Krytycznie o ambonie

Andrzej Wituszyński

GN 23/2013 |

publikacja 06.06.2013 00:15

Dlaczego polscy księża nie poruszają w kazaniach tematów istotnych? To ważne pytanie o jakość polskiego kaznodziejstwa i religijnej edukacji.

W każdą niedzielę w tysiącach kościołów głoszone są kazania, lecz wierni rzadko są tak zasłuchani Józef Wolny W każdą niedzielę w tysiącach kościołów głoszone są kazania, lecz wierni rzadko są tak zasłuchani

Moja 90-letnia krewna zadała mi kiedyś pytanie: „Powiedz mi, jak to jest, że Pan Bóg, który jest przecież wszechmocny, dobry, miłosierny, mógł pozwolić, żeby Jego ukochany Syn tak straszliwie cierpiał? Czy nie potrafił zbawić ludzi w jakiś inny, nie tak okropny sposób?”. Nie będzie chyba zbyt ryzykownym stwierdzenie, że takich i podobnych pytań wśród wiernych jest znacznie więcej. Każdy z nas nosi w sobie różnego rodzaju wątpliwości, z którymi nie bardzo potrafi sobie poradzić, pytania, na które nie znajduje odpowiedzi. Trwa to zwykle latami, a najczęściej przez całe życie. Jakoś z tym żyjemy, chodzimy do kościoła, przyjmujemy sakramenty. Na oko wszystko jest w porządku. A jednak gdy wokół nas rozlegnie się jakaś krytyka religii czy Kościoła, gdy usłyszymy wypowiedź lub przeczytamy tekst dotyczący czarnych plam w historii Kościoła, potulnie milczymy. Niektórzy, nie mogąc uporać się z nękającymi ich wątpliwościami, tłumią je w sobie i wierzą „mimo wszystko”, lecz ich wiara jest raczej wątła i powierzchowna, w niewielkim stopniu wpływa na ich życie. Inni uparcie „drążą temat” i nie znajdując odpowiedzi w Kościele, po prostu zaczynają szukać gdzie indziej. Być może się mylę, ale bardzo możliwe, że z Kościoła odchodzi więcej wiernych z powodów wyżej opisanych niż zrażonych skandalami pedofilskimi niektórych duchownych.

Z jakich ambon słuchaliście kazań?

Sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu od czasu otwarcia się na Zachód, który jest ewidentnie wrogi religii. Włoski dziennikarz i pisarz Vittorio Messori w swojej książce „Czarne karty Kościoła” pisze: „Mistrzowska propaganda antychrześcijańska zdołała wytworzyć u  chrześcijan, zwłaszcza katolików, złą świadomość. Opanowaną niepokojem, jeśli już nie wstydem, z powodu własnej historii. Siłą stałego nacisku, od reformacji aż do naszych czasów, zdołała przekonać was, że jesteście odpowiedzialni za całe, albo prawie całe, zło na świecie. Sparaliżowała was na etapie masochistycznej autokrytyki, aby zneutralizować krytykę tych, którzy zajęli wasze miejsce”.

Te słowa są cytatem. Ich autorem jest Léo Moulin, nieżyjący już profesor uniwersytetu w Brukseli, uczestnik lóż masońskich, które pod koniec życia porzucił, bynajmniej nie z pobudek religijnych. Przyjął wówczas postawę racjonalisty, ocierającego się o ateizm. I ten właśnie człowiek mówi dalej: „Nie było w historii problemu, błędu lub cierpienia, którego nie przypisaliby wam. A wy, niemal zawsze nieznający swojej przeszłości, zaczęliście w to wierzyć, a nawet wspomagać ich w tym działaniu. Tymczasem ja (agnostyk, ale także i historyk starający się być zawsze obiektywnym) mówię wam, że macie przeciwstawić się temu w imię prawdy. W rzeczywistości bowiem większość zarzutów jest nieprawdziwa. A jeśli któryś ma nawet jakieś uzasadnienie, to oczywiste jest, że w rozliczeniu dwudziestu wieków chrześcijaństwa światła zdecydowanie górują nad ciemnościami. Dlaczego więc nie żądacie odpowiedzialności od tych, którzy żądają jej wyłącznie od was? Czyż rezultaty ich pracy są lepsze od waszych? Z jakich ambon, skruszeni, słuchaliście kazań?”. A co mówi Kościół w Polsce? Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie jest szczególnie zainteresowany sytuacją opisaną powyżej. Wygląda, jakby miał na głowie wiele ważniejszych spraw niż z wolna pustoszejące kościoły. A może po prostu nie potrafi wyciągnąć wniosków? To jednak wydaje się wręcz nieprawdopodobne, bo przecież jest w nim wiele światłych osobowości. Co więc się dzieje?

