publikacja 24.02.2006 07:25
List Prezydium KEP do prowincjała redemptorystów na łamach Naszego Dziennika analizuje i komentuje biskup drohiczyński Antoni Pacyfik Dydycz.
Za Naszym Dziennikiem publikujemy cały tekst bpa Dydycza:
Ale właściwie, zanim do nich dojdziemy, raz jeszcze powróćmy do zacytowanego tekstu. Okazuje się, że rzeczywistość jest nieco inna. W parlamencie mamy sześć partii. Trzy tworzą opozycję i między sobą nawet nie usiłują się jednoczyć. Jedna z tych partii aspirowała do zwycięstwa i do uczestnictwa we władzy wykonawczej. Trzy zaś kolejne partie zdecydowały się na podpisanie paktu stabilizacyjnego. I w tym wydarzeniu wzięły udział Radio Maryja i Telewizja Trwam. Przy spokojnej ocenie widać, że nie ma tu miejsca na nic, co byłoby związane z jedną partią. Mamy natomiast trzy partie stanowiące określoną większość w parlamencie. Ale interesujące jest to, że ataki przeciwko temu paktowi i tej formie transmisji, jaką trzy partie sobie wybrały, kierowali w zdecydowanej chyba większości właśnie zwolennicy jednej partii. Wynika z tego, że - pod wpływem szumu medialnego - zganieni zostali ci, którzy dali jakieś wsparcie szerszemu gronu, a nie ci, którzy związani są głównie z jedną opcją! I tak podanej przesłance nie odpowiada wniosek. W zgodzie z własną misją W liście spotykamy się z bardzo poważnym uzasadnieniem, na które składają się dwa cytaty z "Gaudium et spes" i jeden z wystąpienia Ojca Świętego Benedykta XVI, skierowanego do biskupów z Polski, odbywających wizytę "ad limina Apostolorum". Jest to dużo, jak na jeden list. Wszystkie te teksty, chociaż w różnoraki sposób, kładą nacisk na to, aby media kościelne służyły tworzeniu wspólnoty, budowaniu wspólnoty. Oczywiście, są w tych tekstach jeszcze i inne myśli, ale pojęcie wspólnoty jest obecne we wszystkich jako coś zasadniczego. Mając to na uwadze, widzimy, że w tym wypadku Radio Maryja i Telewizja Trwam wypełniały należną sobie misję, gdyż uczestniczyły w powstawaniu wspólnoty. Daleko jej do pełnych wymiarów, to prawda, niemniej jednak jest to krok we właściwym kierunku. Nikt przecież inny w tym konkretnym czasie i w tych okolicznościach nie zrobił więcej.
Niestety, szum medialny ponownie zagłuszył treść. I dlatego jest mi przykro, że tak dziwnie został potraktowany Ojciec Prowincjał. Chcę Go za to przeprosić i życzyć, aby troska o wierność katolickiej nauce społecznej znalazła większe zrozumienie we wszystkich środkach przekazu w Polsce, albo przynajmniej, aby nasze mass media były bardziej wrażliwe na treści, a nie na formy, aby rzekoma albo i w jakiejś mierze rzeczywista obraza nie zasłaniała tego, co jest prawdziwie potrzebne Polsce. Nam wszystkim nie zaszkodzi też większa intuicja etyczna. Luki w etyce medialnej Oto wymowna ilustracja być może niekiedy świadomych lub przypadkowych powikłań medialnych. Dnia 21 lutego tego roku przed godziną 22.00 jedna z niepublicznych stacji telewizyjnych wiele czasu poświęciła decyzji rektora UMCS w Lublinie, niewyrażającego zgody na wystawę "T-shirt dla wolności" i sprzedaż koszulek z kontrowersyjnymi napisami. Mogliśmy zobaczyć kilkudziesięciu młodych ludzi, którzy protestowali przeciwko temu postanowieniu. Oczywiście, nie zabrakło też wystąpień przedstawicieli różnych organizacji i stowarzyszeń, rzekomo broniących zawsze wolności. Zastanawiające było jedno - otóż Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie liczy kilkadziesiąt tysięcy studentów. Była