Joseph i Hitlerjugend

Süddeutsche Zeitung/Onet.pl/a.

publikacja 28.07.2006 06:13

Sprawę przynależności Josepha Ratzingera do Hitlerjugend wyjaśnia ostatecznie Süddeutsche Zeitung.

List pochodzi z 4 marca 1939 roku, komisarz żandarmerii Joseph Ratzinger prosi w nim o przyjęcie swojego młodszego syna do seminarium duchownego w Traunstein. Dziś jest tam popularny w mieście internat prowadzony przez księży, wówczas była to placówka dla chłopców przygotowujących się do kapłaństwa. Ratzinger ma przepisowo wszystkie dokumenty: pismo polecające Huberta Pöhleina, profesora gimnazjum w Traunstein, który chwali Josepha jako grzecznego, pilnego i niezawodnego ucznia. Jest też świadectwo lekarskie wystawione przez dr. Paula Kellera. Lekarz podkreśla, że chłopiec nabrał sił i jest lepiej odżywiony, ogólnie w dobrym zdrowiu, przy umiarkowanej niedowadze. Młody kandydat zdaje egzamin wstępny w mistrzowskim stylu. 16 kwietnia 1939 roku Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, wstępuje do niższego seminarium św. Michała w Traunstein. To ważna faza w życiu Ratzingera – w seminarium dojrzewa jego decyzja o zostaniu księdzem. Jest to też kontrowersyjny etap w życiu przyszłego papieża: 16 kwietnia 1941 r., w dniu swoich 14. urodzin zostaje członkiem Hitlerjugend. „From Hitler Youth to Papa Ratzi” (Od Hitlerjugend do Papa Ratzi) głosił w zeszłym roku nagłówek w brytyjskiej bulwarówce „Sun”. To głównie w brytyjskich i amerykańskich mediach pokutuje wciąż teza, że na pontyfikacie Benedykta kładzie się długi cień Adolfa Hitlera. Peter Pfister, dyrektor archiwum arcybiskupstwa monachijskiego zżyma się za każdym razem, gdy podnoszone są takie zarzuty. Niedawno był tu znowu dziennikarz z Nowego Jorku. Czytał przez całe przedpołudnie, po czym poleciał do domu i napisał kolejny artykuł o rzekomej hitlerowskiej przeszłości Ratzingera. Wtedy Pfister nie wytrzymał. Wysłał 36-letniego historyka Volkera Laubego do własnego archiwum oraz do seminarium u podnóża Alp.

Laube grzebał, przeglądał, sortował. Zbadał teczkę najbardziej prominentnego wychowanka i jeszcze przed wrześniową wizytą papieża w Bawarii zdążył spisać historię placówki do czasu zakończenia wojny. Wyniki swoich prac przesłał do Rzymu. Papież Benedykt XVI wyraził zgodę na ich publikację – tak powstała książka „Das Erzbischöfliche Studienseminar St. Michael in Traunstein und sein Archiv” (Arcybiskupie seminarium duchowne św. Michała w Traunstein i jego archiwum.) Akta przemawiają na korzyść głowy Kościoła i faktycznie dokumentują to, co Watykan zawsze powtarzał: Joseph Ratzinger nigdy nie był dobrowolnym członkiem Hitlerjugend, został zmuszony do wstąpienia w jej szeregi. Akta opowiadają też o walce seminarium z naporem państwa narodowo-socjalistycznego. A pośrodku tego wszystkiego znajduje się mały uczeń Joseph Ratzinger. Zachowane dokumenty pomagają zrozumieć pochodzenie papieża, choć inaczej niż sądzi pismo „Sun”. Gdy w 1937 roku Joseph Ratzinger rozpoczyna naukę w gimnazjum w Traunstein, na dwa lata przed wstąpieniem do seminarium, walka światopoglądów jest w pełnym toku. Seminarium ma umożliwić dzieciom z biednych rodzin drogę do zawodu księdza. Rodzice seminarzystów, których liczba sięga 170, pracują głównie w rolnictwie, inni są robotnikami, urzędnikami niskiego i średniego szczebla, rzemieślnikami, handlarzami. Na przełomie 1938/39 roku tylko jedenastu uczniów płaci pełne czesne za internat i wyżywienie. Dyscyplina seminarium utrzymana jest w duchu edukacji XIX-wiecznych kleryków. Chłopcy mają być wcześnie przygotowani do sprawowania funkcji duchownych, kroczących przez życie w celibacie i oderwaniu od spraw doczesnych. Zbyt bliskie przyjaźnie, zwłaszcza z dziećmi spoza seminarium, są niepożądane, a rozkład dnia dokładnie zaplanowany. Codziennie należy uczestniczyć w mszy świętej, raz w tygodniu się spowiadać, odmawiać różaniec. Dyrektor Johann Evangelist Mair często jednak pozwala, by to, co ludzkie brało górę nad dyscypliną: dba o zajęcia sportowe i wychowanie muzyczne. Nowy seminarzysta Joseph Ratzinger mimo to cierpi: „Należę do ludzi, którzy nie są stworzeni do internatu – pisze w swoich wspomnieniach. – Uczenie się w sali razem z sześćdziesięcioma innymi chłopcami było dla mnie torturą”. Tylko jedno wydawało się chłopcu jeszcze gorsze: sport.

