Ukraina: O wyborach i Cerkwi

www.cerkiew.pl/J

publikacja 29.03.2006 10:03

Analizę sytuacji na Ukrainie z perspektywy Kościoła prawosławnego pozostającego w łączności z patriarchatem Moskiewskim przedstawił w wywiadzie opublikowanym na stronie www.cerkiew.pl ojciec Petro Zuyewe, dyrektor Centrum Studiów Teologicznych.

Skąd zdaniem Ojca bierze się tak duże zainteresowanie duchownych Kościoła prawosławnego patriarchatu moskiewskiego oraz innych wspólnot religijnych odbywającymi się dzisiaj wyborami na Ukrainie? Wydaje mi się, że różne czynniki przemawiają za tym zaangażowaniem. Z jednej strony będzie tym na pewno sposób na obronę interesów Kościoła prawosławnego na Ukrainie. Dla przykładu duchowny, który zdecydował się wziąć udział w wyborach samorządowych może mieć nadzieję, że dzięki temu rozwiążą się problemy budowy nowej cerkwi, bądź odbudowy już istniejącej. Wszyscy zdają sobie sprawę, że przeznaczenie terenu pod budowę obiektów sakralnych jest trudną kwestią, której praktycznie nie da się rozwiązać bez pomocy polityków, szczególnie w wielkich miastach. Duchowny, który jest członkiem władz samorządowych może podnieść taki problem w trakcie sesji tych władz i skutecznie doprowadzić do budowy cerkwi. Z drugiej strony Kościół prawosławny nie jest dostatecznie zaangażowany w lokalne programy pomocy społecznej. Nie jest to dobre z uwagi na bezdomnych, żebraków i innych ludzi, którym nie powiodło się w życiu. Duchowny – członek władz lokalnych może doprowadzić do współpracy z Cerkwią na szczeblu lokalnym. Weźmy pod uwagę również ten fakt, że prezydent Ukrainy jest osobą wierzącą, która zwraca uwagę na problemy kościelne. Mimo to na szczeblu lokalnym kapłani często zderzają się z brakiem zrozumienia dla problemów Kościoła. Jak pokonać takie przeszkody? Uczestnictwo duchownych w samorządzie lokalnym jest jednym ze sposobów na osiągnięcie tego. Jednocześnie pojawia się problem duchownych – członków partii politycznych. Wg obecnego prawa członkiem władz lokalnych może być tylko osoba należąca do jakiejś partii. Słowo ”partia”, nawet etymologicznie rzecz ujmując, jest tylko częścią społeczeństwa, funkcjonującą w opozycji do innej „partii”. W takim przypadku duchowny może znaleźć się w sytuacji konfliktu, gdzie będzie z jednej strony poddany kościelnemu uniwersalizmowi, który kieruje go ku wszystkim ludziom, bez względu na ich pochodzenie i poglądy polityczne. Z drugiej zaś strony jako członek partii kierował się będzie logiką tej partii i jej oczekiwaniami – swoistym „egoizmem” jakiejś grupy społecznej. Innym problemem może być fakt używania imienia duchownego jako rodzaju symbolu, „marki” używanej przez partię, lub działaczy partyjnych odpowiedzialnych za publiczny wygląd tej partii, którzy będą usiłowali stworzyć obraz „świętości” danej partii. Ostatnio pewien rosyjski politolog określił jedną partię jako “partię wyznawców, męczenników i cierpiących za wiarę”. Wybaczcie, ale takie słowa służą do opisywania Kościoła na pewnym historycznym etapie, nigdy zaś partii. Poza wyborami nie ulega wątpliwości, że wszystkie partie nie są święte, a grzeszne. Sytuacja polityczna na Ukrainie układa się tak a nie inaczej, że partia ‘męczenników za wiarę’ nie zdobędzie nigdy nawet procenta głosów. Zwycięstwo w wyborach dzisiaj jest niemożliwe bez używania socjotechnik, które mają manipulacyjny wpływ na psychikę. Jedna z nich zostanie przyjęta przez wyborców. Innymi słowy polityk, aby być docenionym musi mówić to, co jego wyborcy chcą usłyszeć. To takie niepisane prawo polityki, praktycznie nie możliwe do pokonania. Tymczasem wybory mijają, partie