publikacja 22.02.2006 12:06
Metropolita krakowski abp Stanisław Dziwisz, wieloletni osobisty sekretarz Jana Pawła II został przez Benedykta XVI włączony do kolegium kardynalskiego.
Ścieżka obok drogi Według kard. Nagy’ego, lata 1963–1978 były w życiu ks. Stanisława czasem wielkiej nauki i dynamicznego w niej postępu, „nauki obejmującej coraz to szerszy i głębszy krąg problematyki, od życia archidiecezji poczynając, a na śmiertelnym zmaganiu się Kościoła polskiego z antyludzkim systemem kończąc”. W roku 1978 obronił pracę doktorską na Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie. Nosiła tytuł „Kult św. Stanisława w Krakowie do Soboru Trydenckiego”. „Ks. Stanisław Dziwisz z zaangażowaniem przeżywał sprawy związane z kultem Męczennika ze Skałki, dodając do prowadzonych nad tą wyjątkową postacią badań żar sumiennego, naukowego zaangażowania. Nadawało to ks. Dziwiszowi rangę wyjątkowego znawcy historycznej i liturgicznej problematyki św. Stanisława Szczepanowskiego” – uważa kard. Nagy. Czy zgłębiając tajniki życia i cześć oddawaną świętemu Biskupowi ze Szczepanowa przypuszczał, że zostanie jednym z jego następców? Nie wiadomo.Wiadomo, że 16 października 1978 roku zaczął się nowy etap nie tylko w życiu Karola Wojtyły. Równolegle do jego drogi wiodła ścieżka ks. Stanisława. Narzędzie w planach Bożych Które wydarzenie było dla abpa Stanisława najważniejsze w czasie trwającej ponad 26 lat służby u boku Następcy świętego Piotra? Można się domyślać na przykład na podstawie tego, o czym mówił, gdy w roku 2001 otrzymywał doktorat honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wymowna była data uroczystości – 13 maja. Dokładnie dwadzieścia lat po zamachu na życie Jana Pawła II. „Nie będzie też wykładu – mówił wtedy. – Będzie raczej świadectwo – świadectwo człowieka, który zaledwie dotknął tajemnicy, choć może był w niej także – chociaż trudno mi to powiedzieć – narzędziem w planach Bożych, za to z całą pewnością jest naocznym świadkiem tego, jak przez dwadzieścia lat wypełnia się ów dar – dar życia Ojca Świętego”. Nie przypisuje sobie zasługi uratowania życia Papieża. Mówi: „Mogę powiedzieć, że w tamtej chwili jakaś moc niewidzialna wkroczyła, aby ratować zagrożone śmiertelnie życie Ojca Świętego”. O zamachu abp Dziwisz opowiada też na łamach ostatniej papieskiej książki „Pamięć i tożsamość”. Sposób, w jaki rozmawiał wtedy z Papieżem, mówi bardzo dużo o ich wzajemnych relacjach (jak twierdzą niektórzy – „rozumieli się bez słów”). To, w jaki sposób opowiada o tamtych dramatycznych chwilach, mówi bardzo dużo o nim samym: „Zapytałem Ojca Świętego »Gdzie?«. Odpowiedział: »W brzuch«. »Boli?« – »Boli«...
O życiu bądź śmierci decydowały różne czynniki. Choćby kwestia czasu dojazdu do kliniki; parę minut dłużej, jakaś mała przeszkoda na drodze – i byłoby za późno. W całej tej sprawie widać Bożą rękę. Wszystko na to wskazuje”. To abp Dziwisz podjął decyzję o natychmiastowym przewiezieniu Ojca Świętego do kliniki Gemelli. I podobno mówił kierowcy karetki, którędy trzeba jechać... To nie jest abp Dziwisz! „Don Stanislao”, jak nazywano go w Rzymie, zawsze stał nieco z tyłu. Widać go na tysiącach zdjęć z Janem Pawłem II. Ale nigdy nie wygląda na nich jak ktoś ważny. Mnóstwo ludzi, w tym także Polaków, nadal nie wie, jak on wygląda. Do „Gościa Niedzielnego”, nawet dwa dni przed nominacją abp. Dziwisza na metropolitę krakowskiego, przyszedł kolejny list, w którym oburzone czytelniczki zarzucają redakcji błąd w podpisie pod zdjęciem. Po ponad ćwierć wieku trwającym pontyfikacie wciąż są ludzie, którzy uważają, że to abp Marini jest Stanisławem Dziwiszem. Mało kto również zna jego głos. Nawet wtedy, gdy Jan Paweł II miał już poważne kłopoty z mówieniem, głosu udzielali mu inni pracujący w Watykanie Polacy. Głos abp. Dziwisza usłyszeliśmy tylko raz, 13 lutego bieżącego roku. Odczytał papieskie pozdrowienia skierowane do Polaków. Ale nie pokazał się obok niego w oknie. Dziennikarze zgodnie twierdzą, że abp Stanisław jest człowiekiem bardzo życzliwym mediom. Pomagał tym, którzy mówili dobrze o Janie