Kto grozi ks. Zaleskiemu?

Życie Warszawy/a.

publikacja 17.06.2006 06:30

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski otrzymuje mnóstwo listów z pogróżkami i wyzwiskami - donosi Życie Warszawy.

Jego adres ujawniła krakowska kuria, upubliczniając skierowany do niego list kard. Stanisława Dziwisza - twierdzi gazeta. Ks. Isakowicz-Zaleski, były kapelan hutniczej Solidarności, chciał ujawnienia prawdy o współpracownikach SB w Kościele. Zapowiadał, że omówi wyniki swoich prac badawczych na temat działalności SB w Krakowie w latach 1980-89. Z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej dowiedział się o istnieniu w Kościele 28 tajnych współpracowników SB. Na konferencji prasowej 31 maja ks. Zaleski poinformował jednak dziennikarzy, że otrzymał pismo od metropolity krakowskiego, w którym kard. Stanisław Dziwisz zakazuje mu ujawnienia nazwisk księży współpracujących z SB, a nawet prowadzenia dalszych badań. Dwa dni później rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej ks. Robert Nęcek wyjaśnił, że w związku z podawaniem opinii publicznej informacji niezgodnych z prawdziwą treścią pisma postanowiono zaprezentować pełną jego wersję. List został przekazany mediom. – Mam o to pretensje, że z nagłówka nie wymazano mojego adresu. Przez to od dwóch tygodni otrzymuję mnóstwo obraźliwych listów, także z pogróżkami. W anonimach życzą mi, żeby wyrzucili mnie z Kościoła. Piszą też, że jestem masonem, a nawet, że inspirował mnie diabeł. To nacisk psychiczny, a zachętą do tego był właśnie list z kurii – mówi ŻW ks. Isakowicz-Zaleski. Większość listów pisana jest odręcznie. Duchowny uważa, że atakują go frustraci, którzy nie do końca wiedzą, o co chodzi w sprawie jego intencji. – Mimo to chcą za wszelką cenę zabrać głos. A czynią to w sposób, który mnie bardzo rani – ubolewa kapłan. Upublicznienie listu kard. Dziwisza zabolało go tym bardziej, że wcześniej przyjął upomnienie metropolity krakowskiego i decyzję o zakazie dalszych badań archiwów IPN dotyczących inwigilacji miejscowego Kościoła przez SB w latach 80. Za kurią krakowską list z podaniem adresu duchownego (który jest zarazem adresem kierowanej przez ks. Zaleskiego Fundacji im. św. Brata Alberta) upowszechniły m.in. Katolicka Agencja Informacyjna oraz Ekumeniczny Serwis Informacyjny Kosciol.pl, a drukiem ogłosił tygodnik katolicki „Niedziela”. – W takiej postaci list opublikowała kuria, a my jesteśmy tylko pasem transmisyjnym – tłumaczy Bogumił Łoziński, zastępca kierownika działu krajowego KAI. I dodaje, że ks. Isakowicz-Zaleski nigdy nie krył swego adresu. Rzecznik archidiecezji krakowskiej ks. Robert Nęcek przyznaje w rozmowie z reporterem ŻW, że doszło do pewnego niedopatrzenia. – Trudno mi powiedzieć, dlaczego niektóre gazety publikowały list z adresem, a inne go usunęły. Ale myślę, że fakt, iż upubliczniono pełną treść z adresem, można uznać za niedopatrzenie kurii. Zresztą trudno mówić o upublicznieniu, skoro adres włącznie z telefonami dostępny jest powszechnie w internecie, a osoba jest publiczna – broni się ks. Nęcek. Ks. Isakowicz-Zaleski uważa jednak, że jego dane powinny być chronione prawem. – Wszelkie działania podejmowane przez Kościół czy kurię są wyłączone spod działalności Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. A sprawę publikacji adresu w mediach reguluje prawo prasowe, a nie ustawa o ochronie danych – tłumaczy Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Prawo prasowe mówi, że „nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby”. Od redakcji Życie Warszawy przesadziło z gorliwością we wbijaniu klina pomiędzy ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim a kard. Stanisławem Dziwiszem. Cały powyższy artykuł jest jedną wielką manipulacją i robieniem problemu tam, gdzie go nie ma. Adres ks. Zaleskiego od dawna jest - zapewne na jego polecnie - dostępny w Internecie. Trudno nam więc uwierzyć w zdanie "Ks. Isakowicz-Zaleski uważa jednak, że jego dane powinny być chronione prawem". Sprawdziliśmy, po ukazaniu się artykułu adres ks. Zaleskiego nadal w kilka sekund można znaleźć w sieci. To nie ujawnienie adresu ks. Isakowicza-Zaleskiego wywołało anonimy pod jego adresem... Wie o tym nie tylko sam ks. Zaleski (dla którego przecież taka korespondencja to nic nowego), ale także Życie Warszawy. Po co więc wypisuje takie bzdury?