rodzą się i umierają ale Kościół pozostaje. Podsumowując – w moim przekonaniu duchowny może brać udział w wyborach jako członek partii, nie wolno mu jednak identyfikować się z nią, czy też brać udział w konfrontacji politycznej. To trudne zadanie. Zawsze bowiem istnieje ryzyko, że znajdzie się w sytuacji braku zrozumienia przez współwyznawców lub władze partii. Myślę również, że kapłan może uniknąć pokusy przynależenia do partii, jeśli słucha się swojego „duszpasterskiego sumienia”. Zarówno miniona kampania prezydencka, jak i obecna parlamentarno – samorządowa wskazują na to, że niektóre siły polityczne z premedytacją starają się używać Kościoła prawosławnego jako własnego źródła wpływów. Niewątpliwie tak się dzieje. Obserwujemy jak niektóre partie starają się być identyfikowane tak jak to tylko możliwe z prawosławiem i w ten sposób zyskiwać na popularności. Takim przykładem może być w moim przekonaniu „Bractwo” Dymitro Korczyńskiego, które uczyniło swoim logo wizerunek Ikony Zbawiciela nie ręką ludzką uczynionego. Korczyński to interesująca postać współczesnej polityki i kultury. Jest to jednak fenomen wyłącznie w postmodernistycznym słowa tego znaczeniu. Nie jestem jego duchowym przewodnikiem i nie mogę powiedzieć jak on sam osobiście głęboko wierzy. Wydaje mi się jednak, że chrześcijaństwo „Bractwa” jest rodzajem postmodernistycznej sztuki, sam zaś Korczyński zmienia politykę w postmodernistyczny teatr. Przyznaję, że jest utalentowanym aktorem, ale co to ma wspólnego z Kościołem? Z jakiego powodu czynić Chrystusa czyimś symbolem? Ikona jest rzeczą świętą, a takie winny być czczone, nie zaś kradzione, nawet jeśli nie są one w posiadaniu ich prawowitego właściciela. Jeszcze jedna rzecz mnie bardzo zastanawia. Partia komunistyczna, która historycznie rzecz biorąc była najbardziej zagorzałym wrogiem Kościoła w dwudziestym wieku rości sobie prawo do bycia głównym opiekunem Kościoła prawosławnego na Ukrainie patriarchatu moskiewskiego. Podkreślam, że to mój osobisty punkt widzenia. Jeśli interesuje Pana oficjalne stanowisko naszej Cerkwi, to polecam kontakt z naszymi służbami prasowymi. Osobiście nie mogę zrozumieć natury takiej metamorfozy. Oczywiście przemiany są możliwe bo jesteśmy żywymi ludźmi i zmieniamy nasze poglądy i stanowiska. Jeśli zatem to nie jest to polityczny sojusz, który ma na celu wykorzystanie prawosławia, a prawdziwą i systematyczną współpracę w Cerkwią, ukraińscy komuniści winni byli wyrzec się ateistycznych i humanistycznych tradycji komunizmu, które swoje źródło mają w dziedzictwie Marksa i Lenina. Nie słyszałem jednak by tak się stało. Jak jednak postrzega Ojciec fakt, że wśród kandydatów do parlamentu (Izby Najwyższej Ukrainy) jest również przewodniczący unii prawosławnych bractw Ukrainy – Walenty Łukianik, który ostatnio wypowiedział się, że Komunistyczna Partia Ukrainy jest najwierniejszym sojusznikiem prawosławia? Wspomniana przez Pana organizacja jest pozakościelną strukturą, której poglądy często różnią się od oficjalnego stanowiska naszego Kościoła. A sam Walenty Łukianik jest osobą świecką, której my kapłani, nie możemy narzucać naszych poglądów. Jeśli uznaje za stosowne kandydowanie do parlamentu może tak zrobić. Nie mogę tego inaczej skomentować. Jeśli zaś idzie o partię komunistyczną, to chyba wyraźnie określiłem moje stanowisko. Jak długo nie odstąpi od swojej ateistycznej doktryny, jakikolwiek sojusz może być określany tylko jako wyłącznie nastawiony na wykorzystanie Kościoła prawosławnego. Czy Ojciec zdaje sobie sprawę, że on nie tylko bierze udział w wyborach do parlamentu, ale również