Jakim rektorem był Jezus?

Jędrzej Rams

publikacja 22.06.2013 13:41

O notatkach sprzed 18 lat, kruszeniu skorup przez rektora Jezusa oraz cichym życiu w seminarium z ks. dr. Piotrem Kotem, nowym rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Legnickiej, rozmawia Jędrzej Rams.

Ks. dr Piotr Kot Jędrzej Rams /GN Ks. dr Piotr Kot
Nowy rektor Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Legnickiej

Jędrzej Rams: Od kilku dni pełni Ksiądz funkcję rektora seminarium. Czy przychodząc kilkanaście lat temu do seminarium, myślał Ksiądz, że zostanie rektorem?

Ks. Piotr Kot: Po tym, jak biskup Stefan Cichy przekazał mi decyzję, że chce, bym podjął się zadania przewodzenia wspólnocie seminaryjnej, wziąłem do rąk notatki z moich pierwszych dni w seminarium, a było to 18 lat temu. Zanotowałem wtedy m.in. słowa krótkiej modlitwy: "Boże, kieruj mną tak, abym mógł jak największej liczbie dusz wskazać drogę do Ciebie". To pragnienie towarzyszy mi od tamtego czasu nieustannie do dnia dzisiejszego. Ono też pozwala mi zachować wewnętrzną świeżość oraz wolność. Staram się nie planować sobie przyszłości, bo to grozi katastrofą duchową, ponieważ ogranicza wolę Bożą. Gdyby apostołowie kurczowo trzymali się planów na życie, które nosili w sobie, zanim poznali Jezusa, to dzisiaj wielu ludzi żyłoby w ciemności i pustce. Ewangelia wymaga odwagi i dyspozycyjności. W tym duchu staram się od początku kształtować swoje życie kapłańskie. Tak też postrzegałem swoją przyszłość przed laty, gdy formowałem się w seminarium. Wtedy największym pragnieniem było dla mnie stanąć przy ołtarzu "in persona Christi". Tak jest do dzisiaj.

- Czy będąc przed laty w seminarium, zastanawiał się Ksiądz, jakie cechy trzeba posiadać, aby dobrze pełnić funkcję rektora?

- Tak. Wiele razy myślałem o tym, jakim rektorem był Jezus w Jego dwunastoosobowym seminarium. Według mnie jest kilka charakterystycznych cech Jezusa - Rektora pierwszego Domu Ziarna: ciągłe zasłuchanie się w głos Ojca, chęć nieustannego towarzyszenia uczniom w ich drodze, postawa nieustannej modlitwy za uczniów, wyrozumiałość wobec potknięć apostołów oraz cierpliwość w oczekiwaniu na owoce formacji.

- O czym nie wolno zapominać, będąc odpowiedzialnym za formację alumnów ?

- Przede wszystkim o tym, kto tak naprawdę kształtuje sumienie, umysł i serce młodego mężczyzny, który przekracza próg seminarium. Pierwszym wychowawcą jest Bóg, który działa mocą swego Ducha. Ten punkt odniesienia jest bardzo istotny, bo on pozwala z dużym optymizmem patrzeć na każdego kleryka. Dla Boga przecież nie ma rzeczy niemożliwych. Łaska Boża może kruszyć najtwardsze skorupy ludzkiej obojętności i prostować najbardziej zawiłe ścieżki życia. Poza tym bardzo ważne jest patrzenie na kandydata do kapłaństwa przez pryzmat świata, z którego przychodzi do seminarium. Współczesne okoliczności, w których dojrzewa młodzież, są niepowtarzalne i dosyć skomplikowane. Z jednej strony żyjemy w społeczeństwie o niewyobrażalnych wcześniej możliwościach technicznych, a z drugiej strony jest to świat negacji wszelkich wartości, a przede wszystkim obiektywnej Prawdy. Współczesny świat to również kryzys więzi rodzinnych oraz nowe horyzonty kultury, która często przejmuje wzorce z tego, co do niedawna nazywało się subkulturą. Formacja w seminarium to nic innego jak wtargnięcie do tego skomplikowanego świata młodego człowieka z propozycją, by zaufał Jezusowi i spróbował kierować się w życiu Jego nauką. Ta propozycja może wydawać się niezbyt wymagająca, ale w rzeczywistości oznacza twardą walkę o wierność raz obranej drodze. Chrześcijaństwo, a tym bardziej kapłaństwo, jest dla ludzi odważnych i wytrwałych. Gdy nowo wyświęcony ksiądz wychodzi z seminarium, musi mieć głębokie przeświadczenie, że sześć lat w szkole Jezusa to tak naprawdę początek wielkiej i mozolnej pracy. Ona kończy się dopiero wtedy, gdy Bóg zabiera człowieka do siebie.

Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Legnickiej   Jędrzej Rams /GN Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Legnickiej
- Media bardzo rzadko pokazują codzienne życie seminariów. To dobrze czy nie? Czy to ma na celu zapobiec ewentualnym rozczarowaniom młodych kandydatów, czy raczej pozwala na zachowanie pewnej autonomii wobec otaczającego świata?