Nudne, nijakie kazania

Przyjrzyjmy się sytuacji przeciętnego katolika. Z jednej strony wykazuje on spore braki w edukacji religijnej. Z drugiej – jego wiara co rusz jest atakowana bezpośrednio bądź pośrednio przez rozliczne ośrodki opiniotwórcze. Jakie są jego szanse? Edukacja religijna kończy się we wczesnej młodości. Potem człowiek zostaje pozostawiony samemu sobie. Niby jest dorosły i powinien radzić sobie sam. Wydaje się nawet, że ma ku temu wiele narzędzi. Bo przecież jest Katechizm Kościoła Katolickiego, jest prasa katolicka, są setki katolickich książek, portale internetowe, katolickie radio i telewizja. Okazuje się jednak, że to nie wystarcza. Wydaje się, że żadne z tych mediów nie jest w stanie zastąpić żywego słowa. A Kościół dysponuje tak wspaniałym i potężnym narzędziem jak ambona. I – moim zdaniem – marnuje tę olbrzymią szansę. Szansę bezpośredniego dotarcia do wiernych, możliwości nawiązania z nimi rzeczywistej więzi, wreszcie szansę ich religijnej edukacji. W każdą niedzielę w tysiącach kościołów głoszone są kazania. Lecz bardzo rzadko zdarza się, by tak naprawdę docierały one do wiernych i miały istotne znaczenie w ich życiu. Zaryzykuję tezę, że ludzie po prostu nie chcą słuchać kazań. Dlaczego?

Bo są nudne, nijakie. Niczego nie wyjaśniają, do niczego nie inspirują. Najczęściej żongluje się kilkoma prostymi prawdami, powtarzając, jak Bóg nas kocha, jak Chrystus za nas cierpiał, jakim wzorem jest Maryja, itd. Tak, to wszystko prawda. Ale prawda, która wyblakła na skutek stałego jej powtarzania. Prawda, której nie podbudowuje się głębszą refleksją czy analizą. A niejeden wierny myśli: „Jakże to jestem kochany, skoro nie mam pracy, skoro wszystko mi się w życiu wali? Więc jak to jest z tą miłością Boga. Nie chce, żebym był(a) szczęśliwy(a), czy nie może tego zrobić. Co jest właściwie grane? Czy ten ksiądz przypadkiem nie ściemnia?”. Dlaczego polscy księża nie poruszają tematów istotnych? Czy brak im wiedzy czy odwagi? Jak już ktoś powiedział, wszystkie inne religie, a jeszcze bardziej tzw. ruchy liberalne i gnostyckie, są silne przede wszystkim słabością chrześcijan. Podziw budzi, jak posługując się półprawdami, przemilczeniami, czy zwyczajnym kłamstwem, zdołano nawet pośród wierzących zaszczepić karykaturalny obraz chrześcijaństwa. A brak reakcji ze strony Kościoła musi być odczytany przez ogół jako milczące przyznanie racji oskarżycielom.

Wierzący nie powinni być ignorantami

Nie chodzi zresztą o to, by wdawać się w polemiki, ale żeby umocnić ludzi w ich wierze i dać im prawdziwy wizerunek zarówno czarnych, jak i jasnych stron historii Kościoła. By potrafili znaleźć odpowiedzi na dręczące ich pytania, wyjaśnić wątpliwości. To wystarczy, by stali się odporni na pokuszenia ze strony „postępowych” nurtów. Inaczej trudno chyba mówić o apostolstwie świeckich i misyjnej roli Kościoła. Nie można być apostołem, nie będąc samemu przekonanym o prawdziwości tego, co się głosi, lub nie potrafiąc tego uzasadnić. Lista „trudnych pytań” jest mniej więcej znana. Nietrudno ją sporządzić, poczynając od skomplikowanych kwestii w samej wierze, poprzez historię Kościoła, po dylematy moralne. Chyba najwyższy czas, by zacząć udzielać na te pytania odpowiedzi. Oczywiście, nie chodzi o to, by każdy wierzący był teologiem. Ale też nie powinien być ignorantem. Współczesnemu człowiekowi nie wystarczy po prostu „podawać do wierzenia”. Chce nie tylko wierzyć, ale rozumieć to, w co wierzy. Oczywiście wiara jest podstawą, ale rozumu nie należy i nie można eliminować. Myślę, że wierni mają prawo domagać się pomocy w trudnościach, z jakimi borykają się w wyznawaniu wiary, a obowiązkiem Kościoła jest sprostanie tym potrzebom. W przeciwnym wypadku za kilkanaście lat Polska będzie potrzebowała podobnej rechrystianizacji, jakiej wymaga Europa Zachodnia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.