Ks. Czajkowski się przyznał i przeprasza

Rzeczpospolita/Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 11.07.2006 06:12

Dzisiejsze dzienniki na pierwszych stronach relacjonują zamieszczone w najnowszym, lipcowym numerze miesięcznika Więź materiały dotyczące wieloletniej współpracy ks. Michała Czajkowskiego z SB. Publikują też jego oświadczenie zawierające przyznanie się i przeprosiny.

Rzeczpospolita i Gazeta Wyborcza tytułują swoje teksty niemal tak samo. "Moja wina jest bezsporna" - to Rzeczpospolita. "Moja wina bezsporna" - to Gazeta Wyborcza. Rzeczpospolita napisała: Ksiądz Michał Czajkowski przyznał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Przeprosił też wszystkich, których zawiódł albo skrzywdził Oświadczenie duchownego publikuje ukazujący się dziś lipcowy numer miesięcznika "Więź", którego ks. Czajkowski był kościelnym asystentem. Redakcja drukuje także raport z analizy materiałów, jakie znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej. Wnioski nie pozostawiają wątpliwości: w latach 1960 - 1984 ksiądz Czajkowski był tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Jankowski. Od tego zarzutu wolny jest jedynie w odniesieniu do lat 1964 - 1966, gdy studiował w Jordanii i Jerozolimie. Kontakty z SB zerwał 28 października 1984 roku, po zamordowaniu przez funkcjonariuszy SB ks. Jerzego Popiełuszki. Ksiądz Czaczkowski informował oficerów SB głównie o duchownych‚ nieraz bliskich kolegach, o księdzu Jerzym Popiełuszce, o swoich przełożonych - profesorach Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Akademii Teologii Katolickiej, o biskupach, m.in. Bolesławie Kominku, prymasie Stefanie Wyszyńskim, a także Macieju Ziębie. Dostarczał kościelne dokumenty, informował o napięciach między księżmi, o ich słabościach, które SB mogła wykorzystywać do szantażu. Realizował zadania stawiane przez oficerów bezpieki. Pułkownik Adam Pietruszka z zajmującego się zwalczaniem Kościoła Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych traktował go jako "konsultanta" do spraw kościelnych. "Wina moja jest bezsporna - napisał ks. Czajkowski w oświadczeniu. - Trudno to 24-letnie uwikłanie tłumaczyć tylko epoką, naiwnością, lękiem, zbytnią swobodą wypowiedzi." Informację o tym, że był tajnym współpracownikiem SB, zamieściło w maju "Życie Warszawy". Dziennikarze "Więzi" postanowili zbadać materiały, by przekonać się, czy zarzut jest prawdziwy. Andrzej Friszke, Anna Karoń-Ostrowska‚ Zbigniew Nosowski i Tomasz Wiścicki przeanalizowali materiały zgromadzone w IPN. Prowadzili także rozmowy z ks. Czajkowskim oraz osobami, których nazwiska pojawiają się w materiałach. Dokumentacja jest bardzo obszerna. Zachowało się 898 stron archiwaliów oraz 80 klatek mikrofilmu. Są to tzw. teczki pracy‚ czyli doniesienia "Jankowskiego" oraz notatki oficerów prowadzących. "Autentyczność materiału archiwalnego w całości nie budzi zastrzeżeń. Można jedynie zastanawiać się‚ czy wszystkie doniesienia oznaczone jako pochodzące od "Jankowskiego" pochodziły rzeczywiście z tego źródła. Wątpliwości te dotyczą jednak nielicznych materiałów" - napisali autorzy opracowania.

