Śmierć na życzenie - holenderski Rubikon

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 20.10.2006 07:27

W każdym innym kraju uśmiercanie "zmęczonych życiem" byłoby gorącym tematem kampanii wyborczej. Ale nie w Holandii, gdzie eutanazja staje się niepostrzeżenie prawem pacjenta - napisała Gazeta Wyborcza.

W dużym tekście na ten tamet opublikowanym w czwartkowym (19 października 2006) wydaniu Gazety Wyborczej Jacek Pawlicki napisał: Przed listopadowymi wyborami Holendrzy spierają się, czy powinni utrzymywać wojska w Afganistanie albo czy ośmioletni nielegalny emigrant Hui Chen powinien być deportowany do Chin wraz ze swą matką Xiu Chen. Nikt nie debatuje jednak nad tym, czy starcza depresja nazywana eufemistycznie "zmęczeniem życiem" może być uznana za dostateczny powód do eutanazji. Zmęczeni życiem - chorzy inaczej W 1998 r. doktor Philip Sutorius przeprowadził "wspomagane samobójstwo" swego pacjenta senatora Edwarda Brongersmy. Polityk nie chorował na nic poważnego i chciał zakończyć życie, gdyż, jak mówił, "stało się puste, bezcelowe i męczące". Sąd najwyższy oświadczył, że "zmęczenie życiem" nie może być powodem eutanazji, ale doktor Sutorius nie został ukarany. - Biorąc pod uwagę, że jednym z warunków dopuszczalności eutanazji w Holandii jest ból nie do zniesienia i bez szansy poprawy, mniej ważne jest to, co stanowi jego przyczynę - tłumaczy Rob Jonqiuere, szef zrzeszającej ponad 100 tys. ludzi organizacji praw pacjenta Prawo do śmierci - Niderlandy (NVVE). - Zmęczeni życiem mogą odczuwać ból nie mniejszy niż chorzy na raka w ostatnim stadium choroby. Eutanazyjne lobby tłumaczy, że dzięki postępom medycyny życie staje się coraz dłuższe, ale nie lżejsze. Przybywa starych, schorowanych ludzi, którzy czują, że przeżyli już swoje lata. "Żyją oni w dziwnej próżni, życie wypełniło się, ale śmierć nie przychodzi. Ludzie ci zdają sobie sprawę, że nic już nie mogą dodać do wartości życia i dlatego cierpią" - czytamy w jednym z periodyków stowarzyszenia popierającego eutanazję. Dlatego NVVE chce walczyć o prawo do eutanazji dla osób "zmęczonych życiem". I jak mówią eksperci - wcześniej czy później go wywalczy. Biurokracja śmierci Wszyscy intuicyjnie czują, iż Holandia stoi nad nowym Rubikonem. Ale w istocie Rubikon jest jeden i został przekroczony cztery lata temu, kiedy zaczęła obowiązywać ustawa o "kontroli przy zakończeniu życia na prośbę pacjenta i o pomocy przy samobójstwie". Zwolniła ona lekarzy z odpowiedzialności karnej za eutanazję, dopuszczając ją przy dopełnieniu staranności w spełnianiu ustalonych z góry kryteriów.

Powstał precyzyjny mechanizm podejmowania decyzji o eutanazji i kontroli ex post lekarzy. Kiedy pacjent prosi lekarza, by ten skrócił jego męczarnie, doktor: - musi być przekonany, że chodzi o dobrowolną i dobrze rozważoną prośbę pacjenta (a nie na przykład podjętą pod presją rodziny), w tym celu pacjent wypełnia specjalny formularz; - musi mieć pewność, że chodzi o pacjenta cierpiącego na ból nie do zniesienia bez szansy na poprawę; - winien poinformować pacjenta o jego stanie i o tym, co go czeka; razem powinni dojść do przekonania, że eutanazja jest jedynym wyjściem; - jeśli wszystkie powyższe warunki zostaną spełnione, musi poradzić się też innego lekarza niezwiązanego ze sprawą i uzyskać od niego orzeczenie o staranności procedury. Po wykonaniu zabiegu lekarz zgłasza nienaturalną śmierć patologowi i sporządza sprawozdanie z eutanazji. Raport przygotowuje też lekarz patolog. Dokumenty idą do prokuratora, który wydaje zgodę na pochówek. Pogrzeb nie kończy sprawy. Wszystkie dokumenty dotyczące przeprowadzonej eutanazji trafiają do jednej z pięciu regionalnych komisji kontroli eutanazji. Zasiadający w niej prawnicy, lekarze i etycy sprawdzają, czy dopełniono procedur. Z reguły mają wątpliwości do ok. 10 proc. zgłaszanych przypadków. Wyjaśnienia ustne i pisemne w zasadzie wystarczają. W 2005 roku na 1933 zgłoszone przez lekarzy przypadki eutanazji, zakwestionowano tylko trzy. Sprawy te jednak nie trafiły do prokuratora, a "niestaranni" lekarze dostali upomnienia dyscyplinarne. Eutanazjaści z dylematami Dlaczego eutanazja nie jest tematem dla polityków? - To chłodna kalkulacja. 85 proc. ludzi popiera obecne rozwiązania - mówi Peter van Hasselt, były lekarz rodzinny. - Przy tak dużym przyzwoleniu społecznym politykom nie opłaca się kontestować eutanazji, nawet chadekom, którzy oficjalnie są jej przeciwni. Van Hasselt, siwy, postawny mężczyzna o jowialnym wyglądzie w ciągu kilkudziesięcioletniej praktyki jako lekarz rodzinny, dziewięć razy odpowiedział pozytywnie na prośbę pacjentów o skrócenie męczarni. Były to najtrudniejsze decyzje w jego życiu. Dziś pracuje w sieci lekarzy SCEN konsultujących tych lekarzy rodzinnych, którzy godzą się na przeprowadzanie eutanazji.