Pawle II, ale nie dyskryminował i tych, którzy wyrażali krytyczne opinie. Tylko raz udzielił wywiadu prasie. Nie mówił jednak o sobie. Na prośbę Ojca Świętego bronił jednego z kościelnych hierarchów przed fałszywymi oskarżeniami. Dlatego dużym wydarzeniem było, gdy po ogłoszeniu decyzji o przyspieszeniu procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II wystąpił w Radiu Watykańskim i dziękował nowemu Papieżowi za tę decyzję. Dziękował nie tylko w swoim imieniu, ale w imieniu wszystkich tych, którzy byli najbliżej zmarłego Ojca Świętego. Skrzynka wybornego wina Ci, którzy się z nim zetknęli, opisują abp. Dziwisza jako człowieka pogodnego, pełnego humoru, obdarzonego znakomitą pamięcią, umiejącego pokierować rozmową w taki sposób, aby nie urażając rozmówców, zakończyć jakiś zbędny wątek. Tak mówi o nim m.in. ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej Hanna Suchocka. Bp Jan Zając, kolega abp. Dziwisza jeszcze z czasów seminaryjnych, powiedział o nim: „Życzliwy, uczynny, po prostu dobry kolega i dobry człowiek. Takim dał się poznać już w seminarium. Każda powierzona mu sprawa, z którą się do niego zwracaliśmy, była rozważana w zadumie i powadze. Potrafił bezwzględnie dochować tajemnicy. Polegaliśmy na nim jak na Zawiszy”. Potrafi zjednywać sobie przyjaciół.
Uwielbia dawać. Polskie media informowały o komputerach, które podarował szkole w swej rodzinnej miejscowości. Jednak większość jego darów jest anonimowa. Jest wiceprzewodniczącym Rady Administracyjnej Fundacji Jana Pawła II w Rzymie. Polski watykanista Marek Lehnert opowiedział niedawno, jak kiedyś, tuż przed Bożym Narodzeniem, osobisty sekretarz Jana Pawła II czekał na niego ze skrzynką wybornego wina, które ktoś przekazał Papieżowi. „Przecież sami tego nie wypijemy” – powiedział z uśmiechem. Wiadomo, że lubi chodzić po górach, że sporo jeździł na nartach, gdy mu zdrowie na to pozwalało. Żadne plotkarskie gazety nie podają, jaka jest jego ulubiona potrawa. Wydany przez KAI leksykon „Kto jest kim w Kościele” nie podaje, jakie jest jego hobby. Wymienia tylko ulubione lektury – z dziedziny historii. Dziennikarze, którzy koniecznie szukali jakiejś jego słabości, twierdzą, że pali papierosy, ale nikt nigdy publicznie go z papierosem nie widział. Od grobu Piotra do Stanisława O tym, że abp Stanisław Dziwisz ma zostać metropolitą krakowskim, włoskie gazety pisały już trzy lata temu. Potem wielokrotnie tę informację powtarzały, także po śmierci Jana Pawła II. Kard. Franciszek Macharski wiadomość o mianowaniu jego następcy przyjął z wielką radością i nazwał ją „prezentem od Ojca Świętego”. Powiedział, że właśnie takiej decyzji oczekiwał. Po swojej nominacji abp Dziwisz nie unikał dziennikarzy. Ale niewiele mówił o sobie. Mówił o odpowiedzialności, którą podejmuje, mówił, że chciałby być przyjęty nie „tak samo, lecz podobnie” jak Karol Wojtyła. I znów mówił o Janie Pawle II. Do swych diecezjan napisał list, w którym podkreślił: „Jestem świadomy wielkiej odpowiedzialności i ogromu dziedzictwa, które niesie w sobie Kościół krakowski od czasów św. Stanisława, biskupa i męczennika, aż po ostatnie chwile wielkiego pontyfikatu papieża z Krakowa Jana Pawła II”. A na falach Radia Watykańskiego snuł wspomnienia z czasów seminaryjnych, gdy bp Karol Wojtyła wybierał się na pierwszą sesję Soboru Watykańskiego II i mówił, że udając się od grobu św. Stanisława do grobu św. Piotra, zabiera ze sobą Kościół krakowski: „Wspomnienia tamtego wydarzenia ożyły na nowo w mym sercu dziś, kiedy mam wrócić do Krakowa, chociaż tak bardzo zmieniły się okoliczności. Zostałem posłany od grobu św. Piotra do grobu św. Stanisława. Ufam głęboko, że w tej podróży będzie mi towarzyszył Ojciec Święty Jan Paweł II, że nie będę sam, ale z Nim, gdyż On serce swoje zostawił w Krakowie. Chciałbym bardzo, aby Kraków i diecezja przyjęły mnie jako wiernego świadka umiłowanego Ojca Świętego. O to dziś modliłem się przy Jego grobie”. Będzie drugim Stanisławem kierującym Kościołem krakowskim w jego ponadtysiącletniej historii. Dołączył do grona naprawdę wielkich postaci.