Uwieranie świadectwa

Franciszek Kucharczak

GN 19/2013 |

publikacja 09.05.2013 00:15

Zniewolonych najbardziej rażą uwolnieni.

Uwieranie świadectwa rysunek franciszek kucharczak

Ze świadectwami się nie dyskutuje. Gdy ktoś opowiada, jak było u niego, to z czym tu polemizować? Nie da się. No chyba, że człowiek da świadectwo wyzwolenia z grzechu, którego inni za grzech uznać nie chcą. Wtedy w dalszym ciągu polemizować się nie da, ale się polemizuje.

Tak było niedawno, gdy na stronie gosc.pl, wśród wielu znakomitych świadectw, opublikowaliśmy i takie, w którym Małgorzata (nazwisko znane redakcji) opowiedziała o wyzwoleniu z antykoncepcji. Oboje z mężem odczuwali, że coś jest źle, ale strach przed potomstwem i chęć „korzystania z życia” były silniejsze. Gdy zwrócili się do Boga ze szczerym błaganiem, On ich wyprowadził ze zniewolenia – i dziś widzą, jakie to szczęście.

Pod linkiem do tego tekstu na Facebooku wybuchła burza. Z braku możliwości ataku wprost, ludziska wzięli wygłaszać ograne farmazony, nie wiadomo do czego nawiązujące. Na przykład: „Ludzie to nie króliki, by rozmnażać się bezmyślnie”; „Nie dajmy się ogłupić świrniętym księżom”; „Posiadanie 8 dzieci (nieplanowanych) oraz brak możliwości wyżywienia tego potomstwa to patologia”; „Ja mam małego synka i nie stać póki co nas z żoną na więcej dzieci. Czy naprawdę Bóg nas ukarze za chęć bycia odpowiedzialnymi?”. I tak dalej.

Rzecz charakterystyczna, że autorka świadectwa nikogo nie atakowała – opowiedziała tylko, jak było u niej. Ponieważ jednak wraz z mężem doświadczyła wolności, jaką daje zaufanie Bogu, czytelnicy stosujący antykoncepcję doświadczyli konfliktu sumienia. Skoro nie chcieli sprzeciwić się swojemu grzechowi, musieli się sprzeciwić świadkowi wyzwolenia z grzechu. Wymyśla się w takich razach dowolne nonsensy, takie jak choćby wyżej przytoczone, byle zakrzyczeć własną małoduszność i strach wobec świadomości, że robi się rzeczy złe, czyli szkodliwe. To jest właśnie przyczyna, dla której świat nienawidzi konsekwentnych chrześcijan, choć oni dają tylko świadectwo własnej wolności.

Od samego początku tak było. We wczesnochrześcijańskim „Liście do Diogneta” czytamy: „Świat nienawidzi chrześcijan, chociaż go w niczym nie skrzywdzili, ponieważ są przeciwni jego rozkoszom”. Wystarczy, że są przeciwni – tak jakby to była jakaś zbrodnia nie popierać dogmatów tego świata. Jednym z nich jest założenie, że podstawowym obowiązkiem człowieka jest „uprawiać seks z zabezpieczeniem” – przy czym zabezpieczyć się trzeba najpierw przed człowiekiem, potem przed AIDS, potem kiłą, rzeżączką i tak dalej.

Społeczeństwa, które przyjęły tę mentalność skrajnej pogardy dla człowieka (bo czy to nie pogarda traktować poczęcie się naszego bliźniego jakby był chorobotwórczą bakterią?), nie widzą już nawet i nie czują pętli, jaka zaciska się na ich szyjach. Nie widzą związku między pogwałconym prawem natury a problemami – przykładowo – z zagrożoną emeryturą. Nie widzą związku między demoralizowaniem dzieci i młodzieży a narastającym nihilizmem i bezideowością. Więc atakują tych, którzy widzą.

Nie ma w tym logiki, rozsądku ani żadnej sensownej koncepcji – bo to jest antykoncepcja właśnie.

Projekt Milenka

Lewicowy Magistrat Częstochowy, w ramach dopłat do produkcji ludzi, ma już „sukces” – Milenkę. Doniosła o tym „Gazeta Wyborcza”: „Za Milenkę, która ma się urodzić pod koniec lata, kciuki trzyma nie tylko rodzina, ale też częstochowski magistrat”. Bo Milenka „jest pierwszym dzieckiem, któremu w przyjściu na świat pomógł miejski program dopłat do in vitro”. Jak widać, „płód” został nazwany dzieckiem i ma już nawet imię, a stosuje je gazeta, która na co dzień widzi w aborcji prawo człowieka. Gazeta informuje też, że matka Milenki „marzeniami wybiega już w przyszłość. Gdy Milenka trochę podrośnie, zdecydują się na kolejne dziecko. Cztery zarodki czekają zamrożone. Może uda się skorzystać z programu rządowego?”. No pewnie, że się uda! Nasz rząd to instytucja „spełniamy marzenia”. Jak się dysponuje nie swoimi pieniędzmi, to nie takie rzeczy można zrobić. Z czasem będzie się zamrażać dorosłych, gdy będą niegrzeczni. Ktoś mówi, że niegrzeczni o tym nie marzą? Ale władza marzy!

Chcemy rozwalić

Homoseksualna aktywistka Masha Gessen otwarcie przyznała, że „małżeństwa” homoseksualne nie są celem homolobby, lecz całkowity demontaż instytucji małżeństwa. „Nie chodzi o prawo homoseksualistów do zawarcia małżeństwa, ale o to, że instytucja małżeństwa powinna przestać istnieć. Walka o małżeństwa dla homoseksualistów zazwyczaj wiąże się z ukrywaniem tego, co mamy zamiar zrobić z małżeństwa, kiedy ten cel osiągniemy”. Wyjaśniła, że mówi to, bo nie odpowiada jej udział w tworzeniu fikcji, że chodzi o coś innego. Ale jej „uczciwość” i tak nic nie zmieni. Przeciwnicy demoralizacji i tak o tym wiedzieli, a naiwne pięknoduchy i tak w to nie uwierzą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.