okazja coś powiedzieć o nich, lepiej umiejscowić to zamieszanie w naszej rzeczywistości. Tego wszystkiego zabrakło i chyba nigdy nie będzie mowy o profesorach, wykładowcach, pracownikach technicznych, a zwłaszcza o rzeszy studenckiej - czyli o tych wszystkich, którzy tę universitas tworzą swoją pracą, wysiłkiem, może i potknięciami; o tej młodzieży, która po młodzieńczemu, ale sumiennie traktuje swoje obowiązki. Dla nich nie ma miejsca w telewizji. Grupa trzydziestu młodych ludzi, którym też z oczu jeszcze dobrze patrzy, ale już spotykają się z rozdmuchanym zainteresowaniem, ze swoistymi medialnymi "pieszczotami", a tylko z tego względu, że zależy im głównie na tym, aby móc publicznie pokazywać jakiś napis widoczny na ich pępku! Czy oni równie zdecydowanie stawiają na wiedzę? Tego nam telewizja nie powiedziała, a przecież uniwersytet ma jakiś cel! Nie powinien kreować postaw, które wolność utożsamiają z młodzieżową zadymą! A już najciekawszy jest moment, kiedy swoją opinię wyrażała stosunkowo młoda osoba, mając żal do wychowawców i rodziców, że nie nauczyli młodych ludzi dokonywania wyborów, postrzegania określonych wartości.
Tak, tylko nie padło pytanie: jak można uczyć kogoś, kto nie chce; kto na decyzję rektora, z punktu etycznego słuszną, bo uwzględniającą universitas, a nie wąskie grupki, odpowiada swoistym buntem, nie mając żadnych poważnych argumentów na swoją obronę! Bo trudno do takich argumentów zaliczać założenie koszulki z mało taktownym napisem. Przy tej okazji na szklanym ekranie nie zabrakło odwołania się do karykatur z religii mahometańskiej i do dymisji ministra rządu włoskiego. Komentator zauważył, że za swój brak wrażliwości na przekonania innych zapłacił on stanowiskiem. Uszło wszakże jakoś uwagi redaktora prowadzącego program, że to nie było najważniejsze. Najtragiczniejszy był fakt, że ponad 40 osób straciło życie wskutek "wolnościowej niefrasobliwości" ministra. Trzydziestu "niefrasobliwych" studentów UMCS przysłoniło sobą całą uczelnię. I jakże tu nie dojść do wniosku, że pewne kryteria, określone skale wartości, etyczne spojrzenie - to są, niestety, białe, względnie czarne, plamy wielu programów medialnych. Dobre słowo ważniejsze od sensacji Na szczęście Pan Bóg potrafi pisać czytelnie na powykrzywianych ludzkich liniach. Tak było z podpisaniem paktu stabilizacyjnego, którego wstępne procedury mogli obejrzeć pierwszy raz w Polsce najpierw ludzie starzy i chorzy. Kiedy mówiłem i pisałem o tym przed dwoma tygodniami, nie pamiętałem wówczas, że to się stało przed XIV Dniem Chorego, ustanowionym przez Jana Pawła II na dzień objawień Matki Bożej w Lourdes, który obchodzimy 11 lutego. Dopiero później, gdy przeżywałem tę uroczystość, przyszedł mi na myśl i tamten fakt! Drogie Dziennikarki i Dziennikarze, nie zapominajcie o tym, pamiętajcie o ludziach chorych, i bądźcie uprzejmi. Tą refleksją dzielę się tuż przed Wielkim Postem. To dobry czas, aby zastanowić się już nie tylko nad mass mediami, ale właśnie i nad tym, czy my, jako widzowie i słuchacze, uważnie i spokojnie reagujemy na różne wieści. A byłoby dobrze, gdybyśmy o tym pamiętali. Zmniejszałaby się liczba naszych potknięć. Poszerzałaby się przestrzeń otwarta dla dobra, a więc dla dobrego słowa i czynu dobrego! Jest to z pewnością ważniejsze w tej chwili dla nas, ważniejsze od każdej sensacji, zwłaszcza wydumanej! Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Naszego Dziennika.