Materiały zgromadzone w IPN pozwoliły dziennikarzom "Więzi" na odtworzenie historii współpracy TW "Jankowskiego" (bo taki pseudonim miał ksiądz), z SB. Wynika z nich, że do pierwszego spotkania z funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa doszło w 1956 r. Czajkowski był wtedy klerykiem w seminarium duchownym w Gościkowie-Paradyżu (dzisiaj diecezja zielonogórsko-gorzowska). 28 czerwca 1956 r. był przypadkowym obserwatorem buntu robotników w Poznaniu. W połowie lipca został wezwany na milicję i skierowany do Urzędu Bezpieczeństwa. Nie wiadomo, czy funkcjonariusz posłużył się groźbą represji za udział w wypadkach poznańskich, ale ks. Czajkowski - jak wspomina - odczuwał takie zagrożenie. Po rozmowie dotyczącej seminarium, kleryków i księży, odręcznie napisał zobowiązanie do zachowania w ścisłej tajemnicy treści rozmowy, zapewniając, że będzie informować o wszelkich spostrzeżeniach w sprawie "działalności wrogich elementów". Ks. Czajkowski twierdzi dzisiaj‚ że tego rutynowego tekstu nie uważał za zobowiązanie do współpracy. Inaczej widział to ppor. Tadeusz Rutkowski‚ który nadał mu pseudonim "Janek". Sześć tygodni później Czajkowski, który przeniósł się do seminarium we Wrocławiu, listownie odwołał współpracę. Starał się o paszport W ciągu następnych czterech lat nie ma żadnych śladów kontaktów z aparatem bezpieczeństwa. Do ponownego ich nawiązania doszło w sierpniu 1960 r. Ks. Czajkowski, wyświęcony w 1958 r., był wówczas studentem KUL. Starał się o uzyskanie paszportu, aby wyjechać na studia do Włoch, dokąd skierował go biskup wrocławski Bolesław Kominek. SB postanowiło wykorzystać ten moment. Esbecy posłużyli się szantażem. "Wedle dzisiejszej relacji ks. Czajkowskiego to drobne wydarzenie‚ które stało się przedmiotem szantażu - na skutek groźby kompromitacji‚ jaką wmówił mu funkcjonariusz - urosło do rangi wiszącego nad nim "miecza Damoklesa" i stało się powodem jego uległości wobec SB" - napisali autorzy "Więzi". Z raportów wynika też, że ks. Czajkowskiemu bardzo zależało na wyjeździe do Rzymu. Esbecy uzależniali pomoc w uzyskaniu paszportu od tego, na ile będzie z nimi szczery. Teczki bez pokwitowań Ks. Czajkowski na zamówienie oficera SB Mieczysława Mrozowicza pisał charakterystyki innych duchownych‚ nieraz bliskich kolegów, informował o postawie niektórych profesorów KUL, o napięciach między księżmi, ich słabościach, które SB mogła wykorzystywać do szantażu. Wszystkie doniesienia podpisywał pseudonimem "Jankowski". Informował w nich też, że życzliwi mu duchowni wielokrotnie przestrzegali go‚ aby wyjazdu na studia zagraniczne nie okupił współpracą z SB. "(...) bp Kominek i inni trochę niedowierzali‚ ostrożni‚ czy naprawdę godziwą drogą zdobyty paszp.[ort]‚ czy nie za cenę zdrady". Według esbeka Mrozowicza w grudniu 1960 r. wręczył on ks. Czajkowskiemu 2000 zł. Informacje o przekazywaniu pieniędzy (także w dolarach) i prezentów pojawiają się w materiałach kilkakrotnie. Ks. Czajkowski stanowczo zaprzeczył‚ że brał pieniądze od funkcjonariuszy SB. W jego teczkach nie zachowały się żadne pokwitowania.

