Hybrydy

ks. Włodzimierz Lewandowski

O światopoglądzie budowanym na solidnych podstawach wiedzy i jego hybrydach - subiektywny przegląd prasy.

Hybrydy

Poranne wiadomości przywitały reklamą. Mamy coraz więcej wiadomości, coraz mniej wiemy. Nic nowego. My to wiemy. Przynajmniej niektórzy z nas. Ale co z tego wynika? Nie u wiedzących, ale u tych coraz mniej wiedzących.

W najnowszym numerze miesięcznika „W drodze” próbuje na te pytania, w rozmowie z Anną Sosnowską, odpowiedzieć Tomasz Szlendak. W ciekawej analizie społeczeństwa, żyjącego w narzuconych przez media podziałach, inny wątek zwraca uwagę. Zagubionej tożsamości, wyrażającej się w światopoglądowych hybrydach. Czyli w światopoglądzie mieszczącym w sobie sprzeczne wartości. „A skąd tę tożsamość mamy brać – pyta socjolog – skoro 37 procent Polaków przeczytało w zeszłym roku zaledwie jedną książkę. Trzeba zdobyć szereg rożnych doświadczeń, przemyśleć te doświadczenia i jakoś je mentalnie uporządkować, żeby ukształtować swoją tożsamość.”

Ile książek przeczytało pozostałe 63 procent?

Światopogląd hybrydalny w sposób szczególny dotyka jednej z piękniejszych sfer  życia, jaką jest ludzka seksualność. Stąd warto zatrzymać się nad kolejną ciekawą rozmową Anny Sosnowskiej. Tym razem z doktor Ewą Ślizień-Kupaczewską, lekarzem specjalistą. Już sam tytuł rozmowy prowokuje czytelnika. „Płodność nie jest chorobą.” O ile sam tytuł prowokuje, to niektóre wątki rozmowy z pewnością wywołają burzę. Choćby fragment, mówiący o badaniach, za którymi stoją koncerny farmaceutyczne, albo ten o pewnym paradoksie. „Bo oto coś, co jest elementem zdrowia, co funkcjonuje prawidłowo, my – pracownicy służby zdrowia – próbujemy czasowo uszkodzić. O ile sprawnie działający przewód pokarmowy czy oddech nie budzą naszych zastrzeżeń, to sprawnie działający układ rozrodczy już tak. Zatem lekarze najpierw szkodzą temu, co zdrowe, żeby potem sztucznie odtworzyć to, co zniszczyli.”

Uzupełnieniem tej rozmowy, albo jej dalszym ciągiem, jest kapitalny tekst Wiesława Gajewskiego o męskim punkcie widzenia. Autor, jak sam wyznaje, mocno miesza w głowie, gdy pisze, że szczytem męskości męża jest bezinteresowna czułość, a wstrzemięźliwość seksualna jest równoważnym do współżycia sposobem wyrażania miłości. Dobrze, że te słowa wyszły od człowieka świeckiego, od specjalisty nauk o małżeństwie i rodzinie oraz profilaktyki zintegrowanej. Dobrze, bo ktoś znów mógłby zarzucić kościółkowy punkt widzenia albo posłużyć się tekstem, by udowodnić tezę o fundowanym przez Kościół zapóźnieniu cywilizacyjnym.

Teksty gęste, wymagające przemyślenia. Mimo to warto oderwać się na kilka dni od terroru żółtego paska i poświęcić im więcej czasu, sięgnąć po następne, by mozolnie budować swoja wizję świata nie na fundowanych przez charyzmatycznych przywódców pakietach światopoglądowych, ale na solidnych podstawach wiedzy i zdobywanego przez dziesięciolecia, a nawet stulecia, doświadczenia.