Arcybiskup wyszedł z cienia

Dziennik/a.

publikacja 03.07.2006 10:04

Wyjątkowo dużo uwagi poniedziałkowy Dziennik poświęcił osobie emerytowanego arcybiskupa poznańskiego Juliusza Paetza. Dotyczą go aż cztery teksty.

Poznański korespondent Dziennika donosi: Dla poznaniaków to był wstrząs. Na obchodach 50. rocznicy wydarzeń czerwcowych pojawił się arcybiskup Juliusz Paetz. Kościelny dostojnik, który przed czterema laty w niesławie odchodził, gdy zarzucono mu molestowanie seksualne kleryków. Teraz powrócił w glorii. Pozwolono mu nawet koncelebrować mszę podczas obchodów. Paetz po latach unikania kamer pierwszy raz pojawił się podczas wizyty Benedykta XVI miesiąc temu. Kiedy jednak stanął pod Poznańskimi Krzyżami, w mieście zawrzało. - Jestem zszokowana. Cały czas mówiło się, że siedzi w cieniu katedry i już nie będzie się pojawiał, by nie drażnić ludzi. Po co więc tu przyszedł? Psuje tylko wizerunek Kościoła - mówi pani Bożena, która obserwowała czerwcowe uroczystości. Niektórzy wierni opuszczali mszę, gdy dostrzegli, że koncelebruje ją biskup Paetz. Poseł PiS Tomasz Górski również był zdumiony widokiem arcybiskupa w takiej chwili i w takim miejscu. - Widziałem reakcje zaskoczonych i zbulwersowanych ludzi. Czułem się tak samo. Taka uroczystość to nie była dobra chwila na wielki powrót. Inna sprawa, czy ten powrót w ogóle powinien nastąpić - mówi Dziennikowi. Mieszkanka Poznania Edyta Sobkowiak pojawienie się abp. Paetza na obchodach nazywa brakiem wyczucia. - Mnie abp Paetz kojarzy się z dewiacją seksualną. Nie podejrzewałam go, że miałby tyle tupetu, aby popsuć taką wielką uroczystość - mówi. Ale arcybiskup jakby nie słyszał głosów mieszkańców miasta, którzy jego pojawianie się przy ołtarzu określają sianiem publicznego zgorszenia. Regularnie odprawia msze w katedrze. - Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, zdębiałem. Powinien modlić się w swojej kaplicy, a nie udawać pobożnego księdza - mówi pan Henryk. Przestał chodzić na msze do katedry. - Wolę już jechać nawet kilka kilometrów do innego kościoła, niż mieć z nim do czynienia - mówi podniesionym głosem. Ale poznańska kuria nie widzi nic niestosownego w pojawianiu się arcybiskupa przy ołtarzu. - Nic się nie stało. Jako biskup senior sprawuje przecież codziennie mszę, raz w kościele, raz w swojej prywatnej kaplicy. Należy to do jego kapłańskiej posługi - tłumaczy ks. Maciej Szczepaniak z kurii w Poznaniu.

