Dla Polaków 'Kod' niegroźny

Rzeczpospolita/a.

publikacja 10.05.2006 09:50

Wolniej niż w USA czy we Włoszech, także w Polsce Kościół powoli rozkręca kontrakcję w związku z premierą filmu "Kod da Vinci" - twierdzi Rzeczpospolita.

Jeszcze w tym tygodniu ruszy specjalna strona internetowa, na rynek wchodzą kolejne "antykodowe" książki. Kościół liczy, że zamieszanie wywołane książką Dana Browna w efekcie przyniesie wzrost zainteresowania prawdziwą historią chrześcijaństwa i jego doktryną. Książka Dana Browna, której na świecie sprzedano ponad 40 mln egzemplarzy, u nas rozeszła się w ok. 700-tysięcznym nakładzie. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze większym powodzeniem będzie cieszył się film, który wchodzi na ekrany - również w Polsce - 19 maja. Zaledwie kilka dni przed wizytą Benedykta XVI. - Myślę, że papież w jakiejś formie się do niego odniesie - mówi ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski z Opus Dei. Brown w sensacyjnej formie próbuje udowodnić, że Kościół skrywa prawdziwą wiedzę o Jezusie i początkach chrześcijaństwa, m.in. o tym, że jego żoną była Maria Magdalena, a ich potomstwo dało początek francuskiej dynastii Merowingów. Dla Kościoła książka Browna, która wywołała tak wielkie zainteresowanie i zamieszanie, jest ogromnym wyzwaniem kulturowym. I problemem: Jak na nią reagować? Kiedyś książka Dana Browna zostałaby wpisana na indeks ksiąg zakazanych, który szczęśliwie zlikwidowano w połowie ubiegłego wieku. Dzisiaj biskupi mogą tylko wzywać do bojkotu książki i filmu. Czynią tak niektórzy hierarchowie na Zachodzie; apelował o to dziennik włoskiego episkopatu "Avvenire". O tym, że dzieło Browna powinno być bojkotowane, mówił także niedawno abp Józef Michalik, przewodniczący episkopatu Polski. Ale takie wezwanie jest też formą reklamy, dlatego apelować będą zapewne poszczególni biskupi, raczej nie cały episkopat. - Odpowiedzią Kościoła powinno być wytrwałe tłumaczenie swojej historii i doktryny wiary - mówi prof. Krzysztof Koseła, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Już rok temu przewodniczący Rady Naukowej Episkopatu bp Stanisław Wielgus wydał oświadczenie, w którym wytykając Brownowi błędy, zarzucił mu manipulację i fałszowanie historii. Od miesięcy wiele tekstów na ten temat publikują katolickie pisma. Na rynku jest co najmniej kilka książek (wszystkie są tłumaczeniami autorów zagranicznych), które powstały w odpowiedzi na książkę Browna. W tym tygodniu, wzorem episkopatu USA, grupa młodych katolików otwiera specjalną "antykodową" stronę internetową.

- Po lekturze "Kodu Leonarda da Vinci" nasuwa się wiele pytań, co jest fikcją, a co prawdą. Chcemy na nie odpowiedzieć - mówi Maciej Koper, współtwórca strony dla nieżonatych katolików. Ich nowa strona www.davinciodkodowany.pl rusza 11 maja. Do "antykodowej" akcji włączyło się także Chrześcijańskie Forum Pracowników Nauki. Na ich zaproszenie profesorowie z USA: David Richardson, teolog, baptysta, i Rea Mellichamp, specjalista od zarządzania, protestant, wygłosili w Polsce kilka odczytów na temat historyczności Jezusa w kontekście książki Browna. Opinie o tym, jakie będą jej skutki dla Kościoła, są zróżnicowane: od obaw, że wprowadzi zamęt i osłabi wiarę wielu chrześcijan, aż po nadzieje, że zwiększy zainteresowanie religią i prawdziwą wiedzą o chrześcijaństwie. Ksiądz Moszoro-Dąbrowski od czasu ukazania się książki obserwuje gwałtowny wzrost zainteresowania Opus Dei, które Brown oskarża o przeszkadzanie w odkryciu "prawdy" o chrześcijaństwie. - Ludzie interesują się Opus Dei, dzwonią, pytają, wielokrotnie wzrosła liczba odwiedzin na naszej stronie internetowej. Generalnie mamy wzrost liczby sympatyków - mówi ks. Moszoro-Dąbrowski. Dowód? Na początku maja ukazała się w Polsce książka watykanisty Johna Allena "Opus Dei. Najbardziej tajemnicza organizacja wewnątrz Kościoła katolickiego". W pierwszym tygodniu sprzedano jej 3000 egzemplarzy. Profesor Koseła uspokaja: - Nie histeryzujmy. My jesteśmy w lepszej sytuacji niż Zachód, bo Polacy są obecni w Kościele. Młodzi ludzie uczą się historii Kościoła i podstaw wiary na lekcjach religii w szkole. Ta książka ifilm mogą namieszać w głowach tylko tych, którzy już mają w nich namieszane.