Ksiądz na polu minowym

Gazeta Krakowska/a.

publikacja 03.11.2006 15:10

Bezwzględny lustrator Kościoła, czy osoba dbająca o jego dobre imię? Czy trzęsienie ziemi spowodowane przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego będzie miało ciąg dalszy? I czy krakowska kuria powstrzyma wydanie jego książki? - zastanawia się Gazeta Krakowska.

W obszernej publikacji autorstwa Marty Paluch czytamy: W historii Kościoła po roku 1989 na żadnego innego duchownego nie sypały się takie gromy jak na duszpasterza Ormian. "Inkwizytorem", "niemiłosiernym i bezwzględnym oskarżycielem" nazwał go niedawno ks. dr Piotr Majer, kanclerz krakowskiej kurii; prymas Józef Glemp - "nadUBowcem". Kilka dni później kardynał Stanisław Dziwisz na spotkaniu Episkopatu Polski wyznał dziennikarzom, że... utrzymuje z ks. Zaleskim dobre stosunki i że ten zawsze może się do niego zwrócić. Krakowski Kościół chyba nie znalazł modus vivendi z niepokornym duchownym. Książka pod specjalnym nadzorem Ks. Isakowicz ma silną osobowość - twierdzą jego przyjaciele. I nawet gdyby miał ponieść surowe konsekwencje, publikacja o inwigilacji krakowskiego Kościoła przez SB tak czy inaczej ujrzy światło dzienne - podkreślają. Nie ma wiele do stracenia - nie pełni już funkcji duszpasterza Ormian, krytykują go duchowni z całej Polski. Co zrobi, gdy "Znak", z którym podpisał umowę na wydanie książki, wycofa się z niej? A jest to prawdopodobne, ponieważ krakowska kuria w osiem dni po złożeniu przez księdza maszynopisu do wydawnictwa, stwierdziła, że ksiądz "nadużył zaufania metropolity" i "wydaje książkę na własną odpowiedzialność". A to właśnie kardynał Dziwisz ma dokonać jej "moralnej recenzji" za kilka miesięcy. Tymczasem historycy PAT działający przy komisji "Pamięć i Troska" mają opublikować wkrótce pierwszą część wyników swoich badań, dotyczącą okresu i tematów, którymi zajmuje się ks. Zaleski. Znajdą się tam m.in. artykuły dotyczące ks. Mieczysława Malińskiego i ks. Jana Bielańskiego ("GK" z 28. 10.) oraz funkcjonariuszy IV wydziału SB. Pojawiły się głosy, że to świadomy zabieg.

