Na mecz do... kościoła

Süddeutsche Zeitung/Onet.pl/a.

publikacja 11.06.2006 07:09

Niemieckie kościoły podeszły z rozmachem do piłkarskich mistrzostw świata - informuje za Süddeutsche Zeitung Onet.pl.

W bardzo ciekawym artykule czytamy: Futbol, potępiany wcześniej jako pogański obyczaj, podkopujący korzenie rodziny, jest dzisiaj jest świętowany na wielkoformatowych ekranach. Gdzie będzie wisiał ekran? "To dość drażliwa kwestia"– odpowiada ostrożnie pastor Sieghard Wilm. Więc może inaczej: "Jak pan wytrzymuje obecność tego telebimu?". Duchowny głęboko wciąga powietrze. Tak, to prawda, że w ewangelickim kościele Sankt-Pauli w portowej dzielnicy Hamburga przed ołtarzem zamontowany zostanie ogromny ekran. "Chociaż nie wszystkim ludziom się to podoba, zdecydowaliśmy się wprowadzić piłkę nożną do kościoła. Po prostu futbol jest nierozerwalnie związany z naszą dzielnicą" – stwierdza. Na czas mundialowych rozgrywek w soboty i niedziele od godziny 14.00 do 20.00, a w czasie gry o trzecie miejsce i finał nawet do 23.00 klasycystyczne wnętrze kościoła zamieni się w piłkarską świątynię. Zamiast śpiewów i modlitw będzie w niej słychać piłkarskie emocje: owacje, gniew, zwątpienie. Oczywiście picie i palenie jest zabronione. "Na murawie Ducha Świętego chcemy świadomie stworzyć przeciwwagę do licznych imprez towarzyszących, organizowanych dla mundialowych kibiców. Chcemy być przepełnieni emocjami, a nie agresją" – mówi Wilm. I po chwili dodaje: "Dla miejscowej młodzieży etyka w sporcie jest ważnym tematem". W tej problematycznej dzielnicy zasada fair play nie zawsze obowiązuje w relacjach między dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Przy okazji warto dodać, że pastor Wilm nie przepada za futbolem. Z przerażeniem przypomina sobie czasy, gdy jako dziecko musiał grać w piłkę, a ten wrogi przedmiot trafiał go w głowę albo brzuch. A teraz, proszę, akurat jego kościół, jak żaden inny w Niemczech, awansuje do rangi oficjalnej świątyni piłkarskich mistrzostw świata. Wszystko to dzięki pomocy hamburskich klubów kibica i drużyn piłkarskich FC St. Pauli i Hamburger SV. Piłce niech będą dzięki!