Po wyjeździe do Rzymu oficerem prowadzącym ks. Czajkowskiego był nadal Mrozowicz, który jako Tomasz Stefański udawał studenta KUL. Przez ponad rok korespondowali ze sobą. W 1962 r. TW "Jankowski" został przejęty przez peerelowski wywiad. Formalna rejestracja nastąpiła 25 listopada 1962 r. Z tego okresu w teczce pracy "Jankowskiego" zachowały siępisane na maszynie‚ ale niepodpisane charakterystyki kilkudziesięciu polskich księży w Rzymie. Oceniał ich charakter, zdolności, perspektywy awansu. Opisywał antagonizmy, życie prywatne różnychksięży‚ ich stosunek do prymasa Wyszyńskiego‚ do PRL. Po pobycie w USA latem 1963 r. pisał charakterystyki tamtejszych biskupów‚ organizacji polonijnych i ich liderów. W 1967 r. ks. Czajkowski wrócił do Wrocławia. Tak jak wcześniej "Jankowski" informował SB o księżach, z tym, że teraz wrocławskich, o poglądach panujących w kurii i w seminarium‚ o różnicach między księżmi a biskupami‚ o napięciach i konfliktach. Pisał o działaczach KIK. Dostarczał też SB kościelne dokumenty. Jak się dostać do biskupa W marcu 1968 r. informował o protestach studenckich w Warszawie i we Wrocławiu. Opisywał, jak wejść do pomieszczeń Kominka: "Złodziej mógłby się dostać bez większego trudu pod sam pałac albo przeskakując przez ogrodzenie na podwórze (można też łatwo dorobić klucz!) albo od strony Odry‚ ale tam‚ w ogrodzie‚ jest w nocy spuszczony ostry pies". Dalej wyjaśniał, jak wejść do pomieszczeń ("Schody nie skrzypią") i gdzie leżą "klucze od przedpokoju gabinetu szefa". Czajkowski twierdzi dziś‚ że nie mógł znać tych szczegółów‚ bo nie był w prywatnych pomieszczeniach biskupa. Nie pamięta też bardzo znamiennej rozmowy w cztery oczy z Kominkiem w 1967 r., z której zachowała się dokładna relacja. Bp Kominek poinformował wówczas Czajkowskiego, że ten przestaje być jego nieformalnym sekretarzem. Powód? Dowiedział się o współpracy Czajkowskiego z SB w Rzymie. Prawdopodobnie ks. Zdzisław Seremak przekazał biskupowi raporty "Jankowskiego", które wpadły w jego ręce, gdy mieszkał z Czajkowskim w Rzymie. W dokumentach z tego okresu, a także wcześniejszego, są jednak materiały, których pochodzenie budzi poważne wątpliwości. "Jankowski" nie mógł być np. autorem dokładnej relacji z obrad biskupów polskich w Rzymie jesienią 1963 r., bo w nich nie uczestniczył. Jest też w jego teczce jeden dokument z innym charakterem pisma. Autorzy nie wykluczają, że do teczki "Jankowskiego" oficer prowadzący w tym czasie z jakichś powodów wkładał raporty sporządzone przez innego księdza agenta. Jednocześnie podkreślają: "w omawianym okresie współpraca ks. Michała Czajkowskiego z funkcjonariuszami SB musiała być w pełni świadoma". Świadczy o tym przekazywanie dokumentów kościelnych‚ liczba pisemnych raportów‚ rozległość i wielowątkowość ich tematyki‚ wyraźny związek kolejnych opracowań przygotowywanych przez "Jankowskiego" z zadaniami‚ jakie stawiali mu funkcjonariusze (nawet jeśli przyjmie się, że nie był on autorem wszystkich opracowań). W kolejnym okresie - 1972 - 1976 - kontakty "Jankowskiego" z SB są rzadsze. Ks. Czajkowski, odsunięty od wykładów w seminarium wrocławskim, był wówczas proboszczem parafii w Zgorzelcu-Ujeździe. Od 1975 SB wyraźnie zmieniła strategię postępowania wobec "Jankowskiego". Oficer SB Marian Bedka nie stawiał mu żadnych zadań, nie oczekiwał pisemnych raportów. W rozmowach, które nagrywał na magnetofonie, wydobywał potrzebne SB informacje i plotki. Zdaniem dziennikarzy "Więzi" zmiana częstotliwości spotkań i ich charakteru mogła spowodować, że w mniemaniu ks. Czajkowskiego współpraca w sensie ścisłym się zakończyła.

