publikacja 09.05.2013 00:15
Jak to możliwe, że duża, ogólnopolska partia ulegała przez ponad trzy lata małemu ugrupowaniu, które chciało wykopać mentalny rów między Śląskiem a resztą Polski?
Roman Koszowski
Spektakularne manifestacje organizowane przez RAŚ sprawiły, że poza Śląskiem przeceniano siłę tej organizacji
Koniec koalicji Platformy Obywatelskiej z Ruchem Autonomii Śląska w Sejmiku Województwa Śląskiego nie przykuł specjalnej uwagi mediów. A szkoda, bo ten przedziwny sojusz zapisać się winien w annałach polskiej polityki. Dlaczego tak długa passa RAŚ i jej lidera Jerzego Gorzelika była w ogóle możliwa i dlaczego tak nagle się skończyła?
Mały w roli dużego
W listopadzie 2010 roku mieszkańcy województwa śląskiego wybrali nowy sejmik. Wybory wygrała PO, zdobywając 33,7 proc. głosów i 22 mandaty. Dopiero na piątym miejscu znalazł się RAŚ, który osiągnął wynik 8,5 proc., zdobywając tylko trzy mandaty (później, wskutek roszad klubowych, miał ich cztery). A jednak wielka Platforma wybrała do roli koalicjanta właśnie niewielki RAŚ. Skąd taki pomysł? W światku śląskiej polityki mówiono wówczas, że platformersi byli znużeni łapczywością Sojuszu Lewicy Demokratycznej – koalicjanta PO w poprzednim sejmiku. Sięgnięcie po ruch Gorzelika było inicjatywą lidera Platformy na Śląsku – Tomasza Tomczykiewicza, który miał przekonywać kolegów z partii, że niedoświadczony RAŚ będzie znacznie mniej wymagającym partnerem niż postkomuniści. Nie był to zresztą nowy flirt. Już w wyborach w 2006 r., gdy możliwe było blokowanie list, Platforma była zblokowana z UPR i właśnie z RAŚ, ale autonomiści nie przekroczyli wtedy progu wyborczego. Jerzy Gorzelik został członkiem zarządu województwa odpowiedzialnym za kulturę i edukację. Tomczykiewicz miał ręczyć za to, że ruch się ucywilizował i będzie unikał kontrowersji. Jak czas pokazał, były to tylko pobożne życzenia. Gorzelik już wcześniej bulwersował Ślązaków powtarzaniem opinii Lloyda George’a, brytyjskiego premiera z lat kongresu wersalskiego, że oddanie Śląska Polsce było jak „obdarowanie małpy zegarkiem”. Jeszcze bardziej wyzywająca była deklaracja Gorzelika: „Jestem Ślązakiem, nie Polakiem. Moja ojczyzna to Górny Śląsk.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.