W przeciwieństwie do swego hamburskiego kolegi, Heike Davidson, kobieta-pastor w monachijskim Passionskirche jest fanką futbolu. Chętnie chodzi na mecze i jest namiętną konsumentką wiadomości sportowych. Oczywiście, że i jej świątynia, jedna z dwóch tysiecy ewangelickich gmin w Niemczech, pragnie nawiązać w szczególny sposób do mundialu. W Passionskirche nie będzie telebimu. Wprawdzie Kościoły otrzymały od FIFA pozwolenie na publiczną transmisję rozgrywek, ale procedura zgłoszeniowa jest dosyć skomplikowana. Dlatego parafia rozgląda się, kto ma największy telewizor, najlepszy pokój i najbardziej wyrozumiałych rodziców. Jeśli się nie uda, zorganizuje turniej piłkarski i mszę dla młodzieży. "Futbol stał się naprawdę ważnym tematem dla chłopców, a w międzyczasie także i dla dziewcząt" – mówi pani pastor. Jej zdaniem tam, gdzie dzieje się coś ważnego dla ludzi, musi być obecny także Kościół. Minęły czasy, gdy Kościół i piłka nożna były sobie całkowicie obce. Karl Barth, wielki i surowy teolog, zaliczał futbol do "bezpańskich ziemskich duchów". Pastor głosił kazania przeciwko niedzielnym rozgrywkom piłkarskim, obyczajowi, który jego zdaniem podkopywał korzenie rodziny. Gdy w 1954 roku Niemcy zdobyły tytuł piłkarskiego mistrza świata, dostojnicy Kościoła milczeli w ekumenicznej zgodzie, bardzo rzadkiej w tamtych czasach. Christian Friedrich Delius, pisarz i syn pastora, opisał, jak będąc dzieckiem z wypiekami na twarzy siedział pewnej lipcowej niedzieli przed odbiornikiem radiowym w pokoju służbowym swego ojca i słuchał relacji meczu znanego dziennikarza sportowego, Herberta Zimmermanna. Pamięta, że ukrzyżowany Chrystus, wiszący na ścianie, stracił nad nim swą władzę, gdy Zimmermann po popisie bramkarza Turka, wykrzyknął: "Toni, jesteś bogiem futbolu!". Tak wówczas przebiegała linia frontu: po jednej stronie piłka, po drugiej chrześcijański Bóg. Dzisiaj ojcowie kościoła są dumni z faktu, że kiedyś intensywnie kopali piłkę. (...) Karl Lehmann, moguncki kardynał i przewodniczący katolickiej Konferencji Biskupów, nosi publicznie szal z barwami klubu Mainz 05. O tytuł mistrza Niemiec walczą drużyny złożone z księży. Pod koniec tygodnia w Berlinie rozegrali mecz księża i imamowie, protestując w ten sposób przeciwko niechęci wobec cudzoziemców. Zawodowi piłkarze, którzy publicznie przyznają się do swojej wiary, uchodzą za najlepszych misjonarzy w sprawach religii. I nie muszą się ten temat specjalnie rozwodzić. Wystarczy, by dali do zrozumienia, że mają lepszą kondycję, od kiedy się nawrócili.

Choć tego rodzaju ćwiczenia fizyczne są raczej obce Benedyktowi XVI, chętnie cytuje się szczególnie jedno zdanie papieża. Wypowiedział je w 1978 roku jako biskup Monachium z okazji MŚ w Argentynie. Zdaniem Ojca Świętego mecz piłkarski jest "próbą powrotu do raju ze zniewolonej prozy dnia codziennego, jest podejmowaniem dobrowolnego trudu tego, co nie jest konieczne i właśnie dlatego jest piękne". Oczywiście tylko wówczas, gdy tej pięknej idei nie popsuje "duch biznesu, podporządkowujący wszystko mrocznej prozie pieniądza". I tak wzajemna rywalizacja przekształciła się w zadziwiającą jedność i współpracę futbolu z chrześcijaństwem. Piłka nożna awansowała do najskuteczniejszej cywilnej religii Europy. Dzięki niej miliony ludzi odczuwają radość, cierpienie, wybawienie, doświadczają istnienia innej rzeczywistości, definiują swoją tożsamość. Futbol nie jest dogmatyczny, nietolerancyjny i nie stawia swoim wyznawcom wygórowanych wymagań. Kto nie chce dłużej oglądać słabego meczu, po prostu opuszcza stadion albo sięga po pilota. Nawet niebo i piekło nie trwają w nim wiecznie. W końcu mecz Niemcy - Holandia odbywa się nie tylko raz w życiu. W międzyczasie liczni teolodzy w jeszcze liczniejszych rozprawach naukowych dokonali porównania chrześcijańskich zwyczajów i kultury kibiców, śpiewów na stadionach i w czasie mszy, adoracji świętych i kultu fanów. Czasami najwięksi zapaleńcy zapominają o różnicach między prawdziwą religią, a tą graną na boisku. Inni teolodzy z cichą zazdrością dostrzegają niesamowitą popularność owej dyscypliny sportu, której nie może zaszkodzić żaden skandal. Nawet najwięksi tradycjonaliści Kościoła zrozumieli, że nie mogą ignorować istnienia futbolu. Jeszcze nigdy w historii piłkarskich mistrzostw świata niemieckie Kościoły nie angażowały się tak bardzo w przygotowania do mundialu. W osobie pastora Hansa-Georga Ulrichsa, byłego środkowego napastnika drużyny SV Concordia Ihrhove, a dzisiaj podpory badeńskiej reprezentacji księży, Kościół protestancki ma własnego pastora na MŚ. Natomiast Kościół katolicki liczy na ponad 450 obcojęzycznych gmin, które mają przede wszystkim opiekować się zagranicznymi kibicami. Baptyści zapraszają do campusów, gdzie piłkarscy fani będą mogli zregenerować siły. Zarówno katolikom, jak i protestantom wolno w swoich pomieszczeniach transmitować na żywo mundialowe mecze i wiele tysięcy gmin skorzysta z tej możliwości. Liczba panelowych dyskusji towarzysząca mistrzostwom jest tak samo trudna do oszacowania, jak liczba książek, poświęconych MŚ – od publikacji dla dzieci po piłkarską Biblię. Kościół będzie obecny w każdym miejscu rozgrywek. Mundial zainauguruje 9 czerwca o godzinie 11.00 w Monachium msza ekumeniczna, koncelebrowana przez kardynała Lehmanna i biskupa Wolfganga Hubera, przewodniczącego Rady Ewangelickiego Kościoła w Niemczech.