Jak mówi, biskup Paetz żyje jak wszyscy inni emerytowani biskupi. Nie ma żadnych dodatkowych obowiązków, ale wciąż pozostaje wysokim dostojnikiem kościelnym. Dlatego właśnie został zaproszony na czerwcowe uroczystości. A zaproszony został przez wiceprezydenta Poznania Macieja Frankiewicza. - Nie moją rolą jest dokonywanie oceny Paetza. Wciąż jest biskupem. Napisał do nas, że chciałby wziąć udział w uroczystościach, a ja nie widziałem powodu, by mu tego odmówić - tłumaczy Frankiewicz. - Sam wystosowałem to zaproszenie i mimo medialnego szumu zrobiłbym to raz jeszcze - dodaje. Abp Paetz prosił listownie o umożliwienie wzięcia udziału w uroczystościach ze względu na swoje zasługi dla Poznania: zorganizowanie wizyty Jana Pawła II w mieście i wspieranie „Solidarności”. Sprawie arcybiskupa poświęcona jest tez krótka rozmowa z bp. Tadeuszem Pieronkiem: Barbara Kasprzycka: Jak ksiądz biskup odebrał obecność abp. Paetza na uroczystej mszy w rocznicę poznańskiego Czerwca ‘56? Bp Pieronek: Nie wiem o żadnym wyroku wydanym na abp. Paetza. Nie widzę potrzeby znęcania się nad człowiekiem tylko dlatego, że rzucono na niego jakieś oskarżenia. Osób o coś podejrzewanych chodzi po świecie cała masa. Na uroczystościach państwowych pojawiają się w chwale ludzie, którzy są tego niegodni. Ale w Kościele jest miejsce dla wszystkich i gorszenie się tym to faryzeizm. - Jednak ktoś w Kościele zgodził się, aby cała Polska mogła zobaczyć, jak abp Paetz koncelebruje rocznicową mszę. - I dlaczego ma być w tym coś złego? Poza tym to nie arcybiskup go zaprosił, tylko władze miejskie. - I nie widzi w tym ksiądz biskup niczego gorszącego? - Ja się tym nie gorszę. Jak ktoś chce, niech się gorszy. - W USA próba przemilczania spraw księży, którzy molestowali dzieci, odbiła się na całym tamtejszym Kościele. - Takie sprawy będą powracały i Kościół będzie się z nimi mierzył, ale musimy patrzeć na całe zło, które jest w świecie i w Kościele także. Nie atakujmy wyłącznie księży, bo po tej ziemi w ogóle chodzi wielu drani. - Czy jednak od hierarchów nie mamy prawa oczekiwać więcej? - Tak samo jak my mamy prawo więcej oczekiwać od was, to jest prawo jednakowo obowiązujące obie strony.

Sprawę abp. Paetza komentuje też na łamach Dziennika senator Jarosław Gowin: Nie potrafię zrozumieć wydarzenia, którego byliśmy świadkami podczas obchodów rocznicy poznańskiego Czerwca - oto przy ołtarzu podczas uroczystej mszy stanął abp Juliusz Paetz, niechlubny bohater afery sprzed kilku lat, kiedy to został oskarżony o molestowanie księży i seminarzystów. Z tego, co mi wiadomo, zaproszenie do udziału w uroczystości wyszło nie od strony kościelnej, tylko świeckiej. Jakiś urzędnik wykazał się więc tchórzostwem i oportunizmem. Ale takie zachowanie nie byłoby możliwe, gdyby kilka lat temu podjęto jednoznaczną decyzję, nie w duchu hipokryzji, lecz ewangelicznego „tak, tak - nie, nie”. Nie dość, że wówczas sprawę abp. Paetza rozstrzygnięto w sposób połowiczny, to dzisiaj naraża się wielu ludzi w Poznaniu i w całej Polsce na moralny wstrząs, jakim jest fakt publicznego pojawiania się i koncelebrowania przez niego uroczystej mszy. Ta sytuacja w moim przekonaniu wynika z tych samych pobudek, co obawa przed zmierzeniem się przez Kościół z agenturalną przeszłością niektórych jego przedstawicieli, to znaczy ze skłonności do chowania głowy w piasek i z przekonania, że dobre imię instytucji jest ważniejsze od zasad moralnych. Tylko że to dobre imię instytucji w świetle takiego zakłamania cierpi jeszcze bardziej. Rozumowanie, które dopuszcza do publicznego i uroczystego wystąpienia abp. Paetza, jakby nic się nie stało, jakby nie ciążyła na nim wina molestowania podległych mu księży i seminarzystów, prowadzi na manowce. Nie można bowiem bronić honoru Kościoła za cenę sprzeniewierzania się elementarnym prawdom moralnym. W przeciwieństwie do księży Malińskiego czy Czajkowskiego, którzy pod naporem podejrzeń - zaznaczam: tylko podejrzeń - o współpracę z SB dobrowolnie wycofali się z życia publicznego, abp Paetz wykorzystuje dziś każdą okazję powrotu na piedestał i z tego, co wiem, sam usilnie się starał o zaproszenie na uroczystości rocznicowe w Poznaniu. To świadczy o tym, że nie poddał autorefleksji tego, co wydarzyło się w jego własnym życiu. Wszyscy, którzy kilka lat temu byliśmy - w samym Kościele i z troski o jego dobro - zaangażowani w wyjaśnianie zarzutów kierowanych pod adresem poznańskiego hierarchy, oczekiwaliśmy, że prawda ujrzy światło dzienne; że osoby, które padły ofiarą molestowania doczekają się przeprosin, a abp Paetz zostanie ostatecznie odsunięty w cień. Jeżeli dziś ks. Michał Czajkowski przebywa na dobrowolnym zesłaniu w klasztorze, to myślę, że podobnie powinno się stać z arcybiskupem. Było oczywiste dla wszystkich, że powinien on odbyć jakąś formę pokuty.