organizuje aktywną kampanię pomiędzy prawosławnymi chrześcijanami na rzecz partii komunistycznej? Nie tylko on. Faktem jest że przewodnicząca innej organizacji Unii Prawosławnych Obywateli – mieszkaniec Odessy Walery Kurow który bierze udział w wyborach w ramach bloku Natalii Witrenko. Ochronę Kościoła prawosławnego na Ukrainie należącego do patriarchatu moskiewskiego ma wpisaną w swój program również Partia Regionów (Wiktora Janukowycza przyp. tłum.), która z całą pewnością wygra te wybory. Na liście tej partii w wyborach samorządowych znajdują się również biskupi i kapłani naszego Kościoła. Stąd sojusz pomiędzy tą partią a Kościołem prawosławnym na Ukrainie patriarchatu moskiewskiego wygląda na logiczny. Mimo to osobiście uważam, że współpraca ta powinna być, że tak powiem „zrównoważona”, podobnie zresztą jak i z innymi siłami politycznymi, szczególnie zaś tymi, które nakierowane są na ukraińskość oraz wzmacnianie ukraińskiej państwowości. Mieszkańcy wschodnich i południowych diecezji Kościoła prawosławnego na Ukrainie patriarchatu moskiewskiego traktują rosyjską kulturę oraz tradycje cerkiewne z wielką czcią. Nie można się temu dziwić gdyż podobna postawa na tych regionach Ukrainy jest bardzo typowa. Jednocześnie zaś trzeba pamiętać, że aż 69 procent parafii naszego Kościoła usytuowanych jest w zachodniej i centralnej Ukrainie, gdzie głosujący, w tym osoby wierzące, są inaczej nastawieni do wszystkiego, co rosyjskie. Z tego powodu staramy się zachować naszą Cerkiew – Kościół prawosławny na Ukrainie pozostający w łączności z patriarchatem moskiewskim – jako ogólnoukraińską strukturę współpracującą z różnymi siłami politycznymi zarówno prorosyjskimi, jak też i proukraińskimi. Kościół winien traktować wszystkie siły polityczne z tolerancją i roztropnością. Rozmaite ideologiczne tendencje, które dają się pogodzić z chrześcijaństwem i zasadami kościelnymi powinny również pokojowo współistnieć w Kościele. Niestety, często brak tolerancji i wzajemnego szacunku. Podczas minionej kampanii stałem się celem ataków rozmaitych integrystów, którzy nazywali mnie „judaszem” i „zdrajcą” i Bóg wie kim za moją sympatię dla ukraińskości. Świadomie powstrzymywałem się jednak od polemik. Nie miałyby one żadnego sensu podgrzewając tylko emocje. Jako dzieci Boga i członkowie Kościoła winniśmy uczyć się tolerancji wobec innych, wybaczać błędy i poszukiwać zrozumienia. Jak można zdaniem Ojca uniknąć takiej ideologicznej konfrontacji? W roku 2000 nasz Kościół rozwinął swoją własną naukę społeczną. Ten fundamentalny dokument odzwierciedla punkt widzenia Kościoła prawosławnego na rozmaite problemy społeczne. Kościół jednak potrzebuje partnera, by wcielać je w życie. Tym partnerem może być państwo, gospodarka oraz wpływowe siły społeczne i polityczne, szczególnie zaś partie. Wydaje mi się, że przed wyborami Cerkiew mogła zainicjować szereg rozmów przy okrągłych stołach, gdzie problemy społeczne publicznie mogłyby być poruszane. Podkreślam, że rozmawiamy nie o szczególnym politycznym sojuszu pod parasolem Kościoła prawosławnego, ale o konkretnych inicjatywach społecznych, które Kościół wcielałby w życie z poszczególnymi siłami politycznymi. W rezultacie takich wydarzeń mogłoby dochodzić do publicznych porozumień pomiędzy Cerkwią a poszczególnymi siłami politycznymi. Takie porozumienia mogłyby dotyczyć takich dziedzin jak wspólna troska o chorych, bezdomnych, sieroty. Podkreślam, że wolno tego dokonywać wyłącznie publicznie. Należy również informować opinię publiczną o rezultatach takiej współpracy. Ale czy takie przedsięwzięcia nie zostaną zredukowane