Sądzony za odprawienie mszy

Rzeczpospolita/a.

publikacja 28.09.2006 07:32

Na Białorusi zatrzymano 78-letniego polskiego księdza. Duchowny może dziś stanąć przed sądem - alarmuje Rzeczpospolita.

Białoruskie władze zarzucają mu, że bez ich zgody odprawił mszę w kościele św. Symeona i Heleny w centrum białoruskiej stolicy. Nie dopełnił ponadto formalności meldunkowych. - Ksiądz przebywa obecnie na wolności, na plebanii jednego z kościołów. Został otoczony opieką przez nasz wydział - powiedział "Rz" konsul Tomasz Kaznowski z Ambasady RP w Mińsku. Zdaniem wiceprzewodniczącego Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Harry'ego Pahaniajły, zatrzymanie księdza to nie przypadek, ale sygnał ostrzegawczy dla Kościoła katolickiego i dla Polski. Jak mówią "Rz" duchowni z Białorusi, władze chciałyby ograniczyć liczbę pracujących na ich terenie duchownych z Polski.Na Białorusi pracuje 345 katolickich kapłanów, w tym aż 170 to cudzoziemcy, głównie Polacy. Księży stale brakuje. 78-letni kapłan przez wiele lat pracował na Białorusi, ale ze względu na zły stan zdrowia musiał opuścić swoją parafię i wyjechać do Polski. Ostatnio przyjechał na Białoruś. Odwiedził Mińsk. 22 września odprawił mszę w kościele św. Symeona i Heleny, zwanym czerwonym, ponieważ jest zbudowany z czerwonej cegły. Po jej zakończeniu podeszło do niego dwóch milicjantów i oświadczyło, że naruszył ustawę "o wolności wyznania i organizacjach religijnych". Zgodnie z tym prawem przejście duchownego cudzoziemca z jednej parafii do drugiej może się odbyć jedynie za zgodą Komitetu ds. Religii i Narodowości. Milicjanci uznali zaś, że sam fakt odprawienia mszy oznacza, że kapłan rozpoczął pracę w Mińsku. Ksiądz Koczko został przewieziony na komisariat i przesłuchany. Milicjanci wypuścili go dopiero po wręczeniu wezwania do sądu i zabraniu paszportu. - Ksiądz przebywa obecnie na wolności, na plebanii jednego z kościołów. Został otoczony opieką przez nasz wydział, a także przez tutejszych duchownych - powiedział "Rz" konsul Tomasz Kaznowski z Ambasady RP w Mińsku. Jak dowiaduje się "Rz", były dwa formalne powody zatrzymania polskiego księdza. Po pierwsze, nie dopełnił niezbędnych formalności meldunkowych (zgodnie z białoruskim prawem cudzoziemiec musi się zarejestrować w ciągu trzech dób od przyjazdu). Po drugie zaś, odprawił mszę bez zezwolenia odpowiednich władz. Istnieje szansa, że do procesu nie dojdzie, ale wówczas ksiądz będzie musiał natychmiast opuścić Białoruś. Możliwe, że będzie miał w przyszłości problemy z wjazdem na Białoruś.

- Niestety, takie jest białoruskie prawo. Surowe i rygorystyczne. Oczywiście, władze mogłyby przymknąć oczy, przecież chodzi o jednorazowe odprawienie mszy - mówi Harry Pahaniajło, wiceprzewodniczący Białoruskiego Komitetu Helsińskiego. - Stało się jednak inaczej i w moim przekonaniu zatrzymanie księdza nie jest przypadkiem. To ważny sygnał ostrzegawczy i dla Kościoła katolickiego, i dla Polski - dodał. Zdaniem pragnących zachować anonimowość katolickich duchownych, Kościół na Białorusi nie ma większych problemów z władzami, ale też nie otrzymuje od nich żadnego wsparcia. Stale brakuje mu księży oraz pieniędzy. Kościół ratuje się wsparciem z Polski. Zdecydowana większość katolików na Białorusi to Polacy, większość mszy odprawiana jest po polsku. I choć polscy kapłani są w stanie prowadzić nabożeństwa również w języku białoruskim, władze chciałyby zmniejszenia na Białorusi liczby księży pochodzących z naszego kraju. Zgodnie z informacjami podawanymi przez oficjalną stronę internetową Kościoła katolickiego na Białorusi, w 400 zarejestrowanych parafiach pracuje 354 kapłanów. Z tego aż 170 to cudzoziemcy, w większości obywatele polscy. Brak rodzimych duchownych na Białorusi to spadek po Związku Radzieckim, który tępił Kościół. Kilkanaście lat temu na wschód od przedwojennej polskiej granicy nie była czynna ani jedna katolicka świątynia, a na pozostałym obszarze - najwyżej 20 procent tych, które działały przed wojną. Kościoły zamieniano na muzea ateizmu, sale koncertowe, a nawet składy i magazyny, liczba księży była znikoma. Ksiądz Koczko jest jednym z tych polskich duchownych, którzy od dawna wspierali białoruski Kościół. Sam urodzony w Brześciu - do dziś w mieście tym żyją jego krewni - 15 lat pracował we wsi Zamoście w rejonie słuckim. Wyremontował zabytkową świątynię, w której wiele lat znajdował się kołchozowy skład nawozów sztucznych. Jak mówią katoliccy duchowni, największym problemem na Białorusi jest ateizacja społeczeństwa. - Na odległej misji, w dalekich krajach, ludzie nie wiedzą nic o Bogu i misjonarz musi im o Nim opowiedzieć. Tu trzeba walczyć z wpajanym przez lata przekonaniem, że Boga nie ma - mówi jeden z księży. Według strony internetowej www.catholic.by, na Białorusi jest około 1,2 miliona katolików. Liczba miejscowych księży powinna wkrótce wzrosnąć - w dwóch seminariach studiuje 138 mężczyzn.