To jednak rzecz drugorzędna wobec dużo poważniejszego problemu: lęku części polskiego Kościoła przed prawdą, który przyczynia się do zgorszenia i demoralizacji milionów Polaków. Decyzja władz kościelnych w sprawie abp. Paetza była połowiczna: stracił on funkcję metropolity poznańskiego, ale pozostał w kurii. Ta połowiczność powoduje, że do dziś wiele osób wątpi w jego winę, a wielu innych, którzy - tak jak ja - nie mają żadnych wątpliwości, że oskarżenia wobec abp. Paetza były prawdziwe, ma wrażenie sprzeniewierzenia się przesłaniu Ewangelii. W tej sytuacji najlepiej byłoby, aby w sposób rozstrzygający głos zabrała Stolica Apostolska. Wreszcie surową ocenę wystawia arcybiskupowi Józef Baniak, profesor socjologii religii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu: ALEKSANDRA ŻUCZKOWSKA: Jak zareagowali klerycy poznańskiego seminarium na pojawienie się abp. Paetza na rocznicowej mszy? JÓZEF BANIAK: Byli zaskoczeni. Pytali mnie następnego dnia na zajęciach, o co chodzi, jak to możliwe, że biskup Paetz występuje publicznie, i to podczas takich wydarzeń. Ludzie w Poznaniu są podzieleni. Dlaczego? To, co robił arcybiskup, nie jest jakimś jednostkowym przypadkiem, to trwało latami, zostało wykazane przez władze seminarium. Jest wielu ludzi w Poznaniu, którzy tym, co robił hierarcha, są bardzo zranieni. - Jak pan profesor ocenia zachowanie arcybiskupa Paetza? - To jest moim zdaniem wyraz wielkiej pychy. On występuje publicznie, bo chce wmówić ludziom, że to on jest skrzywdzony, że to nie władze seminarium, nie klerycy, nie zwykli ludzie mają rację, ale on. Z drugiej strony abp Paetz ma poparcie wielu osób w środowisku naukowym i wśród władz Poznania, stąd zapewne czuje się tak mocny i pewny. - A Kościół? Wygląda na to, że kuria też jest w tej sprawie podzielona. Z jednej strony nie popiera abp. Paetza, ale z drugiej nic nie robi, żeby on uznał swój błąd. - Ja też widzę, że Kościół nie umie sobie z tym problemem poradzić. Z jednej strony hierarchowie mówią, że celibat jest świętością w Kościele. Atakują mnie za badania, które jednoznacznie wskazują, że obowiązkowy celibat jest zbyt trudny dla księży. Z drugiej strony mamy zaś do czynienia z aprobatą zachowania biskupa, który nie radzi sobie ze sferą seksualną. To tak, jakby Kościół mówił dwoma językami. Wielu ludzi chce ufać i wierzyć w to, co mówi Kościół, ale dla nich to, co stało się podczas obchodów Czerwca, jest nie do przyjęcia. I ja tych ludzi rozumiem.