do sfery Public Relations? Każda działalność publiczna obejmuje tzw. PR. Takie są reguły tej gry. Mam jednak na myśli stały program społeczny, nie zaś jedną lub dwie inicjatywy na kilka miesięcy przed wyborami. Co Ojciec sądzi na temat decyzji Soboru Kościoła prawosławnego na Ukrainie pozostającego w łączności z patriarchatem moskiewskim odnośnie wznowienia dialogu z Ukraińskim Autokefalicznym Kościołem Prawosławnym? Po pierwsze oznacza to, że sytuacja w Ukraińskim Autokefalicznym Kościele Prawosławnym ustabilizowała się już. Jak pewnie wiecie dialog ten został przerwany z uwagi na wewnętrzne konflikty w tej wspólnocie, wznowienie go oznacza iż konflikty te zostały zażegnane. Ciągle jednak istnieje konflikt pomiędzy metropolitą Metodym (Kudriakowem) i arcybiskupem Ihorem (Isiczenko). Można powiedzieć, że stosunek tego drugiego wobec dialogu był raczej chłodny. Trudno mi jest komentować sytuację wewnętrzną Kościoła, do którego nie należę. Jednak chciałbym zauważyć, ze jest to problem nie tyle istnienia tych konflitów, co ich natury i skali. Arcybiskupa Ihora wspiera kilka tuzinów parafii Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. O ile wiem to ma on swoją wizję normalizacji statusu kanonicznego tego Kościoła, który jest częścią Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w USA, który znajduje się w jurysdykcji patriarchy ekumenicznego Bartłomieja I. Problem w tym, czy ta wizja jest realistyczna oraz czy odpowiada wizji pozostałych biskupów tego Kościoła. Nie jest przecież tajemnicą, że większość biskupów Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz Kościoła prawosławnego na Ukrainie – kijowskiego patriarchatu wierzy, że należy raczej poszukiwać kanonicznego uznania autokefalii Kościoła prawosławnego na Ukrainie, niż stawiać się częścią patriarchatu ekumenicznego w Konstantynopolu. Jednocześnie wiadomo, że biskupi naszej Cerkwi (pozostającej w jedności z patriarchatem moskiewskim) są przeciwni ustanawianiu jurysdykcji konstantynopolitańskiej na Ukrainie. Jak widać zachodzi tu konflikt koncepcji, a to pozostawia nadzieję, że czas może naprawić istniejącą sytuację. Jasne jest jednocześnie, że powinna powstać jedna koncepcja rozwiązywania kanonicznych kryzysów, którą należy uzgodnić z biskupami i innymi duchownymi Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Poza tym, na podstawie rozmaitych czynników można dojść do wniosku, że Konstantynopol nie posunie się do tak radykalnych kroków jak ustanowienie swoich struktur kościelnych dla części Kościoła na Ukrainie. To sprawia, że wizja arcybiskupa Ihora nie może zostać uznana za realistyczną. Z tego powodu należy poszukiwać jeszcze innego modelu kanonicznego rozwiązania sytuacji.[...] Powróćmy do kwestii negocjacji pomiędzy Ukraińskim Autokefalicznym Kościołem Prawosławnym a Kościołem prawosławnym na Ukrainie związanym z patriarchatem moskiewskim.. Negocjacje są zawsze czymś pozytywnym bez względu na to jak trudno się je prowadzi. Ich celem jest zjednoczenie prawosławia na Ukrainie. Jednocześnie wznowienie dialogu wskazuje na zmianę w kraju, szczególnie w środowiskach prawosławnych. Z tego powodu tak ważne jest właściwe, wzajemne zrozumienie obydwu stron oraz ich motywacji. Np. dlaczego parafie prawosławne na zachodniej Ukrainie zdecydowały o zerwaniu komunii kanonicznej z patriarchą moskiewskim i ogłosiły status autokefalii? Co skłoniło duchowieństwo do takiego kroku? Czy był to tylko pomysł o charakterze narodowym? A może była to odpowiedź na realne oczekiwania wiernych oraz próba utrzymania jedności parafii. Albo z drugiej strony dlaczego metropolita