publikacja 13.10.2005 10:14
Czy w Polsce w majestacie prawa można bezkarnie zabić bezbronne dziecko? Niestety tak.
Wystarczy, że jest chore, chcą tego rodzice i nie zdążyło się jeszcze urodzić. Dziś Sąd Najwyższy w Warszawie rozpatrzy bezprecedensową sprawę z powództwa Barbary i Sławomira Wojnarowskich przeciwko Szpitalowi Wojewódzkiemu w Łomży, który odmówił im skierowania na badania prenatalne. Reprezentujący rodziców prawnicy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka stoją na stanowisku, że było to równoznaczne z uniemożliwieniem uśmiercenia chorego malucha jeszcze w łonie matki, na co pozwalała ustawa o planowaniu rodziny i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Orzeczenie sądu będzie miało kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięcia zasadności pozwów z tytułu "wrongful birth/wrongful life" (złe urodzenie/złe życie) w polskim prawie. W 1999 r. lekarze z łomżyńskiego szpitala odmówili oczekującej narodzin dziecka Barbarze Wojnarowskiej skierowania na badania genetyczne. Gdy maluch miał 7 miesięcy, podczas badania USG okazało się, że jest chory. Na tzw. aborcję w tym wieku nie pozwalało prawo. Wojnarowscy zażądali od szpitala i dwójki jego lekarzy zadośćuczynienia z tytułu "naruszenia praw pacjenta", jak również odszkodowania w celu pokrycia kosztów leczenia i rehabilitacji dziecka oraz utraty zarobków przez matkę. W maju 2004 r. Sąd Okręgowy w Łomży uznał roszczenia rodziców co do naruszenia praw pacjenta. Zasądził na rzecz matki 60 tys. zł jako zadośćuczynienie, około 7 tys. zł tytułem odszkodowania za utracone zarobki spowodowane opieką nad dzieckiem oraz koszty leczenia psychiatrycznego. W listopadzie Sąd Apelacyjny w Białymstoku przyznał Wojnarowskim 60 tys. zł jako odszkodowanie za odmowę badań prenatalnych. Jednak żadna z instancji sądowych nie zajęła się roszczeniem z tytułu tzw. złego urodzenia. - Na pewno nie można żądać odszkodowania za to, że pozwolono się urodzić "choremu dziecku" - mówi prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka dr inż. Antoni Zięba. - Doskonale rozumiem trudną sytuację tej rodziny i wiem, że rozumieją ją wszyscy obrońcy życia, gdyż przyszło na świat kalekie dziecko. Dlatego należy stworzyć taki system, który zapewni rentę i możliwość godnego życia niepełnosprawnym od urodzenia dzieciom. Natomiast rzeczą zupełnie niezrozumiałą jest domaganie się odszkodowania za to, że nie zabito kalekiego dziecka przed narodzeniem i to dziecko do dziś żyje - komentuje sprawę państwa Wojnarowskich Antoni Zięba. Każdej istocie ludzkiej, niezależnie od jej kondycji fizycznej i psychicznej, przysługuje niezbywalne prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Selekcjonowanie ludzi ze względu na ich stan zdrowia to praktyka eugeniczna, niegodna cywilizowanego państwa - przypominają obrońcy życia. Człowiekiem jest każdy od poczęcia, dlatego wygląda na to, że mamy tutaj do czynienia z absurdalną sytuacją, kiedy domagamy się od lekarzy zabijania chorych, poczętych dzieci na życzenie rodziców. Należy zastanowić się, czy istnieje jakaś różnica między zabiciem dziecka narodzonego a takiego, które nie zdążyło się jeszcze urodzić.
- W tym momencie powstaje pewne zamieszanie w odbiorze społecznym - mówi "Naszemu Dziennikowi" prezes Forum Kobiet Polskich Ewa Kowalewska. - Pojawia się współczucie dla matki chorego dziecka. Współczucie to staje w opozycji do postawy matki, która oskarża lekarzy o to, że nie pomogli jej w zabiciu własnego dziecka, w związku z czym domaga się odszkodowania za urodzenie chorej córki. Czy nie wygląda to trochę tak, jakby matka mówiła codziennie własnemu dziecku: ty jesteś chore i dlatego ja ciebie nie chcę, przejmuję się tobą, bo muszę i uważam, że skrzywdzono mnie i ciebie, ponieważ ciebie nie zabito. Ta sytuacja jest przyczynkiem do wprowadzenia precedensu w polskim prawie, żeby pokazać, że prawo do zabicia dziecka jest ważniejsze niż prawo do życia - tłumaczy Kowalewska. Jaką postawę zatem przyjmą sędziowie, którzy muszą rozstrzygnąć o wartości czyjegoś życia? - Zapewne należy pochwalić pozytywne działania lekarzy, którzy łamią niesprawiedliwe prawo godzące w życie osoby ludzkiej - uważa dr Marek Czachorowski z Katedry Etyki na KUL. - Najsmutniejsze są jednak postawy tych, którzy do takiej sytuacji prawnej doprowadzili, na które to prawa pacjentka i sądy się powołują. Zwróćmy uwagę na rządzących, którzy uprawiają swoją nieludzką politykę. Największa odpowiedzialność bowiem spoczywa na tych, którzy takie prawo stworzyli i umożliwiają tego typu działania - kwituje Czachorowski. W kasacji do Sądu Najwyższego Helsińska Fundacja Praw Człowieka podniosła "rażąco błędną" jej zdaniem ocenę biegłych przedstawioną we wcześniejszych postępowaniach sądowych. Sąd Apelacyjny w Białymstoku, powołując się na opinię biegłych, orzekł, że nie było możliwe wykrycie choroby córki państwa Wojnarowskich w momencie, kiedy prawo dopuszczało jeszcze zabicie dziecka. Fundacja powołuje się na opinię prof. Marii Respondek-Liberskiej, że owszem, tak. Sąd Najwyższy, jeśli dopatrzy się błędów w procedurze lub błędów merytorycznych w poprzednich sprawach, może podjąć dwie decyzje: albo uchylić wyrok i przekazać sprawę do ponownego rozpoznania sądowi niższej instancji, albo samodzielnie orzec. Ten drugi przypadek zdarza się rzadko. Przed SN Barbarę i Sławomira Wojnarowskich będą reprezentować prof. Zbigniew Hołda, członek zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, i dr Małgorzata Klapczyńska. Barbara Wojnarowska wszczęła też postępowanie dyscyplinarne przeciwko lekarzowi Leszkowi P., które umorzono. W tej sprawie interweniował niedawno minister zdrowia. Dzieci państwa Wojnarowskich cierpią na hipochondroplazję, chorobę genetyczną, wynikającą z kombinacji dwóch genów recesywnych nieujawniających się u rodziców. Dr Ewa Ślizień-Kuczapska, lekarz ginekolog położnik: Są kobiety, które mają tak ogromny lęk przed urodzeniem chorego dziecka, że trudno im z tym żyć, ale z drugiej strony ważną sprawą jest odpowiednie przygotowanie psychologiczne. Cała sprawa polega bowiem na tym, jak do tej ewentualnej choroby dziecka podejść. Czy jeśli się okaże, że dziecko jest chore, to będzie to równoznaczne z jego zabiciem? Czy raczej z tym, że akceptujemy je i zastanowimy się, co możemy zrobić, nawet jeśli to będzie towarzyszenie w umieraniu.