W 1976 roku ks. Czajkowski rozpoczął pracę na ATK w Warszawie. Co najmniej od 1978 r. oficerem prowadzącym "Jankowskiego" był płk Adam Pietruszka, zastępca naczelnika Wydziału I Departamentu IV, później skazany w procesie zabójców ks. Popiełuszki. W latach 1978 - 1984 Pietruszka spotykał się z "Jankowskim" co najmniej 73 razy. Znamienne jest, że z tych spotkań Pietruszka sporządzał notatki najczęściej odręcznie i w jednym egzemplarzu - do własnego użytku. To wysoce nieformalne prowadzenie agenta oraz treść rozmów wskazują, że traktował go jako swego rodzaju konsultanta w sprawach sytuacji w środowiskach inwigilowanych przez Departament IV MSW. Ks. Czajkowski z rozległymi kontaktami w kręgach kościelnych, ale także niezłymi w środowiskach opozycyjnych (KOR) dawał dużą wiedzę Pietruszce, który w resorcie współkreował politykę walki z Kościołem. Miły "pan Adam" Sposób prowadzenia "Jankowskiego" mógł sprawić‚ że ks. Czajkowski spotkania z Pietruszką uważał za nieszkodliwe. Dzisiaj mówi, że zdawał sobie sprawę‚ jaki resort reprezentuje "pan Adam", bo tak mu się przedstawiał. Spotkania zaś zapamiętał jako rozmowy z "inteligentnym partnerem". "Mówi‚ że - utożsamiając się z Kościołem i "Solidarnością"" - prezentował swemu rozmówcy argumenty na rzecz słuszności tez opozycji". Autorzy raportu podkreślają, że istnieją wątpliwości co do wiarygodności niektórych zapisów Pietruszki. Niekiedy rozmija się on z prawdą. Ale potwierdzają prawdziwość, w większości nieznanych powszechnie, relacji "Jankowskiego" na temat ks. Popiełuszki. W trakcie weryfikacji materiałów jedna informacja, dotycząca karetki oczekującej pod kościołem Stanisława Kostki na wypadek próby aresztowania księdza, okazała się bzdurą. Ks. Czajkowski twierdzi zaś, że nie miał o ks. Popiełuszce takiej wiedzy, jak wskazują dokumenty. Nie odwiedzał też chorej Grażyny Kuroń, co miał zlecić mu Pietruszka. Historia współpracy ks. Czajkowskiego zakończyła się 28 października 1984 r. Wstrząśnięty śmiercią ks. Popiełuszki oświadczył płk. Pietruszce - jego roli w zamordowaniu księdza jeszcze nie znał - że kończy spotkania i współpracę. "(...) Za śmierć brata w kapłaństwie nie może być u niego żadnego wybaczenia. To jest zbrodnia kainowa‚ której kapłan rozgrzeszyć nie może". W Gazecie Wyborczej czytamy m. in.: Miesięcznik "Więź" opublikował raport opisujący 24 lata tej współpracy Ks. prof. Michał Czajkowski, współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów i asystent kościelny katolickiego miesięcznika "Więź", został oskarżony o współpracę z SB w maju. Na łamach "Życia Warszawy" ukazał się artykuł dr. Tadeusza Witkowskiego, który na podstawie materiałów IPN napisał, że ks. Czajkowski był tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Jankowski". Niektóre gazety osądziły ks. Czajkowskiego, przypisując mu m.in. współudział w zabójstwie ks. Popiełuszki.

