Trzeba iść do ludzi

ks. Marek Łuczak

publikacja 30.01.2006 08:28

Rozmowa z ks. Zenonem Drożdżem, proboszczem parafii św. Józefa w Katowicach

- Ksiądz jako pierwszy z kapłanów trafił do poszkodowanych? Być może. Nie sprawdzałem tego. - To była spontaniczna decyzja? - W takich sytuacjach trzeba iść do ludzi. Po mszy wieczornej oglądałem w telewizji relacje z miejsca zdarzenia. To mnie skłoniło do działania. Najpierw poszedłem do szpitalu na terenie mojej parafii. Leżeli tam trzej ranni. Ich stan był dość stabilny. Udzieliłem im sakramentu chorych i przyszedłem bezpośrednio na miejsce wypadku. Kiedy się zorientowałem w sytuacji, robiłem co należy do kapłana. W dużej hali udzieliłem absolucji generalnej rannym, tym pod śniegiem, ale też wszystkim ratującym. Potem chodziłem od leżącego do leżącego. Kilkunastu osobom udzieliłem sakramentu chorych i rozgrzeszenia ogólnego. Nie było oczywiście mowy o spowiadaniu. Zmarłych wynoszono i składano w jednym miejscu. Im także udzielałem namaszczenia i absolucji. Były też okazje do spotkań ze strażakami, policją, lekarzami. - Rozmawiał ksiądz z rodzinami poszkodowanych? Rozmowa w tamtych warunkach nie była łatwa. Mówiłem im o nadziei. Opowiadałem, że widziałem na własne oczy, jak spod gruzów ratownicy wydobywają żywych ludzi. To im dodawało otuchy. Obecność kapłana w takich sytuacjach jest ważna. Nie szukaliśmy tam żadnej sensacji. Nie robiliśmy tego dla kamer i zdjęć. Tam, gdzie ludzie cierpią i radują się zawsze jest obecny Kościół. Kapłan jest tam, gdzie jest życie i śmierć. - To musiało być trudne doświadczenie? Ludzie leżeli na deskach przykryci kocem. Przeżycie nie było łatwe. Lekarze reanimowali, a ja udzielam sakramentu chorych od strony głowy, by nie przeszkadzać. Człowiek dotykał tajemnicy. Często byłem przy śmierci w różnych miejscach, ale tutaj skala wydarzenia przyprawiała o zawrót głowy. - Nie miał ksiądz trudności z wejściem na teren hal? Policjanci nawet pomagali. Na początku powiedziałem, że jestem księdzem, bo było ciemno. Jeden z funkcjonariuszy informował mnie, w jakim miejscu wynoszą rannych i w którym miejscu ich układają. Służby ratownicze informowały, gdzie mogę nieść pomoc potrzebującym. - Jak wyglądała niedziela w parafii? Odprawiliśmy mszę za zmarłych. Cały dzień modliliśmy się za ich rodziny. W poniedziałek będzie różaniec. Zgodnie z apelem Arcybiskupa, ogłosiliśmy zbiórkę pieniężną. Ludzie podczas liturgii byli jakby poważniejsi. Nie wiem jeszcze, czy wśród ofiar są osoby z naszej parafii.