Przy okazji MŚ stowarzyszenia kościelne i organizacje charytatywne chcą przekonać kibiców do zaangażowania w walkę przeciwko dzieciom-żołnierzom i przymusowej prostytucji, a także nakłonić do zakupu produktów Ligi na Rzecz Uczciwego Handlu. I tak w domu handlowym Gepa, specjalizującym się w sprzedaży artykułów z Trzeciego Świata, można kupić uszyte bez udziału dzieci piłki do futbolu, poddane ekspertyzie przez Kościół ewangelicki i FIFA. Jeżeli ktoś pragnie jeszcze dogłębniej wyrazić swoją pobożność, może nabyć za 9,90 euro piłkę-wyznanie wiary z wydawnictwa Sankt Benno w Lipsku. „Wierzę!“ – głosi napis na piłce. Są niej także wydrukowane i inne zdania, w rodzaju: "Decyzja, aby żyć z Jezusem, była najważniejszą bramką w mojej karierze" (Adhemar, były piłkarz VfB Stuttgart). Albo: "Znak krzyża jest moim osobistym gwizdkiem na rozpoczęcie meczu" (sędzia Markus Merk). Niestety, ta piłka nadaje się do gry w ograniczonym zakresie. Kto chciałby podeptać nogami wyznanie wiary innych ludzi? Fascynacji piłką towarzyszą również głosy krytyki. Czy Kościoły znów nie próbują nadążyć za duchem epoki, którego i tak nie zdołają dogonić? Może zamiast udzielać mundialowi swego błogosławieństwa, powinny raczej napiętnować całkowitą komercjalizację piłki nożnej? I czy nie jest to wyjątkowa forma kokieterii, aby z pomocą futbolu zwabiać ludzi do kościoła, a potem ich nawracać? "Oferujemy inny sposób przeżywania skomercjalizowanego futbolu" – stwierdza Sighard Wilm, piłkarski pastor z Sankt Pauli. Dlatego kościelna rada parafialna popiera inicjatywę młodzieży, aby podczas transmisji rozgrywek MŚ trzydziestu młodych opiekunów i negocjatorów troszczyło się o pokojową atmosferę w kościele i jego otoczeniu. Pastor chce, aby to miejsce odwiedzali młodzi ludzie. Wszystko jedno, czy są chrześcijanami, czy nie. "W naszej dzielnicy mamy niewiele osób należących do wspólnot parafialnych" – mówi Wilm. "Nie chcemy prowadzić taniego misjonarstwa" – dodaje jego monachijska koleżanka Heike Davidson. Jej zdaniem przedstawiciele Kościoła nie powinni w czasie mundialu ukrywać, co myślą czy przemilczać swoją wiarę. "Iluzją jest przekonanie, że zyskamy więcej wiernych lub członków młodzieżowych organizacji tylko dlatego, że będzie można obejrzeć u nas mecze na żywo albo zagrać w piłkarskim turnieju" – uważa Davidson. Czy w takim razie futbol może być bogiem? "Bzdura – mówi pani pastor. – Wierzyć można w Boga, ale nie w futbol".