Południowa Dakota broni życia

Gazeta Wyborcza/Nasz Dziennik/a.

publikacja 08.03.2006 11:36

Stan Dakota Płd. wprowadził niemal bezwzględny zakaz aborcji - informują Gazeta Wyborcza i Nasz Dziennik.

Antyaborcyjni politycy liczą, że ustawa zostanie zaskarżona, trafi do Sądu Najwyższego, a ten zmieni obowiązujące w USA prawo zezwalające na przerywanie ciąży - napisała Gazeta w artykule zatytułowanym "Południowa Dakota uderza w aborcję". Ustawa podpisana właśnie przez gubernatora stanu Dakota Południowa zezwala na aborcję tylko w jednym przypadku - gdy zagrożone jest bezpośrednio życie kobiety. Lekarz, który przeprowadzi aborcję, może trafić na pięć lat do więzienia. Nie przyjęto żadnych innych poprawek, np. dopuszczających usuwanie ciąży dla kobiet zgwałconych czy ciężko chorych. Wszystko po to, by ustawa była "czysta" od możliwych furtek, z których mógłby skorzystać sąd najwyższy. Politycy z Dakoty chcą bowiem, by sędziowie zajęli się meritum sprawy: czy zgoda na aborcję jest zgodna z konstytucją, a nie rozważali, czy aby ustawa wprowadzając tyle wyjątków, w rzeczywistości zezwala na aborcję i może jednak mieści się w granicach obecnego prawa... Przeciwnicy aborcji w całej Ameryce chcą zmiany przez sąd najwyższy słynnego werdyktu w sprawie "Roe vs. Wade" z 1973 r., która zalegalizowała aborcję. Od tej pory w USA wykonuje się ponad milion zabiegów przerywania ciąży rocznie. Liczą na to, że szansa na obalenie "Roe" wzrosła po wybraniu do składu sądu dwóch nominowanych przez prezydenta Busha konserwatywnych sędziów, w tym nowego przewodniczącego Johna Robertsa. Ruch antyaborcyjny niespodziewanie podzielił się jednak w sprawie ustawy przyjętej przez stanowy Kongres Dakoty Płd. Wielu przywódców ruchu uważa, że przyjęcie tej ustawy to błąd, krok zbyt pośpieszny i nieprzemyślany. Obawiają się wręcz, że może on zaszkodzić sprawie delegalizacji aborcji. Wszystko dlatego, że w składzie sądu najwyższego wciąż jest aż pięciu sędziów - czyli większość - popierających "Roe". Jeśli Sąd najwyższy w obecnym składzie odrzuci ustawę z Dakoty i potwierdzi jednocześnie prawo do przerywania ciąży, zada ciężki cios ruchowi antyaborcyjnemu. Zwolennicy zakazu w Dakocie twierdzą, że ich ustawa i tak nie dotrze szybko do sądu w Waszyngtonie. Przejście wszystkich instancji plus odwołania zajmą co najmniej dwa lata, może więcej. A w tym czasie na emeryturę może przejść jeden z liberalnych sędziów, zwolenników aborcji John Stevens. Podobne rozterki towarzyszą zwolennikom aborcji - organizacjom kobiecym, planowania rodziny, bliskim Partii Demokratycznej. Jak potraktować zakaz z Dakoty? Zaskarżyć go do sądu i przeć do rozstrzygnięcia sprawy przez sąd najwyższy? Trzymać się z daleka od kontrolowanych przez konserwatystów sądów? Wykorzystać ustawę do ogólnoamerykańskiej kampanii w obronie prawa do aborcji?

Z pierwszych wypowiedzi liderów organizacji broniących prawa do przerywania ciąży wynika, że będą oni chcieli przeprowadzić referendum w sprawie ustawy. Początkowo miała ona wejść w życie w lipcu. Jeśli uda się zebrać potrzebną liczbę podpisów, ustawa będzie zawieszona aż do listopadowego referendum. Zwolennicy aborcji wierzą bowiem, że nawet w tak konserwatywnych, bliskich Republikanom stanach jak Dakota Płd., wciąż większość opinii publicznej opowiada się za prawem do przerywania ciąży. O antyaborcyjnej akcji w USA informuje tez Nasz Dziennik: Republikański gubernator Południowej Dakoty Mike Rounds podpisał wczoraj ustawę zakazującą w zasadzie całkowicie zabijania poczętych dzieci. Uchwalone niedawno w tym amerykańskim stanie prawo wprowadza karę pięciu lat więzienia dla lekarzy, którzy dopuściliby się tzw. aborcji. Przyjęta w Dakocie ustawa może zapoczątkować proces zdelegalizowania tego procederu w USA. Nawet środowiska proaborcyjne mówią o spodziewanej konfrontacji z obrońcami życia w trakcie spodziewanej kampanii na rzecz zniesienia ustawy pozwalającej na zabijanie poczętych dzieci. Przyjęta w Południowej Dakocie ustawa dopuszcza tzw. aborcję jedynie w przypadku zagrożenia życia matki - informuje watykańska agencja Zenit. Dlatego też spotkała się z natychmiastową krytyką środowisk proaborcyjnych, które zapowiedziały zaskarżenie jej do Sądu Najwyższego. Jednak obrońcy życia nie martwią się tym. Po dokonanych ostatnio zmianach w składzie SN - jak się ocenia w USA - zasiada w nim więcej sędziów popierających ochronę poczętych dzieci. Amerykańskie środowiska pro life mają nadzieję, że ewentualna rozprawa apelacyjna rozpocznie proces zmierzający do delegalizacji tzw. aborcji, funkcjonującej w USA już od 33 lat. Organizacje proaborcyjne zapewne szybko skierują sprawę do sądu, ponieważ ustawa zakazująca zabijania dzieci w Dakocie ma wejść w życie 1 lipca. Komentując jej podpisanie, dyrektor Rady Polityki Rodzinnej Południowej Dakoty Rob Regier, cytowany przez agencję Associated Press, powiedział wprost: "jego [gubernatora - dop. red.] decyzja oznacza początek wznowionych wysiłków na rzecz zakazania aborcji w naszym kraju". Nadzieje te są tym większe, że procederu tego chcą zakazać także inne stany USA, w tym Missisipi. Wywołuje to obawy środowisk proaborcyjnych. Cytowana przez AP dyrektor lokalnej organizacji działającej przeciw poczętemu życiu Thelma Underberg powiedziała, że "może być nieprzyjemna kampania", mając na myśli spodziewaną ofensywę zmierzającą do zdelegalizowania tzw. aborcji w USA. Tylko w Dakocie zabijano legalnie ok. 800 poczętych dzieci rocznie, w całych Stanach Zjednoczonych ginie ich w ten sposób ok. 1,3 mln.