Włodzimierz i sobór Kościoła prawosławnego na Ukrainie związanego z patriarchatem moskiewskim nadal nie uznaje za właściwe ogłoszenia autokefalii? Czy dlatego, że są wrogami ukraińskości? A może chcą utrzymać jedność Kościoła, którego są częścią? Komunikacja łamie ideologiczne stereotypy i pomaga określić sytuację społeczności prawosławnej w sposób bardziej odpowiedni. I to jest takie cenne. Z drugiej strony ważne jest jasne – zarówno dla stron negocjacji jak i dla wiernych – określenie, czym jest narodowy (lokalny, partykularny) Kościół i jaki jest mechanizm jego osiągnięcia. Czym jest partykularyzm (lokalność, samorządność – przyp. tłumacza) Kościoła? Sposobem na zerwanie komunii z patriarchatem moskiewskim? Ale w takim przypadku, ten partykularyzm jest raczej niemożliwy do osiągnięcia w ramach Kościoła prawosławnego. Wszystkie bowiem Kościoły lokalne utrzymują kanoniczną komunię jeden z drugim. A może partykularyzm Kościoła jest sposobem na organizację życia kościelnego? Osobiście nie mogę zrozumieć zarówno prawosławnych “integrystów” którzy twierdzą, że zachowanie jedności administracyjnej jest jedynym sposobem zachowania duchowej łączności narodów słowiańskich jak również drugiej skrajności, ludzi którzy mylą świadomość Kościoła z partią a ich kościelne życie przesiąknięte jest myślą przewodnią: „byle dalej od Moskwy”. Jakie jest jej znaczenie w sferze kościelnej? Dlaczego miałbym się odłączać od moich chrześcijańskich współbraci? Z tego względu należy osiągnąć właściwe techniczne zrozumienie pojęcia „partykularyzm Kościoła”. Z kanonicznego punktu widzenia partykularyzm jest tylko „techniczną decyzją” o wymiarze kanonicznym. Partykularyzm nie oddziela. To tylko inny sposób na kanoniczną jedność. Zwróćmy uwagę, że tak zwane greckie Kościoły – w Konstantynopolu, Grecji, Jerozolimie, na Cyprze i w Aleksandrii nie tylko zachowują jedność kanoniczną, ale również psychologicznie uznają za części całego, Greckiego Prawosławia. Łączy je nie tylko wspólne wyznanie wiary i liturgia, ale również bizantyjskie dziedzictwo. Dlaczego mielibyśmy osiągać partykularyzm Kościoła na Ukrainie oddzielając się od naszych braci chrześcijan w Rosji? Mamy również wspólne dziedzictwo Rusi kijowskiej, którą w ten czy inny sposób odziedziczyły zarówno Kościoły w Moskwie, jak i Kijowie. Z tego powodu w moim przekonaniu partykularyzm nie jest sposobem na cywilizowany „rozwód”. Nie jest nim przynajmniej z kanonicznego punktu widzenia. Jakie będą rezultaty podjętych negocjacji? To zależy od wielu czynników nie wyłączając socjologicznych i politycznych. O ile to tylko rozumiem jedność jest możliwa w sytuacji zmiany statusu kanonicznego Kościoła prawosławnego na Ukrainie – patriarchatu moskiewskiego, a to zależy od biskupów tego Kościoła. Innym czynnikiem są nastroje w parafiach i monasterach naszego Kościoła. Nie można również pominąć stanowiska patriarchy moskiewskiego i powszechnego prawosławia. W moim przekonaniu jest powód dla umiarkowanego optymizmu. Czy jest możliwość ustanowienia podobnej komisji podejmującej dialog pomiędzy Kościołem prawosławnym na Ukrainie pozostającym w łączności z patriarchatem moskiewskim, a Kościołem prawosławnym patriarchatu kijowskiego? Tak, jestem przekonany że jest całkiem możliwe. Jednak zgodnie ze stanowiskiem naszego Kościoła (pozostającego w łączności z patriarchatem moskiewskim) jakiekolwiek negocjacje są możliwe dopiero po rezygnacji zwierzchnika patriarchatu kijowskiego – Filareta (Denysenko), który nie może być zaakceptowany przez nasze duchowieństwo i wiernych. Dziękuję za rozmowę. tłum. Szymon Krzyszczuk