Delegat SB czy Prymasa?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 11.08.2006 13:07

"Delegat" nie zdradził SB żadnych wielkich tajemnic - twierdzi w rozmowie z Gazetą Wyborczą ks. Stanisław Bogdanowicz. - Może rozmawiał z nimi za zgodą lub na polecenie prymasa Wyszyńskiego? - zastanawia się.

Marek Sterlingow, Marek Wąs: Proszę przeczytać meldunek oficera SB podpułkownika Aleksandra Świerczyńskiego z rozmowy z "Delegatem". Czy "Delegat" jest zdrajcą? Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz: Zdrajca? Na podstawie tego dokumentu nie można tak powiedzieć. On jest tu określony nie jako tajny współpracownik, tylko kontakt operacyjny. A więc ktoś, kto nie zobowiązał się do współpracy z SB. Z jakichś powodów zdecydował się na rozmowę z bezpieką. Zrelacjonował dość wiernie przebieg wizyty w Rzymie, ale powiedział rzeczy powszechnie znane. I pojawia się pytanie: a może przeprowadził tę rozmowę za zgodą lub nawet na polecenie prymasa Wyszyńskiego? - "Delegat" wysłannikiem Prymasa? - Prymas spotyka się najwyżej z premierem czy I sekretarzem partii. Ale jeśli Kościół chciał, żeby SB, czyli władza, uzyskała relację z wizyty u Papieża, to przecież Prymas sam by się z esbekiem nie spotkał. Wysyła delegata. - Czy treść meldunku na to wskazuje? - Z dokumentu dowiadujemy się, że wpływ na "Solidarność" i na Wałęsę usiłują uzyskać ludzie o ekstremistycznych poglądach. Przed wyjazdem do Rzymu Prymas uprzedza Wałęsę, żeby nie ulegał tym wpływom. Wyznacza mu kościelnych doradców. W trakcie wizyty Wałęsa i doradcy wywiązują się z zadania. Nie dochodzi do żadnej sytuacji, która powodowałaby zaognienie stosunków na linii "Solidarność" - władze. Konkluzja relacji "Delegata" jest taka, że Kościół będzie wspierał taki rozwój związku, że będzie przeciwdziałał wpływom ekstremy na związek. Ten meldunek uspokaja esbecję. - Ekstrema to szeroko rozumiane środowisko KOR. Czy w tamtym czasie Prymas rzeczywiście oceniał je krytycznie? - KOR nie był jednorodną organizacją, było tam skrzydło lewicowe, do którego Prymas nie miał zaufania. Rzeczywiście obawiał się ich wpływu na "Solidarność". Podstawowa obawa dotyczyła tego, że upolitycznienie związku może doprowadzić do narodowej tragedii. Prymas Tysiąclecia prowadził własną ostrożną politykę wobec reżimu. - W relacji SB z rozmowy z "Delegatem" są też informacje, które w niekorzystnym świetle stawiają konkretnych ludzi. A to ktoś przysypia na mszy, a to ks. Henryk Jankowski jest skonfliktowany z biskupem gdańskim Kaczmarkiem. - Przede wszystkim - ten meldunek sporządził esbek. A hipoteza, że "Delegat" działał za wiedzą Prymasa, nie wyklucza, że sam od siebie dodał rzeczy brzydkie albo z czymś się wygadał. A może "Delegatowi" wydawało się, że jest wyjątkowo ważny? Ten akapit o konflikcie ks. Jankowskiego z biskupem może na to wskazywać, bo tak naprawdę konfliktu nie było. To biskup Lech Kaczmarek, a nie jakiś młody wówczas ksiądz zdecydował, kto ma odprawić mszę w strajkującej Stoczni. Dlatego uważam, że mówimy o osobie świeckiej z otoczenia Prymasa. - "Delegat" miał też działać w czasie zjazdu "Solidarności". Znowu miał blokować ekstremę i pilnować, żeby Wałęsa został przewodniczącym. W efekcie jego działań we władzach związku znaleźli się agenci.

- To się wpisuje w logikę jego działań w Rzymie. Może wydawało mu się, że wypełnia ważną misję od Prymasa. Może na własną rękę podjął grę z esbecją. Ci podsuwają mu ludzi, o których "Delegat" nie wie, że są TW. SB wydaje się, że ma "agenta wpływu". A "Delegatowi" wydaje się, że to on kręci esbekami i działa z upoważnienia Kościoła. Prymas mógł ogólnie powiedzieć, jaki rozwój wydarzeń uważa za dobry dla Polski, a "Delegat" zinterpretował to jako misję. To wszystko oczywiście hipoteza. Prawdę mogą ukazać tylko nowe dokumenty, które trzeba badać z wielką powściągliwością. One są w IPN, ale i w archiwach kościelnych. Np. Prymas Tysiąclecia pisał "Pro memoria" - codzienne zapiski relacjonujące wszystkie wydarzenia. Te z lat 80. wciąż są utajnione. Może ks. prymas Glemp zajrzał do nich i wie, co się wydarzyło po powrocie delegacji z Rzymu. - Czy księża często byli nagabywani przez SB? - Non stop. Do mnie kiedyś nawet w imieniny przyszedł oficer SB i próbował wręczyć mi kwiaty. Tak mi się miło zrobiło, że przez sekundę chciałem zaprosić go do środka na kawę. Tymczasem on poprosił, żebym mu pokwitował kwiaty, bo przełożeni tego wymagają. Powiedziałem, żeby nie szukał głupszego od siebie. Miałem już wtedy doświadczenie, w latach 60. siedziałem w więzieniu, bo jeden TW zdradził, że poprowadziłem wycieczkę do obrazu Matki Boskiej. - Dlaczego ksiądz nie ujawnia TW, którzy księdza zdradzali? - A po co? Wszystkim przebaczyłem. - Dla prawdy o historii. - Warto to wszystko opisać, przypomnieć, ale nie wiem, czy nazwiska należy ujawniać. - Ksiądz Isakiewicz-Zaleski z Krakowa uważa inaczej. - To mnie dziwi. Zwłaszcza jako historyka. W jego zachowaniu jest zbyt dużo emocji. Historia to nauka, a nie misja moralna. A wiecie, czym się różni Pan Bóg od złego historyka? - Czym? - Pan Bóg historii nie zmieni, a zły historyk tak. Ks. infułat Stanisław Bogdanowicz jest proboszczem bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Historyk, autor książek o Kościele w czasach PRL. Wspierał opozycję w latach 70. i 80. Pod pseudonimem Stan Bogdan pisze bajki dla dzieci.