamu nie "skolonizował" Francji?