Choć przeciwnicy zabijania z litości nazywają takich lekarzy jak on "eutanazjastami", van Hasselt uważa eutanazję za rodzaj "mniejszego zła", kiedy w konflikcie dwóch lekarskich powinności - podtrzymywania życia i łagodzenia cierpienia - górę bierze akt miłosierdzia. - Czasami jedynym sposobem na skrócenie nieznośnego cierpienia jest skrócenie życia - tłumaczy. - To nie jest tak, że wystarczy raz, a potem wszystko idzie jak z płatka. Nie uczyłem się zabijać, tylko leczyć. Grozę tych słów pomoże uzmysłowić fakt, że w Holandii każdy pacjent ma swego "osobistego" lekarza rodzinnego i często leczy się u niego przez całe życie. Często z prośbą o eutanazję zwracają się długoletni pacjenci. Zdarza się więc, że lekarz uśmierca ludzi, których zna od dziesięcioleci, a nawet przyjaciół. Podobnie jak van Hasselt myśli większość holenderskich lekarzy. Przeciwników jest zdecydowanie mniej - tylko 11 proc. odrzuca eutanazję w każdym przypadku. Pozostali podejmują decyzję każdorazowo, rozpatrując prośby pacjentów. I jak wynika z danych ministerstwa zdrowia, trzy czwarte z próśb zostaje odrzucona. Wolny wybór Lekarze i prawnicy wiedzą, gdzie leży ich Rubikon. - Eutanazja nie jest w żadnym wypadku prawem pacjenta, ale możliwością, po którą może sięgnąć lekarz, kierując się litością - mówi profesor Johan Legemaate, radca prawny jednej z izb lekarskich KNMG. - Jeśli eutanazja miałaby stać się prawem pacjenta, lekarze przestaną ją popierać i wycofają się z jej praktykowania - zapewnia Legemaate. Problem w tym, że pryncypialność profesora ma się nijak do codzienności. W potocznej świadomości eutanazja jest bowiem prawem pacjenta, egzekwowanym przez lekarzy. A przynajmniej tak przedstawia sprawę bardzo wpływowa organizacja Prawo do śmierci - Niderlandy (NVVE), dla której nie ma już Rubikonu. Konflikt między tymi dwoma punktami widzenia jest oczywisty i wcześniej czy później dojdzie do decydującego starcia. Wcześniej czy później śmierć z litości może stać się "śmiercią z wyboru", śmiercią, która się należy - tak jak obywatelom należy się opieka zdrowotna. Możliwe tylko w Holandii Żeby to wszystko pojąć, trzeba przyjrzeć się bliżej Holendrom. To otwarte, pragmatyczne społeczeństwo, bardzo zeświecczone i przede wszystkim pluralistyczne. Prawo do osobistego wyboru jest uznawane za większą wartość niż np. moralna nauka kościoła. To dlatego odsetek katolików-zwolenników eutanazji jest bardzo wysoki i sięga 92 proc.! - Katolicy są też w naszych szeregach - opowiada Rob Jonqiuere z eutanazyjnego lobby NVVE. - Mówią, że skoro Bóg dał im życie, oni mają prawo mu je zwrócić. Wszystko to składa się na skomplikowany obraz kraju, który za społecznym przyzwoleniem przekroczył coś, co dla innych narodów jest wciąż tabu. Prof. prawa Johan Legemaate uważa wręcz, że holenderskiego modelu eutanazji nie da się przenieść gdzie indziej. W jego centrum leży bowiem założenie, że skoro istnieją takie zjawiska, jak np. prostytucja czy zabijanie z litości, to lepiej nadać im ramy prawne, by je kontrolować.

