Abp Wielgus sam się przyznał

KAI

publikacja 03.02.2007 06:24

Abp Stanisław Wielgus sam przyznał się do współpracy ze Służbami Bezpieczeństwa PRL - powiedział KAI rzecznik Episkopatu Polski i Kościelnej Komisji Historycznej ks. Józef Kloch.

W ten sposób skomentował doniesienia Życia Warszawy, że analiza grafologiczna podpisu "Grey" z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej, wykazała, iż został on sfałszowany. "Grey" jest pseudonimem nadanym przez Służbę Bezpieczeństwa abp. Stanisławowi Wielgusowi. Według ks. Klocha doniesienia "Życia Warszawy", że podpis "Grey" mógł być sfałszowany, nie przekreślają wyników prac Kościelnej Komisji Historycznej, która 5 stycznia stwierdziła, że z dokumentów znajdujących się w IPN wynika, iż abp Stanisław Wielgus podjął współpracę z organami bezpieczeństwa PRL. Rzecznik Episkopatu zwraca uwagę, że abp Wielgus sam kilkakrotnie przyznał się do kontaktów i współpracy z SB w odezwie do wiernych, która była czytana w kościołach archidiecezji warszawskiej 6 stycznia br. - Jeśli przeczytamy uważnie odezwę abp Wielgusa to trzy razy znajdziemy tam sformułowanie dotyczące uwikłania w kontakty z SB, dwukrotnie Ks. Arcybiskup pisze o skrzywdzeniu Kościoła, zarówno w tamtym czasie jak i obecnie, w końcu raz wspomina o współpracy z SB. Te sformułowania napisane przez samego Księdza Arcybiskupa, a także ogromna pokora tego tekstu i wyznanie pewnej winy nie pozostawiają żadnych znaków zapytania - powiedział KAI ks. Kloch. Według niego Kościelna Komisja Historyczna nie musi weryfikować swojego stanowiska, bowiem jej praca polegała na naukowej analizie materiałów SB, a nie na formułowaniu ocen. Zwrócił uwagę, że 12 stycznia, w czasie nadzwyczajnego zebrania biskupów diecezjalnych w Warszawie, zdecydowali oni, że po orzeczeniu Kościelnej Komisji Historycznej rozpocznie się kolejny etap prac w danej sprawie. - Zespół ekspertów zbada zagadnienie, skonfrontuje, sprawdzi, a jeśli to będzie konieczne, zgromadzi zeznania i to wszystko zostanie przekazane Stolicy Apostolskiej, bo do niej należy wydanie ostatecznej opinii - tłumaczy rzecznik Episkopatu. Ks. Kloch podkreśla, że zawsze był zwolennikiem pewnego dystansu wobec materiałów wytworzonych przez SB. - To co dziś opublikowało "Życie Warszawy" nie jest jakąś szczególną nowością, byłem bowiem zawsze zwolennikiem zachowania dużego dystansu do materiałów wytworzonych przez Służby Bezpieczeństwa PRL. Żadne skrajne stanowisko nie jest tu dobre: ani uznanie tych materiałów w całości za "prawdę objawioną", ani zupełne ich odrzucenie, choć zdarzały się całe sfałszowane teczki, jak np. w przypadku ks. Romualda Wekslera-Waszkinela. Na pewno jest potrzebny duży dystans do tych materiałów - mówi rzecznik Kościelnej Komisji Historycznej. Kościelna Komisja Historyczna w komunikacie z 5 stycznia br. napisała: "Komisja stwierdziła, że istnieją liczne, istotne dokumenty potwierdzające gotowość świadomej i tajnej współpracy ks. Stanisława Wielgusa z organami bezpieczeństwa PRL. Z dokumentów wynika również, że została ona podjęta". Abp Stanisław Wielgus ustosunkowując się do oskarżeń o współpracę z organami bezpieczeństwa PRL kilkakrotnie przyznał się do kontaktów z SB, ale zdecydowanie zaprzeczał, że był tajnym współpracownikiem SB. W oświadczeniu wydanym 5 stycznia, po opublikowaniu komunikatu Kościelnej Komisji Historycznej, obszernie przedstawił charakter i zakres kontaktów z SB. Napisał m.in.: "Najgorszy był mój wyjazd do Monachium w r. 1978. Miałem wówczas spotkanie z bardzo brutalnym funkcjonariuszem wywiadu, który wrzaskiem i groźbami, że mnie zniszczy, skłonił mnie do podpisania deklaracji współpracy z wywiadem. Była to moja chwila słabości". A dalej stwierdził: "Wiem, że nie powinienem utrzymywać żadnych relacji ze służbami PRL. Żałuję tego bardzo, że w ogóle podjąłem wyjazdy zagraniczne, które te kontakty spowodowały". Z kolei w odezwie do wiernych z 6 stycznia abp Wielgus napisał, że przedstawił - Ojcu Świętemu i odpowiednim dykasteriom Stolicy Apostolskiej - swoją drogę życiową wraz z tą częścią jego przeszłości, którą stanowiło uwikłanie w kontakty z ówczesnymi służbami bezpieczeństwa, działającymi w warunkach totalitarnego i wrogiego Kościołowi państwa. - "Powodowany pragnieniem odbycia ważnych dla mojej specjalności naukowej studiów, wszedłem w te uwikłania bez należytej roztropności, odwagi oraz zdecydowania do ich zerwania". Dalej przyznaje, że - samym faktem tego uwikłania skrzywdził jednak Kościół. - "Skrzywdziłem go ponownie kiedy w ostatnich dniach w obliczu rozgorączkowanej kampanii medialnej zaprzeczyłem faktom tej współpracy".