publikacja 03.10.2005 10:38
Oblegane są katolickie szkoły podstawowe. Rodzice zapisują swoje dzieci do pierwszych klas z kilkuletnim wyprzedzeniem.
Siostry tworzą listy rezerwowe uczniów już na 2012 rok! Trzy tygodnie - tyle ma obecnie najmłodsze dziecko wpisane na listę uczniów katolickiej szkoły podstawowej w Katowicach. - Kilkumiesięczni kandydaci to u nas standard - mówi Anna Malkiewicz-Michalska, dyrektorka szkoły. Kiedy dorastają, dzwonimy i zapraszamy na dzień otwarty szkoły - tłumaczy. Wtedy nauczyciele obserwują dzieci podczas całodniowych zajęć i wybierają najzdolniejsze. O jedno miejsce w katolickiej podstawówce w Katowicach bije się co roku 11 kandydatów. Do szkoły podstawowej prowadzonej przez siostry urszulanki w Krakowie na przyszły rok szkolny zapisanych jest już 72 kandydatów. Miejsc jest tylko dla 50. Rodzice mimo to wpisują dzieci na listę rezerwową. O tym, kto się dostanie, decyduje siostra dyrektor. 92 pięciolatków figuruje na liście rezerwowej w krakowskiej Katolickiej Szkole Podstawowej im. Świętej Rodziny. Lista dotyczy roku szkolnego 2007/08. O przyjęciach decyduje głównie kolejność zgłoszeń. - Prośbami i błaganiem wręcz wymuszają na nas tworzenie tych list - mówi siostra Leokadia Wojciechowska kierująca katolicką szkołą podstawową prowadzoną w Krakowie przez salezjanki. Aby zapewnić swojemu dziecku miejsce w wybranej szkole, niektórzy rodzice posyłają też dzieci do funkcjonującej przy tej szkole zerówki. Tak dzieje się w Katolickiej Szkole Podstawowej im. Królowej Jadwigi w Lublinie. - Maluchy z naszych klas zerowych mają pierwszeństwo przy zapisach do szkoły - zdradza dyrektor szkoły Jadwiga Ożóg. - Niedojrzałe do podjęcia nauki dziecko powtarza rok w zerówce, ale za to rodzic ma gwarancję, że nikt mu nie zajmie miejsca w pierwszej klasie. Są i bardziej zapobiegliwi. - Znam przypadki chrzczenia dzieci w tych parafiach, które prowadzą szkoły. Rodzice mają nadzieję, że w ten sposób dziecku łatwiej będzie się do nich dostać - przyznaje ksiądz Jan Przybodzki. Skąd tak duża popularność szkół katolickich? Jadwiga Baraniak, mama trójki dzieci, które chodzą do szkół katolickich: - Szkoły katolickie są na szczytach w rankingach osiągnięć uczniów, ale równie ważne jak nauka są tam wartości wychowawcze. To fantastyczna oferta i naukowa, i duchowa. Mama pięcioletniej Kasi, która jest już na liście rezerwowej u sióstr salezjanek w Krakowie: - Nie chcę, żeby moje dziecko chodziło do szkoły samorządowej. To moloch. Nie stać mnie też na szkołę prywatną. Salezjanki, które nie pobierają czesnego od rodziców, to dla mnie idealna oferta. - Dużo ciepła w stosunku do uczniów, zero bujek na korytarzach, zero wulgaryzmów - ojciec ucznia katolickiej podstawówki wylicza jej zalety. Posyłając tam syna, nie obawiał się opinii o surowej dyscyplinie panującej w takich szkołach. - Po pierwsze, są przesadzone. Po drugie, jeśli się chce coś osiągnąć, trzeba wymagać. Rodzice dzieci ze szkół, które prowadzą siostry zakonne, zwracają też uwagę na wyjątkowe oddanie sióstr.
Listy rezerwowe uczniów tworzą również świeckie szkoły prywatne. Zainteresowanie rodziców nimi - w większości przypadków - nie jest jednak aż tak ogromne jak w przypadku szkół katolickich. Choć oferta zajęć pozalekcyjnych, języków obcych, zaangażowanie nauczycieli oraz osiągnięcia uczniów w obydwu szkołach są porównywalne, bardzo poważnym argumentem skłaniającym rodziców do wyboru szkół katolickich jest to, że w większości są one bezpłatne. Prowadzone przez siostry zakonne i zakonników funkcjonują jako szkoły publiczne, tyle tylko, że ich organem prowadzącym nie jest - jak w przypadku świeckich szkół publicznych - gmina a zakon. Od gminy dostają jednak taką samą dotację jak szkoły publiczne. Od gminy przejmują również szkolne budynki. Czesne pobierają jedynie szkoły katolickie prowadzone przez stowarzyszenia rodziców, np. w opisywanej w tekście szkole podstawowej z Katowic wynosi ono 400 zł miesięcznie płacone przez cały rok.