Seminarium jest solą w oku nazistów. Już wkrótce po przejęciu władzy przez Hitlera rozpoczyna się wojna podjazdowa przeciwko Kościołowi i jego instytucji kształcącej młode pokolenie. W 1934 roku aresztowany zostaje proboszcz Josef Stelle z Traunstein, przed probostwem wybucha bomba. Na szyldach przed seminarium ktoś zamazuje nazwę ulicy kardynała Faulhabera. W 1938 roku zostaje zmieniona. Przede wszystkim jednak minister kultury Hans Schemm oraz Adolf Wagner, okryty ponurą sławą gauleiter (Monachium i Górnej Bawarii – przyp. Onet) starają się podporządkować panującej ideologii gimnazjum w Traunstein, ściśle powiązane z seminarium. Dyrektor zostaje zwolniony, niepożądani nauczyciele aresztowani i przeniesieni. Uczniom, którzy nie należą do Hitlerjugend, od 1938 r. nie przysługuje zniżka w opłatach za szkołę. Mimo to jedna trzecia gimnazjalistów trzyma się z dala od Hitlerjugend, a szkoła nadal uważana jest za podejrzaną. Z początkiem roku szkolnego 1939/40 zostaje połączona z miejscową szkołą realną – tam udział nauczycieli bliskich narodowym socjalistom jest wyższy niż w gimnazjum. Dla uczniów i rodziców, którzy podobnie jak Ratzingerowie nie są nazistami, sytuacja końca lat 30. staje się coraz trudniejsza. Emerytowany policjant Ratzinger zarabia w 1938 roku całe 242 reichsmarki. To boli, gdy Josephowi przepada ulga w czesnym, ponieważ nie jest w Hitlerjugend. Wraz z przyjęciem go do seminarium arcybiskupstwo przejmuje część tych opłat, najpierw w wysokości 450, potem 550 marek rocznie. Przynależności do Hitlerjugend oficjalnie w seminarium się nie zabrania – arcybiskupstwo nie ryzykuje otwartego konfliktu z nazistami. Jednak dla każdego z seminarzystów jasne jest, czego pragnie Kościół. I do 1939 r. nie ma wśród nich ani jednego członka Hitlerjugend. Począwszy od 25 marca członkowstwo staje się jednak obowiązkowe: wszyscy w wieku od 10 do 14 lat muszą należeć do Deutsches Jungvolk (Niemiecki Młody Naród), a w wieku 14-18 lat do Hitlerjugend. Dyrektor seminarium stawia opór przez zwłokę: dopiero od października zgłasza do HJ wszystkich seminarzystów powyżej 14 lat. Zgłoszenia do Jungvolk ciągle jeszcze nie następują. Dla nowych członków Hitlerjugend nadal nie ma obniżki czesnego. Naziści rozróżniają pomiędzy „sprawdzonymi HJ” a „przymusowymi HJ” – kategorią młodzieży hitlerowskiej drugiej klasy, która musi się najpierw zasłużyć.

Przymusowe wcielenie alumnów do Hitlerjugend zmienia życie w seminarium duchownym. Szkolenia, ćwiczenia i apele celowo organizowane są w godzinach modlitw i nabożeństw – nowy porządek ma zastąpić stary. Seminarzyści podporządkowują się bez protestu. Są apolityczni i wychowani w duchu posłuszeństwa wobec zwierzchnictwa. Nie chcą też dać państwu ani partii powodu do jeszcze twardszego postępowania z seminarium. Naziści od dawna szukają okazji, żeby je zamknąć. Szkoła przechodzi różne koleje losu, aż w 1941 r. zostaje przekształcona w lazaret Wehrmachtu. Seminarzyści trafiają na kwatery prywatne lub z powrotem do rodziców. Tak jak Joseph Ratzinger, który przez pewien czas mieszka w budynku klasztoru Zakonu Panien Angielskich w Sparz, a potem w domu rodzinnym. Do czasu, gdy 2 sierpnia 1943 r. zostaje odkomenderowany do Monachium w charakterze pomocnika obrony przeciwlotniczej. Konflikty z nazistami, wojna, służba w oddziale – patrząc na to wszystko z duchowej perspektywy młody Joseph Ratzinger w liście do dyrektora seminarium w grudniu 1945 roku wartościuje to jako okazję „do głębszego pojmowania piękna i wielkości naszego zawodu niż byłoby to możliwe w normalnych okolicznościach”. Takie spojrzenie pozwala istotnie dostrzec w jego życiu cechy łączące młodego chłopaka Josepha, na siłę zwerbowanego do Hitlerjugend, i papieża Benedykta XVI. Na tym tle uzasadniony może być sceptycyzm wobec szermowania obietnicami zbawczymi rzekomo dla tego padołu i postrzeganie silnego, zakorzenionego w tradycji Kościoła jako opoki, która ma największe szanse przetrwać zawieruchy dziejów. Wyjaśnia to także, dlaczego papież Benedykt w swojej wspaniałej poza tym mowie pod koniec maja w Auschwitz wypowiedział owe zdanie, które przysporzyło mu tyle krytyki: że w 1933 roku grupa zbrodniarzy omamiła niemiecki naród zwodniczymi obietnicami, zawładnęła nim i posłużyła się jako narzędziem. Nie była to ze strony papieża próba robienia z Niemców ofiar, pomniejszenia ich udziału w wojnie i mordowaniu Żydów. To było coś, co młody Joseph Ratzinger sam przeżył w katolickiej Górnej Bawarii: zgraja ideologów i nędznych charakterów wtargnęła z zabójczą energią do katolickiego świata z hasłem nowych czasów na ustach. I zmusiła 14-letniego Josepha, by należał do Hitlerjugend.