Oddzielą Kościół od państwa?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 15.11.2006 19:24

Przywódcy norweskiego Kościoła luterańskiego zdecydują wkrótce, czy rozejść się z państwem. Nie jest to łatwe po 449 latach ścisłego związku - zauważa Gazeta Wyborcza.

W obszernym artykule Jacek Pawlicki napisał: Od poniedziałku w znanym z zawodów narciarskich miasteczku Hafjell obraduje Kirkemoetet, czyli najwyższe zgromadzenie norweskich władz kościelnych. 11 biskupów luterańskich i 90 innych, prominentnych reprezentantów Kościoła dyskutuje o rozdziale Kościoła od państwa. Do 1 grudnia hierarchowie muszą zaproponować, czy i jak zmienić stosunek Kościoła do państwa. Państwowy od reformacji Rozwód nie jest łatwym rozwiązaniem po 449 latach ścisłego związku, z którego korzystały obie strony. Norweski Kościół ewangelicko-luterański jest Kościołem państwowym od czasów reformacji - od 1537 r. Na jego czele stoi król - obecnie Harald V. Storing, czyli norweski parlament, jest najwyższym organem legislacyjnym, przez który przechodzą wszystkie kościelne akty prawne. Rodzina królewska zobowiązana jest wyznawać luteranizm, a rząd wybiera biskupów i dziekanów oraz kontroluje kościelny budżet, na który łożą w formie podatku kościelnego wszyscy luteranie. W norweskiej konstytucji luteranizm zapisano jako religię wszystkich Norwegów. Jednak dzięki poprawce z 1964 r. obywatele mają zagwarantowaną swobodę wyznawania religii i nie-luteranie nie łożą na Kościół państwowy. O tym, jak wielkie zmiany zaszły nad fiordami, świadczy fakt, że do 1851 r. obowiązywał tam konstytucyjny zakaz wjazdu Żydów i jezuitów. Liberalny czy ortodoksyjny? Dziś konserwatywna struktura Kościoła nie pasuje do coraz bardziej liberalnej rzeczywistości. Choć 85 proc. mieszkańców liczącej 4,5 mln Norwegii jest członkami Kościoła luterańskiego (stają się nimi automatycznie po urodzeniu), tylko niespełna 10 proc. przychodzi na nabożeństwa częściej niż raz w miesiącu. Norwegia podobnie jak inne kraje skandynawskie jest bowiem bardzo zlaicyzowana. Dla większości Norwegów uprzywilejowana pozycja Kościoła to przeżytek niepasujący do postępowego i coraz bardziej wieloetnicznego charakteru kraju. - W istocie nie jest to debata o rozwodzie Kościoła od państwa, ale o tym, jak bardzo politycznie poprawny ma być Bóg i Kościół - mówi "Gazecie" Nina Witoszek Fitzpatrick, profesor na wydziale studiów historii kultury Uniwersytetu w Oslo.

Prof. Witoszek tłumaczy, że Norwegowie to bardzo egalitarne i demokratyczne społeczeństwo. Dlatego obóz zwolenników separacji nie jest jednolity - podzielił się na dwie frakcje. Frakcja liberalna opowiada się za modelem "Kościoła ludowego", humanistycznego, który akceptowałby kobiety biskupów i pastorów homoseksualistów. Druga, bardziej tradycyjna, chce się odłączyć od państwa głównie po to, by ograniczyć liberalizację Kościoła. Od jesieni ub.r. w Norwegii rządzi centrolewicowa "czerwono-zielona" koalicja Partii Pracy premiera Jensa Stoltenberag, Socjalistycznej Partii Lewicy i reprezentującej interesy wsi - Partii Centrum. Konserwatyści w Kościele obawiają się, że postępowcy z rządu narzucą Kościołowi liberalne reformy. To nie tylko symbole - Decyzja o rozdziale Kościoła od państwa będzie miała znaczenie symboliczne, usankcjonuje to, co stało się w społeczeństwie - mówi "Gazecie" Jakub Godzimirski z Norweskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (NUPI). Z sondaży wynika, że ponad połowa Norwegów popiera rozdział Kościoła od państwa, ale prowincja obawia się zbyt gwałtownych zmian. Debata na ten temat toczy się w Norwegii od lat. W styczniu skończyła pracę specjalna komisja powołana przez rząd w 2003 r. 14 z 20 jej członków opowiedziało się za rozluźnianiem związku Kościoła z państwem przy utrzymaniu uprzywilejowanej pozycji luteranów. Paradoksalnie za takim rozwiązaniem opowiedziała się też Lene Larsen, muzułmanka zasiadająca w komisji. Jej zdaniem jest to jedyny sposób na przeciwdziałanie sekularyzacji norweskiego społeczeństwa. Wszystko wskazuje na to, że skończy się na połowicznym rozwodzie. Kościół zachowa zapewne uprzywilejowaną pozycję w państwie, ale luteranizm przestanie być religią państwową. To kościelny synod, a nie rząd będzie wybierał biskupów. Niewykluczone, że rząd zwoła referendum w sprawie przyszłości Kościoła. Konsekwencją może być też zmiana konstytucji. Obecnie 12 artykuł mówi, że połowa członków rządu musi być wyznawcami luteranizmu. Wpływowe w Norwegii organizacje praw człowieka wskazują, że pozostaje to w sprzeczności z międzynarodowymi konwencjami o prawach człowieka, które podpisała Norwegia.