Etyka biznesu po polsku?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 07.05.2006 12:28

W jednej trzeciej polskich firm chodzenie z kontrahentem na striptiz czy do agencji towarzyskiej jest uznawane za normalne. - To przerażające - komentuje w Gazecie Wyborczej biskup Tadeusz Pieronek.

Badania nieetycznych zachowań i nadużyć w zakładach pracy przeprowadziła firma Ernst & Young. Przebadano pracowników z pięciu państw Europy Zachodniej (Holandia, Niemcy, Francja, Szwajcaria, Austria) oraz z trzech Europy Środkowej (Polska, Czechy, Węgry). W każdym kraju na pytania odpowiadali przedstawiciele 100 firm. Największym zaskoczeniem dla autorów raportu było to, że aż 28 proc. pracowników polskich film gotowa jest załatwiać interesy w... klubach go-go i agencjach towarzyskich. W Europie Zachodniej trzykrotnie mniej pracowników dopuszcza taką możliwość. - To był dla nas największy szok - mówi Mariusz Witalis, który odpowiadał za badania w Ernst & Young. Chodzenie z klientami do agencji towarzyskich czy na striptiz w większości zachodnich firm jest zabronione. Takie zachowania mogą bowiem prowadzić do szantażu i korupcji ("wiem, gdzie byłeś, i w razie potrzeby mogę to wykorzystać"). Polacy nie widzą jednak problemu. - Akceptowanie w Polsce takich zachowań wynika z "kultury" robienia interesów. Rozrywka i suto zakrapiane kolacje były jednym z istotnych elementów towarzyszących rozmowom biznesowym - mówią autorzy badań. Zaniepokojony wynikami jest biskup Tadeusz Pieronek. - Tak jest, gdy każdy ma swój własny kodeks i własny system wartości - mówi. Ksiądz biskup przestrzega jednak, że długofalowo takie zachowanie może być dla firmy niekorzystne - gdy sprawa wyjdzie na jaw, ucierpi wizerunek zakładu. Zdaniem Roberta Gwiazdowskiego z Centrum im. Adama Smitha przyzwolenie na chodzenie z kontrahentem do agencji towarzyskich może być groźne nie tylko dla poszczególnych firm, ale też dla całego systemu. - Ludzie takie zachowania będą utożsamiać z wolnym rynkiem, a w konsekwencji będą go odrzucać. W Polsce tak mało osób akceptuje kapitalizm właśnie przez kojarzenie go z zepsuciem moralnym - mówi Gwiazdowski. Przyzwolenie dla agencji to nie jedyny element badań, który wyróżnia nas spośród innych państw. Aż w 16 proc. polskich firm pracownicy przyznali się do nieetycznego zachowania w ostatnim roku - to prawie dwa razy więcej niż w pozostałych krajach. Podstawowe grzechy to rozliczanie prywatnych podróży czy rozmów telefonicznych jako służbowych oraz wykorzystywanie sprzętu firmowego na prywatne potrzeby. Polacy często usprawiedliwiają się w takich wypadkach, że łamią zasady etyczne, bo... nie dostają premii. Wskazują też na zły przykład "z góry". 38 proc. badanych uważa, że kierownictwo wytycza inne zasady etyczne dla siebie, a inne dla reszty firmy. - Skoro oni mogą, dlaczego ja nie - mówią. W Europie Zachodniej podobnie myśli 22 proc. pracowników. Usprawiedliwiamy swoje grzechy, ale często nie wybaczamy ich kolegom. Najczęściej uważamy, że zachowują się bardziej nieetycznie od nas. O nieprawidłowościach w firmie nie mówimy jednak przełożonym. - Przez wiele lat informowanie kierownictwa o nadużyciach kojarzone było z donosicielstwem. W Polsce na takie osoby mówimy "kable", "konfidenci". Skojarzenia są jednoznacznie pejoratywne - tłumaczą autorzy raportu. A problem jest duży. Z badań wynika, że przeciętnie jeden na pięciu pracowników wie o nadużyciach w firmie, o których szef nie ma zielonego pojęcia.