Sprawę postanowili zweryfikować członkowie redakcji "Więzi": Andrzej Friszke, historyk, członek Kolegium IPN, Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny "Więzi", filozof Anna Karoń-Ostrowska oraz prawnik i historyk Tomasz Wiścicki. Dokładnie zanalizowali dokumenty, które udostępnił im prezes IPN Janusz Kurtyka. Na ich podstawie opracowali kilkudziesięciostronicowy raport. Autorzy nie mają wątpliwości, że ks. Czajkowski był w latach 1960-84 tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Jankowski". Z raportu wynika, że do pierwszego kontaktu 22-letniego wówczas ks. Czajkowskiego z bezpieką doszło w 1956 r. Był wtedy w Poznaniu, obserwował wydarzenia czerwcowe. Kleryk w sutannie zwrócił uwagę SB. Jak powiedział autorom raportu, czuł, że może być szantażowany za udział w rozruchach, choć faktycznie w nich nie uczestniczył. Oficer SB polecił "wszcząć opracowanie pod kątem werbunku". Ks. Czajkowski podpisał rutynowe zobowiązanie, że zachowa fakt spotkania w tajemnicy. Przez kolejne cztery lata bezpieka się z nim nie kontaktowała, ale w 1960 r. ponownie wciągnęła do współpracy, która trwała do 1984 r. W latach 1960-84 ks. Czajkowski był tajnym współpracownikiem bezpieki - wynika z raportu "Więzi" Bezpieka odnowiła kontakt z ks. Czajkowskim w 1960 r., stosując szantaż na tle obyczajowym. Wykorzystała też to, że ksiądz ubiegał się o paszport, by wyjechać do Rzymu na studia. Przed wchodzeniem w układy z bezpieką młodego księdza ostrzegał m.in. abp Bolesław Kominek. Ks. Czajkowski informował już wtedy oficerów SB o środowisku KUL, m.in. o relacjach między księżmi i ich słabościach, np. upodobaniu do alkoholu. Ks. Czajkowski uzyskawszy paszport, nie zerwał współpracy z SB. W Rzymie, gdzie rozpoczął studia, kontakt z "Jankowskim" przejęli pracownicy wywiadu MSW. Uzyskiwali od niego informacje na temat polskiego duchowieństwa. Ale władze nie miały wtedy z niego wielkiego pożytku. Pytany np. o dostęp do mieszkania kard. Wyszyńskiego w Rzymie, wykręcał się, mówiąc, że jest dobrze pilnowane. Z lat 1964-66, kiedy był na studiach w Ziemi Świętej, w archiwach nie ma żadnych dokumentów. Po powrocie do Polski ks. Czajkowski został wykładowcą seminarium duchownego we Wrocławiu. Informacje, jakie wtedy przekazywał oficerowi SB - mjr. Ludwikowi Dąbrowskiemu, dotyczyły Kościoła wrocławskiego. Dostarczał oryginały wewnętrznych dokumentów kościelnych, raporty na temat poglądów panujących w Kurii, konfliktów między księżmi. W marcu 1968 r. pisał w swoich sprawozdaniach o protestach studenckich w Warszawie i Wrocławiu. Jego kontakty z SB osłabły w 1972 r., gdy został proboszczem w Zgorzelcu. Od 1976 r., kiedy podjął pracę w Akademii Teologii Katolickiej, zdawał relację oficerom SB z polityki personalnej uczelni, drobiazgowo charakteryzował profesorów. W raportach ks. Czajkowskiego znalazły się także charakterystyki pozytywne księży, ale informacje o problemach i słabościach duchowieństwa zdaniem autorów raportu "były w sposób obiektywny i oczywisty cenną wskazówką, którą SB mogła wykorzystać dla podsycania konfliktów".