- Chcą storpedować publikację ks. Zaleskiego, na dobre zamknąć mu usta - mówi jeden z księży. Wśród dziennikarzy krążą sprzeczne informacje. Mówi się, że "Znak" książki na pewno nie wyda, żeby się nie narazić metropolicie, z drugiej strony słychać zapewnienia, że prace nad edycją trwają. Prezes wydawnictwa "Znak" nie przesądza sprawy. - Kardynał jeszcze nie dostał książki do wglądu, bo podawane tam fakty weryfikują historycy - mówi Henryk Woźniakowski. Pytany o to, czy wyda książkę w momencie gdy kardynał Dziwisz oceni ją negatywnie, odpowiada: - Wtedy będziemy się martwić. Biskupi naciskali Co wyprowadziło kurię z równowagi na tyle, by nakazać księdzu milczenie? Oficjalnie mówi się o przekroczeniu przez ks. Zaleskiego ustalonego zakresu badań. Kanclerz kurii napisał, że ks. Zaleski dostał pozwolenie na badanie wydarzeń, które dotyczyły tylko jego (chodzi m.in. o dwukrotne ciężkie pobicie w 1985 r.). Jednak ks. Zaleski jeszcze przed zakazem wypowiadania się potwierdzał, że kardynał Dziwisz na bieżąco poznaje powstającą książkę i że jej treść i zakres były z nim uzgadniane. Tłumaczył, że jego badania dotyczyły zawsze kurii krakowskiej - studiujących tu kleryków i osób przyjeżdżających m.in. w związku z papieskimi pielgrzymkami. Nieoficjalnie mówi się, że do kard. Dziwisza mieli pretensje inni biskupi, którzy chcieli sprawy "swoich" TW rozwiązywać we własnej diecezji. Ponadto, w książce miały się znaleźć nazwiska wysoko postawionych w hierarchii kościelnej osób, m.in. trzech biskupów i jednego wpływowego księdza z Warszawy, o którym informacja dotarła do prymasa Glempa. Historyków dziwi argument kurii o przekroczeniu granic diecezji. - To było nieuchronne i oczywiste. Historia nie uznaje lokalnych podziałów, a badacz powinien iść za tym, czego się dowiedział. Ks. Zaleski od początku wiedział, że na tym polu trudno mu będzie znajdować sprzymierzeńców - mówi Marek Lasota, historyk IPN, autor książki "Donos na Wojtyłę". Gorszy niż Hejmo? Skąd tyle niejasności narosło wokół ks. Zaleskiego, skoro sam kard. Dziwisz przyznaje, że należy raz na zawsze rozliczyć się z przeszłością? Ks. Isakowicz zawsze podkreślał, że chce ukazać całe spektrum inwigilacji Kościoła - głównie postawy heroiczne, ale też TW. - Nie jest to jednak główny cel mojej książki. Nie podam też nazwisk osób, co do których nie istnieje pewność, że byli współpracownikami bezpieki - zapewniał wielokrotnie. Mimo to kuria osądza go surowo. Nawet o. Konrad Hejmo, który był współpracownikiem SB, nie doczekał się tylu krytycznych uwag. Oświadczenie kurii z 17 października, w którym zarzuca się księdzu zerwanie umowy z kardynałem i "wypaczenie obrazu kapłana" oraz spowodowanie zgorszenia wiernych i niszczący wpływ na wspólnotę Kościoła zdziwiło także media.

Do tej pory podobne spory rozstrzygało się na rozmowie w cztery oczy między zwierzchnikiem a podwładnym, a nie publicznie. - Dlatego oświadczenie odniosło skutek odwrotny od zamierzonego. Niektórzy poczuli się zgorszeni, nie postępowaniem ks. Zaleskiego, ale atakiem kurii na jego osobę - mówi Marek Zając, publicysta "Tygodnika Powszechnego". Przypomina komentarz kard. Dziwisza, który niedługo po oświadczeniu wyznał dziennikarzom: - My przecież z Tadeuszem dobrze żyjemy. Ja mu dobrze życzę. - Byłem tym zaskoczony. Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć - przyznaje Marek Zając. Zając tłumaczy, że niekonsekwentne stanowisko kurii wynika z faktu, że w Kościele krakowskim nie ma zgody co do tego, czy i jak przeprowadzać rozrachunek z przeszłością. Gdy jesienią 2005 r. ks. Zaleski zwrócił się do kardynała Dziwisza z prośbą o radę, co ma ze swoją teczką zrobić, nie otrzymał odpowiedzi. Za drugim razem usłyszał: "Polecamy księdza opiece Matki Boskiej". - Kardynał nie był dobrze zorientowany w tematyce. Pod wpływem niektórych osób z otoczenia krytycznie nastawionych do Tadka zachował dystans. Potem jednak, gdy Tadek przyszedł do niego i pokazał materiały ze swojej teczki, powiedział: pisz wszystko - mówi jeden z przyjaciół księdza. Ową niekonsekwencję ostrzej ocenia socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Ireneusz Krzemiński. - Biskupi traktują księży w sposób przedmiotowy, a wiernych z wyższością, jak lud, który ma ich słuchać. W polskiej hierarchii kościelnej wzmocniła się tendencja autorytarna. To bardzo dziwi, zwłaszcza gdy zdajemy sobie sprawę, że ks. Zaleski chce pokazać w książce obraz całego, bohaterskiego Kościoła, a nie tylko TW. Zresztą wiadomo, jak szantażowani byli duchowni w czasach PRL. Ksiądz Zaleski poprzez kierowane do nich listy daje im miejsce na wyjaśnienie, które każdy rozsądny człowiek jest w stanie zrozumieć i zaakceptować - mówi. Faktem jest, że działalność ks. Zaleskiego podzieliła Kościół. Wysocy dostojnicy, jak chociażby bp Tadeusz Pieronek czy abp Józef Życiński, oceniają ją negatywnie. Z drugiej strony, ks. Zaleski ma wsparcie w niektórych duchownych niższej rangi i wiernych. Murem stanęli też za nim Ormianie mieszkający w Polsce. - Zostawiono go samego. Za tę książkę ciągle spotykają go szykany. To po prostu nie przystoi - oburza się Adam Terlecki, prezes Ormiańskiego Towarzystwa Kulturalnego w Krakowie.

