Bielsko-Biała: Co ma kolęda do pogrzebu?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 18.12.2005 07:06

Nie przyjmiesz kolędy - nie licz na kościelny pogrzeb - zagroził swoim parafianom proboszcz z Bielska-Białej. - Kolęda to propozycja, a nie przymus - komentuje proboszcz z Rybnika.

"Nasza wizyta duszpasterska w adwencie lub w okresie Bożego Narodzenia ma na celu przyniesienie błogosławieństwa Bożego do Waszej Rodziny. (...) Zamknięte drzwi czy celowa nieobecność jest znakiem, że nie zależy nam na pomocy Bożej ani duszpasterskiej opiece parafii, tak też ten fakt będzie odczytany przez duszpasterzy, gdy w grę będzie wchodziło wydawanie zaświadczeń uprawniających do spełniania funkcji chrzestnego lub chrzestnej oraz przy organizowaniu chrześcijańskiego pogrzebu w pełnym wymiarze" - napisał w liście do wiernych ks. Krzysztof Ryszka, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bielsku-Białej. List - ulotka nie jest podpisany, ale ks. Ryszka się go nie wypiera. Na jednej stronie są życzenia ("Urok Świąt Bożego Narodzenia poprzedzony radosnym oczekiwaniem w Adwencie, niech przybliży nas do siebie nawzajem (...)"), a na drugiej informacje kolędowe. To ich treść zbulwersowała niektórych parafian z Bielska. Oprócz zapowiedzi sankcji za nieprzyjęcie księdza pod dach oburzył ich też ostatni fragment, który dotyczy spraw finansowych. "Tradycyjne ofiary składamy księdzu nawiedzającemu rodziny. Niemożliwość złożenia ofiary z powodu trudnej sytuacji materialnej rodziny nie powinna być przyczyną nieprzyjęcia kolędy. Prosimy też o złożenie do skarbonki ministrantom drobnych ofiar". - Ja tam na Kościół nigdy nie żałuję, ale takie napraszanie wydaje mi się niestosowne. Co, może jeszcze cennik ustalą? - denerwuje się nasz Czytelnik. Parafia ks. Ryszki znajduje się w centrum Bielska, tuż koło dworca kolejowego. Nowoczesny kościół i przeważnie stare kamienice oraz niezbyt bogaci mieszkańcy, wielu w starszym wieku. - W tamtym roku długo chorowałam, leżałam w szpitalu. Co będzie, jeśli znowu mnie zabiorą właśnie w tym czasie, gdy wypadnie termin kolędy? - pyta przestraszona kobieta. Nie ona jedna uważa, że ksiądz nie powinien szantażować ludzi. - Dla schorowanych osób nie ma gorszej groźby niż niemożność chrześcijańskiego pogrzebu. Straszenie ich w ten sposób nie jest w porządku - mówi inny parafianin. Ks. Ryszka uważa, że nie ma z czego się tłumaczyć. - Jeśli komuś list się nie spodobał, powinien z tym przyjść do mnie, a nie do "Gazety" - mówi. Zapewnia jednak, że do głowy nie przyszło mu zupełnie odmawiać kościelnego pogrzebu, ale co najwyżej ograniczenie uroczystości o którąś z jej części. Na problem z przyjmowaniem kolędy w ostatnich latach skarży się wielu proboszczów, zwłaszcza w dużych miastach. - Ludzie pracują całymi dniami i do domu wracają, gdy księdza już nie ma - mówią. Ale Ryszka nie widzi w tym żadnego usprawiedliwienia. - Przecież wyznaczyłem dodatkową sobotę - twierdzi. - To nadgorliwość - komentuje list bielskiego proboszcza ks. bp Tadeusz Pieronek. - Oczywiście, jeśli ktoś nie przyjmuje kolędy, nie jest w porządku, ale mogą być różne przyczyny, także niezawinione. Widać, że niektórzy księża nie potrafią sobie radzić inaczej niż urzędnicy - powiedział. Na pomysł z karaniem wiernych za nieprzyjmowanie kolędy nie wpadłby też ks. Teodor Suchoń, proboszcz kościoła w Rybniku Chwałowicach. Pod niektórymi względami jego parafia przypomina bielską, ale ks. Suchoń nie ma żadnego problemu z zamkniętymi drzwiami podczas świątecznych odwiedzin - w zeszłym roku wpuściło go ponad 88 proc. rodzin. - Kolęda z natury rzeczy jest propozycją, a nie przymusem. To nie do księdza należy decyzja, czy ktoś z tej propozycji zechce skorzystać - mówi ks. Suchoń. - Ludzie powinni wiedzieć, że księdzu zależy na wizycie i że niczego poza niesieniem Boga i miłości nie chce - dodaje. Nikt z naszych rozmówców, także w bielskiej kurii, nie słyszał o przepisach, które pozwalałyby nakładać jakieś kary za nieprzyjmowanie kolędy.