Bezpieka chciała posłużyć się księdzem, żeby spenetrować środowisko opozycji, jednak - jak piszą redaktorzy "Więzi" - "kontakty ks. Czajkowskiego z tymi środowiskami nie były zbyt ścisłe i nadzieje bezpieki nie zostały spełnione". Kapłan opowiadał oficerom SB o nastrojach panujących w KOR. Informował też o zbiórce pieniędzy dla represjonowanych robotników. Z raportu "Więzi" wynika, że ks. Czajkowski nie zawsze robił to, co kazała mu bezpieka. Wygłaszając homilię z okazji 25-lecia "Więzi", nie zastosował się do wskazówek esbeka, by "nie podnosić kwestii wrażliwych i szkodliwych politycznie". Opublikowany później na łamach miesięcznika tekst kazania został ocenzurowany. Esbecy nie zawsze też wiedzieli o poczynaniach ks. Czajkowskiego, np. o grypsach, które przekazywał z obozu internowania do podziemia, np. do Józefa Piniora, szefa podziemnej "Solidarności" na Dolnym Śląsku. Oficerami prowadzącymi ks. Czajkowskiego byli esbecy najwyższego szczebla, a od 1978 r. mjr Adam Pietruszka, jeden z katów ks. Jerzego Popiełuszki. Wiarygodność odręcznych zapisków Pietruszki budzi chwilami wątpliwości autorów raportu. Pietruszka twierdzi, że ks. Czajkowski wykonywał zlecone mu zadanie dyskredytowania ks. Popiełuszki w oczach Prymasa Glempa. Jednak sam Prymas w wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej" zaprzecza, jakoby w ogóle rozmawiał z ks. Czajkowskim o Popiełuszce. Ks. Czajkowski w rozmowie z autorami raportu nie zaprzeczył większości faktów, chociaż niektórych z nich nie pamięta. Stanowczo jednak podkreślił, że nie brał za udzielane informacje pieniędzy, chociaż oficerowie SB odnotowali, że wynagradzali ks. Czajkowskiego. Współpracę z SB zerwał w 1984 r. po morderstwie ks. Popiełuszki. W rozmowie z Pietruszką (nie wiedział wówczas, że rozmawia z zabójcą) nazwał czyn "zbrodnią Kainową", której nie można wybaczyć. Media zamieszczają również w całości lub we fragmentach oświadcenie ks. Czajkowskiego. Publikujemy cały tekst oświadczenia:

Oświadczenie ks. Michała Czajkowskiego

W obciążających mnie aktach SB nie brak informacji całkowicie fałszywych. Jestem przekonany, że do mojej "teczki" dorzucano informacje pochodzące nie ode mnie, lecz z innych źródeł (z podsłuchu lub od informatorów). Czasem - przypuszczam - pracownik przekazujący relacje fantazjował, chcąc się wykazać gorliwością i sukcesem. Niektóre z tych informacji udało się zanegować, innych się nie udało. Niestety, bardzo wiele pozostałych informacji odpowiada jednak prawdzie, nawet jeśli o niektórych nie pamiętałem. Wyrażałem już skruchę wobec Boga. Teraz czynię to także wobec ludzi. Pragnę przeprosić wszystkich (także moich Najbliższych) i prosić o wybaczenie - zwłaszcza tych, których skrzywdziłem. Wina moja jest bezsporna. Trudno to 24-letnie uwikłanie tłumaczyć tylko epoką, naiwnością, lękiem, zbytnią swobodą wypowiedzi. Dałem dowód słabości charakteru. To, co się dzieje od kilku tygodni wokół mojej osoby, także interpretacje niesprawiedliwe i obraźliwe, traktuję jako zasłużoną pokutę. Ale te trudne, bolesne tygodnie to także czas niespodziewanej i niezasłużonej życzliwości ludzkiej. Z całego serca, ze wzruszeniem i zażenowaniem dziękuję wszystkim, którzy na różne sposoby okazywali mi wsparcie, wyrażając wdzięczność, solidarność, szacunek, a także zaufanie, które przecież zawiodłem. "Wspomnij na swe miłosierdzie, Panie, na swoją łaskę, która trwa od wieków" (Ps 25, 6). PS Najserdeczniej dziękuję również wszystkim sygnatariuszom listu otwartego z końca czerwca