Saper na polu minowym Ks. Zaleski jest ostro atakowany, jednak trzeba przyznać, że nie zostawał dłużny. Wielokrotnie mówił o korporacjonizmie wśród duchowieństwa, oskarżał bliskie otoczenie kardynała Dziwisza o to, że są w nim byli TW i ludzie, którzy ich chronią. W jednym z wywiadów nazwał ich "szczekaczami", którzy chcą go skłócić z kardynałem. Wielokrotnie powtarzał, że historycy przy komisji "Pamięć i Troska" nic nie robią. Skarżył się też, że hierarchia karze jego - jak to określił "sapera, który chodzi po polu minowym". Dziennikarze przyznają, że niepotrzebnie podgrzewał atmosferę wskazując im osoby, które według niego były TW. Co prawda nie publikował ich nazwisk, ale z podawanych przez niego informacji można było się zorientować o kogo chodzi. Niedawno ujawnił, że wśród księży pracujących przy procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II jest były TW. Wszedł też na suwerenny teren zakonu ujawniając prasie pseudonimy i charakterystyki jezuitów, którzy według niego donosili na współbraci. Zarzuca mu się brak obiektywizmu. - Popełniłem wiele błędów, których żałuję, ale od kilku miesięcy żyję pod straszliwą presją - przyznał ks. Zaleski. Pojawiają się również głosy, że na obiektywizm publikacji mogą wpłynąć prześladowania Isakowicza za komuny. - Nikt nie jest najlepszym adwokatem własnej sprawy - mówi ks. Bogdan Wójcik, przewodniczący tarnowskiej komisji badającej inwigilację Kościoła za PRL. Podobne głosy dały się słyszeć wśród publiczności podczas niedawnej konferencji nt. lustracji duchowieństwa, zorganizowanej przez oo. dominikanów. - Wielokrotnie mówił, że ma wątpliwości, więc pewnych rzeczy nie będzie publikował - broni go prof. Ryszard Terlecki. Księdzu zarzuca się też brak historycznego wykształcenia (jest teologiem). - Napisałem jednak pracę magisterską z historii Kościoła pod okiem wybitnego historyka, prof. Bolesława Kumora. Mam na koncie również kilka publikacji historycznych - broni się Zaleski. Historycy natomiast są zgodni: gdyby nie ks. Zaleski, lustracja w krakowskim Kościele dokonałaby się rękami pracowników IPN lub, co gorsza, dziennikarzy, którzy nie mają odpowiedniego przygotowania do badania akt i skupialiby się na ujawnianiu nazwisk TW. Pośrednio jego zasługą jest też, że komisja duszpasterska "Pamięć i Troska", powołana wiosną tego roku w Krakowie, jest najszybciej działającą w kraju. Według obietnic prof. Ryszarda Terleckiego, wkrótce ma zostać opublikowany pierwszy efekt jej prac dotyczących m.in. tajnych współpracowników w gronie duchowieństwa. Szybko, zważywszy, że np. w diecezji tarnowskiej prace trwają od trzech lat, a publikacji nie widać. - Na Kraków są teraz zwrócone oczy całego polskiego Kościoła i Episkopatu. To lustracyjny poligon. Jeśli publikacja Zaleskiego będzie dobra, stanie się wzorcem dla innych diecezji - przyznaje Marek Zając.