Holendrów irytuje bardzo przedstawianie ich kraju w zagranicznych mediach jako współczesnej Sodomy i Gomory, gdzie kwitnie legalna prostytucja, sprzedaż miękkich narkotyków, a staruszkowie są uśmiercani z litości za namową rodzin. Judith van den Berg z departamentu etyki ministerstwa zdrowia tłumaczy, że depenalizacja eutanazji nie była ideologicznym kaprysem elit politycznych Holandii. Ustawa eutanazyjna z kwietnia 2001 r. usankcjonowała blisko 30 lat debaty i praktyki w tym zakresie. Słowem - zanim określono warunki, po spełnieniu których prokuratorzy nie ścigają lekarzy przeprowadzających eutanazję, odbyło się kilkadziesiąt procesów sądowych o śmierć na życzenie, miało miejsce wiele precedensów, przez media przewaliła się wielka debata. Jeszcze dalej w stawianiu diagnozy posuwa się profesor etyki z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie Govert den Hartogh. - Wszyscy myślą, że zgoda na eutanazję to moralna rewolucja. Nic bardziej mylącego. Jest dokładnie odwrotnie, wszystko to bierze się ze społecznego tradycjonalizmu i pragmatyzmu Holendrów - zapewnia. Kościół: eutanazja nie jest rozwiązaniem Naturalnie w Holandii nie brakuje przeciwników eutanazji. Willem Jacobus Eijk, katolicki biskup Groningen-Leeuwarden uważa, że prawo, które raz uchyla drzwi do eutanazji, pozwoli jej zwolennikom otworzyć je na oścież. Najlepszym dowodem na to są dla biskupa dyskusje o eutanazji dla "zmęczonych życiem", czy słynny już na świecie proktokół z Groningen pozwalający lekarzom pediatrom uśmiercać mocno upośledzone i nieuleczalnie chore noworodki. - Ponadto tak zwana legalizacja eutanazji nie przyczynia się bynajmniej do większej przejrzystości - mówi biskup Eijk. Przykład? Badania wskazują, że w 1995 r. lekarze zgłaszali ok. 41 proc. przypadków eutanazji, w 2001 roku odsetek ten wynosił 54 proc. Tak nieznaczny wzrost, mimo olbrzymiego prawnego kroku stawia pod znakiem zapytania celowość utrzymywania całego systemu. Dlaczego tylko połowa z przeprowadzanych w Holandii eutanazji jest zgłaszanych? Eksperci tłumaczą, że dzieje się tak, ponieważ lekarze nie dopełniają procedur albo po prostu wolą pozostać w cieniu. Mimo ogromnego poparcia społecznego, eutanazja nie jest czynnością medyczną, a przysięga Hipokratesa zabrania uśmiercania pacjentów. Według Kościoła alternatywą dla eutanazji jest tzw. opieka paliatywna, czyli hospicyjna, pozwalająca nieuleczalnie choremu i cierpiącemu pacjentowi na godne doczekanie do naturalnej śmierci. Za tym rozwiązaniem opowiada się też przeciwne eutanazji Stowarzyszenie Holenderskich Pacjentów (NPV), które zrzesza ponad 70 tys. członków. Stojący na jego czele dr R. Seldenrijk opowiada historię "cudownej przemiany" jednego z domów opieki. Zanim nie przejął go lekarz sprzeciwiający się eutanazji, eutanazja nie była tam rzadkością. Po zmianie zasad, poprawie warunków życia (starszym ludziom pozwolono np. trzymać zwierzęta) przez dziesięć lat nie odnotowano żadnego przypadku śmierci na życzenie. W bogatej Holandii hospicjów jest mało, a eutanazja jest niewątpliwie "tańszym" rozwiązaniem. Nawet jej zwolennicy przyznają, że najpierw rozwinięto politykę wobec eutanazji, a potem zaczęła się debata o opiece paliatywnej. Biskupa Eijka najbardziej niepokoi też to, że nawet tam, gdzie w szpitalach powstają oddziały opieki paliatywnej, resort zdrowia naciska, by kierowani na nie pacjenci mieli dostęp do eutanazji. W ten sposób sankcjonuje się niejako to, czego lekarze boją się najbardziej - stworzenie z eutanazji powszechnego prawa pacjenta.