 - Niedawno rozmawiałem z młodym człowiekiem, który przekonywał mnie, że klerycy w seminarium są zbyt odizolowani od świata, że może potrzebny by był większy kontakt z realiami codziennego życia. Ja jednak, patrząc na formację seminaryjną, mam przed oczami obraz pól, które wczesną wiosną widywałem w mojej rodzinnej miejscowości. Jest to czas zasiewu, po którym następuje dosyć długi okres pozornej stagnacji. Ale to wrażenie jest błędne, bo właśnie wtedy, gdy ziarna leżą głęboko w glebie, kształtuje się przyszła roślina, jej wewnętrzna siła i piękno. Po wyjściu na świat ona będzie musiała przeciwstawić się wielu żywiołom. Podobnie jest z życiem alumna. Seminarium chroni go od żywiołów tego świata, ale tylko po to, by mógł lepiej poznać i ukształtować siebie. Czas formacji jest wymagający. W seminarium człowiek jest o wiele bardziej wrażliwy i dostrzega w sobie nawet najdrobniejsze niedociągnięcia. To z kolei może wywoływać wewnętrzne napięcia, a nawet kryzysy. Proces zmagania się z nimi jest najczęściej najbardziej twórczy, to szansa, by kandydat do kapłaństwa mógł odpowiednio ukształtować swój charakter. Im więcej w tym czasie ciszy i im mniej szumu wokół życia alumnów, tym lepiej dla nich.

- Jak powinniśmy pojmować rolę seminarium? Seminarium to "produkt", który trzeba reklamować? Czy od jakości reklamy można uzależniać liczbę przychodzących kandydatów?

- Każdy kandydat do kapłaństwa jest traktowany jako dar od Boga. To Bóg powołuje i w swej decyzji jest całkowicie autonomiczny. Bywa jednak tak, że mężczyzna, który w jakiś sposób odczuwa, że jest powołany przez Boga do realizacji szczególnej misji, nie potrafi dobrze zinterpretować tego wezwania. I to jest zadanie wszystkich katolików, by szukać wokół siebie tych, których Pan wzywa. W Starym Testamencie można przeczytać opis powołania Samuela. Młody Samuel słyszy w nocy głos Boga, ale nie potrafi go odpowiednio zinterpretować. Potrzebuje rady doświadczonego Helego, który tłumaczy mu, co oznacza to tajemnicze wezwanie. We współczesnym świecie nie brakuje powołanych. Brakuje natomiast mądrych przewodników, którzy zatroszczyliby się o nich i podprowadzili do Jezusa. Gdyby każdy wierzący katolik zdał sobie sprawę, jak ważna jest osoba księdza, który przecież służy niebagatelnej sprawie zbawienia człowieka, to nie trzeba byłoby reklamować seminariów duchownych. Niestety, najczęściej ludzie nawet nie wiedzą, czym jest seminarium, dlatego od czasu do czasu warto zwłaszcza młodzieży "zareklamować" to szczególne miejsce. Sądzę jednak, że jakkolwiek dobrze zrobiona "reklama" może poruszyć serce, to jednak nie jest decydująca w podejmowaniu decyzji przez młodych ludzi.

- Franciszkanie prowadzą akcję "Ocal powołanie" czyli modlitwę o anonimowego powołanego (na wzór duchowej adopcji dziecka poczętego). Czy to jest sposób na wzrost powołań? Czy taka inicjatywa wystarczy, czy potrzeba jeszcze zaangażowania proboszczów, wikary, katechetów, rodziców? Jeżeli tak, to w jakiej formie?

- "Ocal powołanie" to bardzo dobra akcja. Z jednej strony skłania ona do modlitwy za powołanych, a z drugiej zwyczajnie uwrażliwia na potrzebę nowych powołań. Z pewnością jednak nie wyczerpuje ona całej formuły poszukiwania powołanych. Tutaj, jak już wspomniałem, potrzeba wysiłku wielu osób, a przede wszystkim rodziców i księży w parafiach. Dom wychowuje do wiary, a w parafii młody człowiek powinien rozbudzać w sobie pragnienie służby drugiemu człowiekowi. Nieocenioną wartość w tym procesie odkrywania powołania kapłańskiego mają małe grupy, w których młody człowiek dostrzega, jak bardzo potrzebny jest kapłan. Młodych ludzi nic nie pociąga tak mocno, jak pełne entuzjazmu poświęcenie życia dla innych. Te elementy są bardzo wyraźnie widoczne w życiu księży. I to jest najlepsza "akcja powołaniowa" – świadectwo życia dobrego, radosnego i oddanego ludziom kapłana.

- Czego można życzyć nowemu rektorowi legnickiego seminarium?

- Przede wszystkim ciągłej wrażliwości na natchnienia Ducha Świętego. Ale też tego, żeby nadszedł czas, gdy zabraknie w seminarium miejsc dla kandydatów. Jest przecież jeszcze tak wiele osób, do których nie dotarła Ewangelia.